Dziurka w zaporze

Z dobrych wiadomości, w Sejmie w ubiegłym tygodniu odbyło się drugie czytanie ustawy o rencie wdowiej. Rozwiązanie to pozwala, w sytuacji, gdy jest to korzystne dla danej osoby, odziedziczyć część świadczenia emerytalnego po zmarłym współmałżonku. Fakt, że do tej pory takiej możliwości nie było, stanowił, moim zdaniem, wielką niesprawiedliwość społeczną; poza tym, każde wsparcie finansowe dla seniorów, spośród których wielu nie ma zbyt wysokich emerytur czy rent (wina systemu), jest wielce potrzebne.

Projekt przeszedł, toteż Lewica otrąbiła sukces. Ona to bowiem od lat lansowała owo rozwiązanie, teraz zaś je przepycha przez procedure legislacyjną. I dobrze. Druga strona medalu jest taka, iż sukces to jedynie częściowy.

W drugim czytaniu ustawa bowiem przeszła, ale z rządowymi poprawkami. Te zaś mocno ją okroiły, skutkiem czego pięćdziesiąt procent emerytury zmarłego współmałżonka, jakie będzie można odziedziczyć, „rozwijane” będzie stopniowo.

Mówiąc krótko, premier Donald Tusk znów orżnął (czyli oszukał, nie czarujmy się) polskie społeczeństwo, ze szczególnym uwzględnieniem coraz większej jego części, jaką stanowią emeryci i renciści. Cóż za niespodzianka, prawda? Kto by pomyślał, że ten akurat polityk jest wrogiem proletariatu, zaś osoby, które z racji wieku tudzież stanu zdrowia ukończyły aktywność zawodową (czytaj: generowanie bogactwa kapitalistom), uważa za zbędne, o ile nie szkodliwe przez samo swoje istnienie.

Czy zatem Lewica, należąca wszak do koalicji rządowej, na czele której ów wróg ludu stoi, faktycznie może umówić o sukcesie w kwestii renty wdowiej? Jeśli za sukces uznać zrobienie wszystkiego, co się dało, to sądzę, że tak, choć oczywiście mowa o sukcesie niepełnym, a ściślej rzecz ujmując, częściowym.

Otóż pamiętać należy, iż obecna koalicja składa się w zdecydowanej większości z ugrupowań prawicowych, nieraz radykalnie, czyli antyspołecznych; Tusk nie stanowi wyjątku, lecz wpisuje się w regułę. To zwolennicy dzikiego kapitalizmu, zatem dyktatu wielkich koncernów i korporacji (co nazywają „wolnym rynkiem”), przy jednoczesnym ograniczeniu do minimum, a najlepiej całkowitej likwidacji wszelkich świadczeń socjalnych oraz usług publicznych (te chcieliby zlikwidować poprzez prywatyzację i kolektywizację). Jeśli tego nie robią, to głównie z tej przyczyny, iż zachowali jeszcze resztki rozsądku – chcą tak szybko zniechęcać wyborów. Dążą wszelako do tego, aby obcinać wszelkie wydatki na cele socjalne, ile tylko można.

W obecnej koalicji jedynie Lewica opowiada się za rozbudowaną, sensowną polityką społeczną, na jaką składać się powinny nie tylko świadczenia pieniężne, lecz także wysokiej jakości usługi publiczne (ich komercjalizacja sprawia, że stają się one drogie, a przez to trudno dostępne), system ochrony zdrowia, edukacja, mieszkania, itd. No dobra, podobny program mają jeszcze Zieloni, pozostają oni wszelako stłamszeni przez PO i niemal niewidoczni.

Biorąc to pod uwagę, jakiekolwiek korzystne dla osób obywatelskich, zwłaszcza uboższych, rozwiązania, które uda się przeforsować Lewicy, uznać należy za sukces. Nawet, jeśli nie całkowity, nawet, jeśli tylko częściowy, a wręcz szczątkowy. Gdyby nie ta formacja w Sejmie, Senacie, a co najważniejsze – w Radzie Ministrów, moglibyśmy zapomnieć o rencie wdowiej (nawet z rządowymi cięciami) czy planowanym skróceniu czasu pracy. Takie po prostu są fakty. Politycy tej formacji dysponują jedynie dziurką w antyspołecznej, wrogiej wobec proletariatu zaporze, jaką stanowi reszta koalicji, i usiłują przepchnąć przez nią wszelkie dobre rozwiązania, jakie tylko zdołają.

Chcecie więcej i lepiej? Cóż, ja też chcę. Sposób na to jest jeden. Olać PO, PiS, Nowoczesną, Inicjatywę Polską, PSL, Polskę 2050, nie wspominając o Konfederacji tudzież innych ugrupowaniach skrajnie prawicowych, i głosować na Lewicę, ewentualnie Zielonych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług