Dzwoni telemarketer

Zadzwonił do mnie niedawno telemarketer reprezentujący operatora, u którego mam telefon i internet. Jestem zadowolony z usług tej firmy, więc telefony takie odbieram. Tak, jak przypuszczałem, usiłował mi (zbliżając się niebezpiecznie do granic natarczywości) sprzedać nowy model smartfona. Może i byłbym zainteresowany, ale kwota abonamentu wzrosłaby nieco za bardzo, obecny zaś telefon działa zupełnie dobrze i powinien bezproblemowo wytrzymać do końca trwania umowy, czyli jeszcze kilka miesięcy; wówczas osobiście wybiorę się (jak to czyniłem dotychczas) do salonu i ewentualnie kupie nowy apart. Nie lubię też kupować elektroniki na ślepo; zawsze wolę najpierw dane urządzenie zobaczyć i pobieżnie choćby sprawdzić, czy mi odpowiada. Długo musiałem panu tłumaczyć, że oferta jest atrakcyjna, ale z niej nie skorzystam. Telemarketer zdawał się przekonany, iż będę bardzo chętny do dokonania zakupu.

Innym razem zadzwoniła do mnie przedstawicielka firmy dostarczającej telewizję kablową. Jak wyżej – jestem zadowolony z usługi, toteż telefony takie odbieram. Pani najpierw usiłowała przekonać mnie do nabycia internetu, ale że mam z nim łączność, nie byłem zainteresowany. Lepiej trafiła z pakietem kanałów filmowych; byłem gotów dopłacić nieco do abonamentu, z tego chociażby powodu, iż dobre filmy pomagają mi w leczeniu depresji (na razie uznaję to za dobry wybór, bo parę fajnych tytułów obejrzałem).

Z jednej strony szanuję pracę telemarketerów. Wprawdzie sam nigdy zawodu tego nie uprawiałem, niemniej byłem przez pewien czas agentem ubezpieczeniowym, a elementem tegoż fachu było poszukiwanie nowych klientów drogą telefoniczną. Wiem zatem, iż robota to nieprzyjemna, stresująca, ciężka, wyczerpująca i negatywnie oddziałująca na zdrowie (w moim przypadku przynajmniej). Dlatego, kiedy dzwonią z ofertami, staram się być dla nich miły… w miarę… pod warunkiem oczywiście, że nie są natarczywi i rozumieją, co znaczy: Dziękuję, nie jestem zainteresowany. Przy czym najczęściej wysłuchuję ofert firm, z usług których korzystam; jeśli dzwoni do mnie ktoś z nieznanego mi przedsiębiorstwa, często z miejsca przerywam połączenie i blokuję numer (wynalazca tej funkcji zasługuje na wszelkie błogosławieństwa) – szczególnie, jeśli mówi o diecie cud, masażu czy innych tego typu rzeczach, bądź namawia do udziału w jakimś pokazie (najczęściej to oszustwo).

Rozumiem też – jakkolwiek budzi to we mnie mieszane raczej uczucia – iż telemarketing jest jednym z kluczowych elementów współczesnego handlu, poszukiwania nowych klientów, jak i utrzymywania dotychczasowych poprzez przedstawianie im nowych ofert.

Z drugiej wszak strony, wszystko to jest fajne, również z punktu widzenia klienta, o ile nie odbywa się w sposób natarczywy. Nie mam nic przeciwko temu, aby usłyszeć, co ma mi do zaproponowania operator telefoniczny, sieć telewizyjna, bank czy ubezpieczyciel, pod warunkiem wszelako, że jest to proponowanie właśnie, a nie wciskanie czegoś na siłę. Zdaję też sobie sprawę, iż telemarketerzy szkoleni są do stosowania różnych trików manipulacyjnych, w tym wjeżdżania rozmówcom na psychikę, by wywołać u nich wyrzuty sumienia, jeśli nie chcą czegoś kupić. I szczerze mówiąc, serdecznie tego nie cierpię, uznając za cios poniżej pasa.

Pewnych granic po prostu nie należy przekraczać, w handlu również.

Inna bajka, że nie należę do osób, które rzucają się na wszelkie nowe oferty, przeceny, promocje i inne takie. Jeśli czegoś potrzebuję lub zwyczajnie chcę, sam lubię sobie tego poszukać, czy to osobiście w sklepie, salonie, itd., czy przez internet. Dlatego w moim przypadku (tzn. jako klienta) telemarketing średnio jest potrzebny.

Nie zmienia to faktu, że uważam, iż telemarketerzy dysponować powinni pełnią praw pracowniczych, to znaczy zwłaszcza zatrudnieniem na etacie, ubezpieczeniem zdrowotnym i emerytalnym, prawem do urlopu oraz rzecz jasna solidnymi zarobkami. Nikt nie powinien być wyzyskiwany. Telemarketer(ka) też nie, dlatego choćby, że to dzięki pracy i stresowi takich osób kapitaliści mogą zwiększać swoje zyski.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług