Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2019

Nie nienawidzę

Nie nienawidzę Żydów. Musiałbym wszak nienawidzić takiego na przykład Jezusa, który wszak Żydem akurat był. Nie nienawidzę muzułmanów. Żaden nie zrobił mi nigdy krzywdy, ani nie dał jakiegokolwiek innego powodu do nienawiści. Nie nienawidzę buddystów. Z tych samych powodów, co wyżej. Nie nienawidzę protestantów, prawosławnych anu wyznawców innych odłamów chrześcijaństwa. Katolików też nie, mimo iż niejeden (i niejedna) dał(a) mi powód do nienawiści. Nie nienawidzę osób LGBT, bo niby czemu miałbym to robić? Niech ludzie żyją, z kim chcą, do łóżka nikomu nie zaglądam. Nie mierzi mnie, jak dwóch facetów alb dwie kobiety okazują sobie czułość, w tym i poprzez pocałunki. Nie przeszkadzają mi homoseksualne odniesienie w literaturze i sztuce; sam piszę powieści z lesbijskim wątkiem miłosnym, który wydaje mi się znacznie ciekawszy niż oklepany heteroseksualny. Poza tym, już Homer opiewał miłość (w tym stricte seksualną) pomiędzy Achillesem i Patroklosem; był to najważniejszy

Pomyje na Gretę

W ostatnich dniach ulubionym, jak się zdaje, zajęciem wielu zdegenerowanych intelektualnie oraz moralnie internetowych haterów i trolli jest wylewanie pomyj na Gretę Thunberg, czyli szesnastoletnią aktywistkę klimatyczną ze Szwecji rodem. Greta zyskała na popularności, kiedy w zeszłym roku protestowała pod siedzibą szwedzkiego parlamentu (później także w Londynie i Brukseli), apelując do polityków, by wreszcie zajęli się kwestią gwałtownych zmian klimatu, zawinionych przez człowieka. Jest też inicjatorką Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. A kilka dni temu wygłosiła płomienne przemówienie na forum ONZ. I wręcz tonie w pomyjach. Zalewają ją nimi nie tylko wspomniani wyżej haterzy, ale też politycy z Donaldem Trumpem na czele oraz wielu publicystów. Pomijając już słowa wulgarne i obelżywe, zarzucają oni Grecie, iż jest „niewiarygodna”, bo ma znanych rodziców – śpiewaczkę operową i aktora (argument to straszliwie głupi, bo gdyby go przyjąć, należałoby uznać, że również poruszaj

Opinia koreańskiego reżysera

Dziś nie będę pchał się ze swoim komentarzem, oddam głos pewnemu bardzo mądremu człowiekowi. Który mówi tak: W sytuacji, kiedy kilka procent społeczeństwa dysponuje majątkiem równoważnym majątkowi całej reszty, przekonanie, że klasa (powinno być „warstwa”, ale nie czepiajmy się szczegółów socjologicznego nazewnictwa – przyp. W. K.) niższa pasożytuje na wyższej, staje się powszechne (…). Przeciętnemu człowiekowi wydaje się, że nie jest majętny nie z winy tego, kto mu płaci, tylko z winy tego, kto zaniża stawki, decyduje się brać mniejsze wynagrodzenie za tę samą pracę. (…) Niechęcią pała się ogólnie do mniej wykwalifikowanych pracowników, którzy z różnych powodów gotowi są wziąć mniej za fuchę. Dotyczy to w równym stopniu tych, którzy wykonują proste prace fizyczne (…) , jak i tych, którzy w przetargach oferują usługi po niższych cenach. Jest coś przerażającego i jednocześnie śmiesznego w tym, że my, ludzie oferujący swoje usługi i towary, wolimy zwalczać siebie nawzajem i ob

Państwo i korporacje

W ostatnich dniach światem – a przynajmniej liberalnymi mediami – wstrząsnęło ogłoszenie upadłości przez bodaj najstarsze biuro podróży. Dziennikarze zatem, komentatorzy i publicyści pochylają się nad losem biednych turystów, którzy zostali na lodzie (i słusznie, że się pochylają, wszak turyści są poszkodowani) i z pomocą ekspertów radzą, co robić, będąc klientem upadającego lub całkiem już zbankrutowanego biura. I dobrze, ale… No właśnie. W żadnej z tychże analiz nie spotkałem się ze stwierdzeniem oczywistego faktu, że upadek firmy jest rzeczą absolutnie typową dla kapitalizmu jako systemu ekonomicznego, stanowi jego stały i nieodzowny element. Codziennie bankrutują tysiące małych firm, a nad właścicielami tych, które jeszcze na rynku się trzymają, widmo bankructwa krąży bezustannie. Byt średnich i dużych przedsiębiorstw również pozostaje niepewny. Upadały wszak marki z wieloletnią tradycją, np. Saab. W kapitalizmie bowiem istnieją cykle koniunkturalne; raz na jakiś czas

By zapobiec katastrofie

Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że zmiany klimatu są faktem. I tak, następowały one również w czasach, kiedy gatunku ludzkiego na tej nieszczęsnej planecie nie było. Ale faktem jest też, że właśnie działalność ludzi – a ściślej rzecz ujmując, dążących do zysku za wszelką cenę kapitalistów, prywatnych właścicieli bądź udziałowców wielkich koncernów wydobywczych, energetycznych, odzieżowych (straszliwie trują) i innych – gwałtownie zmiany owe przyspieszyła – za sprawą zanieczyszczeń chociażby – nadając im wymiar wręcz katastrofalny, grożący zagładą wielu gatunków roślin i zwierząt, w tym i ludzkiego. Szczęśliwie, na świecie przybywa osób świadomych owego problemu i nawołujących, by zbliżającej się katastrofie klimatycznej oraz zniszczeniu, gwoli gromadzenia zysków przez kapitalistów, środowiska naturalnego przeciwdziałać. Przykładem są chociażby trwające na całym świecie Młodzieżowe Strajki Klimatyczne (ostatni odbył się w miniony piątek, również w Polsce), pro-kl

Arcybiskup i kobiety

Miało być o czymś pozytywnym, tzn. o proekologicznych pomysłach Lewicy… ale o tym chyba będzie jutro, bo dziś zająć się wypada tematem znacznie bardziej ponurym, a jednocześnie rozwścieczającym. Oto niejaki Jędraszewski Marek, z totalnie niejasnych przyczyn (do dziś nie mogę pojąć, dlaczego akurat jego papież Franciszek mianował na to stanowisko) metropolita krakowski, przed kilkoma dniami zwolnił z pracy trzy kobiety zatrudnione w biurze prasowym kurii. A na następny dzień kościelna (ale wątpię, by dało się ją nazwać chrześcijańską) owa instytucja krok ten uzasadniła. Otóż, panie wyleciały z pracy, bo są… niezamężne. To jednak nie wszystko. Otóż, jak się okazuje, nasze bohaterki zatrudnione były na umowach śmieciowych, czyli arcybiskup jako zatrudniający (słowo „pracodawca” w odniesieniu do kapitalisty lub przedsiębiorcy jest błędne, co niedawno uzasadniałem) zachowywał się wobec nich jak typowy dla polskiego (i nie tylko!) kapitalizmu pasożyt-wyzyskiwacz, robiący wszystko,

Lekcja odpowiedzialności za świat

Dziś w wielu miastach odbywa się, kolejny już, Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Czyli akcja, podczas której młode pokolenia upominają się o sensowną politykę przeciwdziałania katastrofie klimatycznej: odejście od paliw kopalnych, wdrożenie odnawialnych źródeł energii (pojawiają się też, słuszne moim zdaniem, postulaty dotyczące postawienia na energetykę atomową), przerzucenie się z własnego auta na transport publiczny czy rowery, likwidacja „kopciuchów”, ograniczenie spożycia mięsa, itd. O kwestiach klimatycznych i niszczeniu środowiska nie raz ani nie dwa już pisałem, toteż dziś nie będę się powtarzał. Zaznaczę tylko, że ocalenie Ziemi i wielu zamieszkujących ją gatunków – w tym ludzkiego! – przed nieuchronną zagładą nie będzie możliwe, jeśli społeczeństwa i politycy nie staną okoniem wobec interesów prywatnych właścicieli środków produkcji, którzy, dążąc do maksymalizacji zysków, doprowadzili do zaczynającej się katastrofy (rabunkowa eksploatacja surowców naturalnych i wody – v

Zabójcza zachowawczość

W liberalnych, niby to anty-PiS-owskich mediach napotkać można komentarze, wzywające do zachowawczości. Czyli do nieporuszania „drażliwych i kontrowersyjnych” tematów przez opozycję (szeroko pojętą, czyli zarówno PO/KO, jak i Lewicę) oraz publicystów czy komentatorów. Bo to niby ma sprzyjać PiS-owi, który na tej bazie będzie mobilizował swój elektorat; nadto poruszanie tychże tematów ma część wyborców ugrupowań demokratycznych zniechęcać. Słychać zatem wezwania, by pan Rabiej – ani nikt inny – nie mówił o związkach partnerskich, a jeśli już, to tylko dla heteroseksualistów, natomiast wspominanie o prawie adopcji przez nie dzieci to już w ogóle powinien być temat zakazany. Identycznie, jak kwestia liberalizacji prawa antyaborcyjnego czy w ogóle wspominanie o prawach kobiet, nie tylko reprodukcyjnych. Podobnie krytyka Kościoła katolickiego, zwłaszcza w stylu pana Jażdżewskiego (który w swojej słynnej wypowiedzi, warto zauważyć, nie posłużył się argumentacją antyklerykalną, lecz ja

Aborcja

W serwisie informacyjnym jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych wspomniano o Pakcie Dla Kobiet, proponowanym przez Lewicę (pisałem o nim przedwczoraj). Zaakcentowano, iż pierwszym punktem tegoż jest prawo do przeprowadzenia aborcji na życzenie do dwunastego tygodnia ciąży. Z tym postulatem nie zgadza się ani brunatniejące Polskie Stronnictwo niezbyt Ludowe, ani Koalicja Obywatelska (opowiada się za dotychczasowym prawem antyaborcyjnym, określając je popularnym, acz niezgodnym z faktami mianem „kompromisu”). Cóż, faktycznie jest to pierwszy postulat Paktu Dla Kobiet. Ale ograniczanie tegoż dokumentu, podobnie jak w ogóle walki o prawa przedstawicielek płci żeńskiej, wyłącznie do kwestii liberalizacji (w Polsce nazbyt restrykcyjnego) prawa antyaborcyjnego, jest manipulacją. Pakt odnosi się też do wielu innych kwestii, np. ochrony przed przemocą, edukacji, równości płac, itd. Lecz tego kochana telewizja powiedzieć już nie raczyła. Gdzieś w tle tejże informacji pobrzmiewała

Prawem w obywatela

Termin lawfare wcale nie dziwnym trafem jest mało popularny w większości polskich mediów głównego nurtu. Tymczasem patologia ta staje się coraz powszechniejsza we współczesnym świecie, a jej rozwój wskazuje, iż George Orwell najwyraźniej nie pomylił się w swojej wizji przyszłości, przedstawionej jako „but depczący ludzką twarz… wiecznie”. Ale po kolei. Lawfare to wykorzystywanie przez władze państwowe prawa i organów je egzekwujących (policja, prokuratura, służby specjalne, sądownictwo, itd.) do prześladowań politycznych, wymierzonych oczywiście w opozycję antyrządową oraz w ogóle w obywateli uznanych przez rządzących za wrogich lub „szkodliwych”. Zjawisko to nagminnie występuje w państwach niedemokratycznych – autorytarnych i totalitarnych, gdzie prawo w ogóle nie służy zapewnieniu ładu i bezpieczeństwa, lecz represjonowaniu WSZYSTKICH poza członkami władz. A przynajmniej tak było dotychczas, bo obecnie lawfare staje się ponurą cechą charakterystyczną krajów, gdzie ustrój de

Lewica dla pań

Jeśli miałbym wskazać, co mi się najbardziej podoba w trwającej właśnie kampanii wyborczej, to z pewności fakt, że zarówno z list Lewicy (gdzie w ogóle zachowany jest parytet), jak i Koalicji Obywatelskiej startuje sporo kandydatek. Jakkolwiek płeć nie jest czynnikiem politycznym, tak cieszę się, iż na listach tychże komitetów przybyło przedstawicielek płci żeńskiej, w tym (co widać wyraźnie szczególnie na Lewicy) z młodego pokolenia. Po prostu lubię kobiety, popieram walkę o ich prawa (z przestrzeganiem których w Polsce po 1989 roku różnie bywało, a teraz, pod rządami Bezprawia i Niesprawiedliwości, przy wszechobecnym patriarchalizmie, sytuacja się pogarsza) i uważam, że parlament powinien się feminizować. Gorzej sprawa przedstawia się, jeśli chodzi o akcentowanie w kampanii kwestii praw kobiet (będących, przypominam, prawami człowieka!). KO, która, swoją drogą, wystawiła nawet kandydatkę na urząd premiera, jest w tej dziedzinie nader zachowawcza; wrzuca prawa kobiet do szuflad

Nieskuteczne opium

„ Religia to opium ludu” - stwierdził swego czasu Karol Marks. Chodziło mu nie o narkotykowy haj, lecz o znieczulenie, bo w jego czasach w tym właśnie celu stosowano ową substancję (dziś też wiele środków przeciwbólowych to opioidy). Filozof oczywiście się nie pomylił, bo zarówno religia (zinstytucjonalizowany zespół wierzeń, rytuałów i dewocjonaliów), jak też będąca czynnikiem osobistym wiara, sprzyjają – nawet, jeśli na zasadzie placebo – łagodzeniu bólu istnienia, dają nadzieję na lepsze jutro, dzięki czemu typowe dla życia w kapitalizmie poczucie braku perspektyw, sensu istnienia i strach wywołany niestabilnością bytową są mniej odczuwalne. Od czasów jednak Karola Marksa świat, a wraz z nim kapitalizm poszedł dalej, dostarczając nam nowe opia, służące dokładnie temu samemu, co religia, a wręcz zastępujące ją w tej roli. Przykładem są różnego rodzaju książeczki motywacyjne, pisane już to dla osób wykonujących konkretne zawody, już to ogólne. Cóż, generalnie rzecz biorąc,

Kto daje pracę

Obecnie wielu słów z języka polskiego używanych jest (również w mediach!) niezgodnie z ich znaczeniem. I tak na przykład, słowo „niesamowite” oznacza „budzące strach, grozę, zdumienie”, a nie „wspaniałe” czy „świetne”. „Ekskluzywny” znaczy „trudno dostępny”, a nie „luksusowy” (utrudnienia dostępu nie muszą wszak wiązać się z luksusem). „Onegdaj” oznacza TYLKO I WYŁĄCZNIE „przedwczoraj”. I tak dalej. Są to po prostu błędy językowe, wynikające z niskiego poziomu oczytania społeczeństwa, w tym dziennikarzy i publicystów, a pewnie też z kiepskiej edukacji szkolnej w zakresie języka ojczystego. Jest wszelako pewne słowo, które używane jest nie tyle błędnie z czysto językowego punktu widzenia, ile niezgodnie z faktami. Określa się nim nie tę grupę ludzi, którą potrzeba. Słowem tym jest „pracodawca”. Mianem tym obdarza się przedsiębiorców (tzn. konkretnie tych, którzy nie tylko sami pracują, prowadząc własną działalność gospodarczą, ale też zatrudniają innych ludzi) oraz kapitalist

Cena za agresję

Według doktor Sylwii Spurek, europarlamentarzystki z Wiosny (obecnie, na szczęście, ugrupowanie to wchodzi w skład Lewicy), aż 70 proc. polskich nastolatków LGBT+ ma myśli samobójcze, natomiast u połowy zdiagnozować można objawy depresji (bardzo poważna choroba, przypominam). A wszystko z powodu agresji słownej i fizycznej. Cóż, trudno mi zweryfikować te dane, niemniej jednak wydają się one wielce prawdopodobne, z tej jakże prostej przyczyny, że taka agresja w (k)raju nad Wisłą występuje, a jej skala stale rośnie. Przedstawicielki i przedstawiciele mniejszości seksualnych na forach internetowych, w mediach, z ambon, mównic sejmowych, itd. wyzywani są od najgorszych (określenie „tęczowa zaraza”, jakkolwiek oczywiście haniebne i odrażające, i tak zalicza się do najłagodniejszych), odzierani z godności i człowieczeństwa, namawia się społeczeństwo do ataków na nich. I do takowych faktycznie dochodzi. Nie tylko jednak osoby LGBT są atakowane, słownie i fizycznie. W Polsce przybywa

Przemęczeni i przepici

Przykro o tym pisać, ale Polacy są w ścisłej światowej czołówce najwięcej pijących społeczeństw. Średnio (tak, wiem, uśrednienia rzeczywistości nie oddają, w tym przypadku mówią jednak o pewnej tendencji) na jednego obywatela (k)raju nad Wisłą powyżej piętnastego roku życia przypada 11 wypitych litrów czystego spirytusu rocznie. Dla porównania, w 2005 r. było to 9,5 litra, w latach natomiast 70. ubiegłego stulecia – około 5 litrów. Tendencja jest zatem wzrostowa, podczas gdy w takich na przykład Niemczech, Włoszech, Francji czy Rosji (tak, tak!) - spadkowa. Specjaliści od problemów alkoholowych podnoszą, że w Polsce napoje wyskokowe (w tym mocne alkohole) są tanie (zależy, co to słowo dla kogo oznacza; niestety, ich ceny idą w górę i wcale takie niskie, w stosunku do zarobków, nie są) oraz łatwo dostępne (a to akurat prawda, można je kupić w każdym niemal sklepie), nadto sprzedawane są tzw. „małpki”, czyli małe flaszeczki, będące podobno jedną z przyczyn alkoholizmu. Pojawiają s