Układy, układziki

Patologie kolejnych rządów prawicy postsolidarnościowej, czyli solidaruchów – od Mazowieckiego po Tuska – wymieniać można długo. Oczywiście jedne spośród nich swoją funkcję sprawowały fatalnie, inne bardzo źle, jeszcze inne ledwo przeciętnie, na w pełni pozytywną ocenę nie zasługiwał żaden. Jeśli chodzi o samorządowy, to tutaj sytuacja jest o wiele bardziej złożona, nie w każdej bowiem jednostce samorządu terytorialnego rządzą lub współrządzą przedstawiciele obozu postsolidarnościowego. Niemniej, wszędzie tak, gdzie dorwali się oni do władzy, tworzą to, o czym zamierzam dziś napisać.

A są to układy, z reguły nieformalne , niekiedy wręcz kryminale (vide te w wykonaniu PiS-owców i Zerowców), nieodmiennie patologiczne. Idą od samej góry, czyli administracji rządowej i spółek Skarbu Państwa, poprzez samorząd, aż po gminne jednostki administracyjne tudzież gospodarcze. Opierają się na kumoterstwie i nepotyzmie, czyli obsadzaniu kluczowych stanowisk znajomymi oraz krewnymi, niezależnie od tego, czy posiadają oni odpowiednie kwalifikacje, czy (częściej) nie. Dlatego niby to bezstronne konkursy, zwłaszcza na stanowiska prezesów czy dyrektorów, w większości przypadków stanowią fikcję i organizowane są, bo tego prawo wymaga; zdarzają się i przeprowadzone uczciwie, przypuszczam wszelako, iż są one wyjątkami. Ludzie RZECZYWIŚCIE kompetentni otrzymują daną posadę wówczas jedynie, gdy inaczej naprawdę się już nie da, czyli gdy „swój” nie poradzi sobie z obowiązkami wymagającymi określonej wiedzy czy umiejętności.

A potem taki dyrektor czy prezes z politycznego/koleżeńskiego/rodzinnego układu również zatrudnia „swoich”, na takich samych zasadach, na jakich on sam dostał fotel – czyli organizując z góry ustawione konkursy. Rzecz jasna, „swoi” muszą być w minimalnym choćby stopniu powiązany z którąś spośród partii postsolidarnościowych lub (FORMALNIE od nich niezależnym) komitetem danego samorządowca, ewentualnie znajdować się w kręgu dobrych znajomych bądź rodziny wysoko postawionego solidarucha. I tak to się kręci…

Przykładem są nie tylko właśnie ujawniane patologie w przejętych przez Bezprawie i Niesprawiedliwość z przystawkami państwowych spółkach; gwoli ścisłości należy dodać, że PSL jest równie pazerne na stanowiska, zaś PO o tyle lepsza niż PiS, że jej układy, w większości przynajmniej, nie są JAWNIE kryminalne, no i od czasu do czasu gdzieś tam zatrudni prawdziwego specjalistę. Patologię tę widać nawet w małych gminach; może nawet właśnie w ich strukturach stosunkowo łatwo ją dostrzec.

Ot, weźmy gminną spółkę zajmującą się administracją. Jej prezes to oczywiście dobry znajomy, a przy tym zaufany człowiek burmistrza, obsadzony wedle zasady: „bierny, mierny, ale wierny”. Cecha taka jak uczciwość nigdy się u niego nie wykształciła… ale nie zalicza się on pod tym względem w owym przedsiębiorstwie do wyjątków, bowiem inna zatrudniona tam ważna figura jest rodzinnie powiązana z agentką ubezpieczeniową obsługującą obiekty pozostające pod administracją spółki. Oczywiście, do wykonywania poszczególnych prac, np. naprawczych, remontowych czy kontrolnych, zatrudniane są firmy powiązane z panem prezesem. Innymi słowy: kolesiostwo, kolesiostwo i jeszcze raz kolesiostwo, nie wspominając o nepotyzmie.

Solidaruchy funkcjonują na tej wstrętnej zasadzie niejako z definicji. Są wszak prawicowcami, co oznacza, że traktują Polskę – na poziomie państwowych oraz samorządowym, rządowym, parlamentarnym tudzież administracyjnym – jako koryto pełne pieniędzy, do którego chcą się za wszelką cenę dorwać, gdy zaś im się to uda, opychają się, ile wlezie. Po to przecież w latach 80. ubiegłego stulecia, posługując się watykańskimi i amerykańskimi pieniędzmi, oszukali jedenaście milionów osób – żeby dopchać się do władzy, opanować instytucje państwowe (oraz samorządowe, kiedy odbudowano samorządy) i grabić, grabić, grabić… Co udało im się w 1989 roku. Rzecz jasna, solidaruchy, zwłaszcza te co bardziej cwane, nadają swoim układom pozory legalności, dzięki czemu unikają problemów z prawem… chyba, że przypadkiem wpadną.

Efektem jest nie tylko rozdrapania państwa, lecz także kiepskie, a bywa, że i fatalne funkcjonowanie poszczególnych instytucji, w każdym niemal sektorze oraz na wszystkich poziomach. A co jeszcze gorsze, układy solidaruchów potrafią skutecznie niszczyć życie uczciwych osób obywatelskich. Niekiedy okazują się dosłownie zabójcze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług