Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2023

Celebrytet

Kiedy jestem chory, idę do lekarza, stosuję się do jego zaleceń i zażywam leki, jakie mi przepisze (z tej ostatniej zasady wyłamałem się tylko raz, kiedy dostałem receptę na niepotrzebne mi tabletki na ciśnienie). Dzięki temu leczę się ze schorzeń, obecnie z depresji (to, że w ogóle czytacie te słowa, jest efektem tego, że mam psa – opieka nad nim i konieczność wyprowadzania powodują, iż jakoś zbieram siły do codziennej aktywności – oraz przyjmuję lekarstwa, które dosłownie podtrzymują mnie przy życiu i powodują, że mój stan się sukcesywnie poprawia). Owszem, nie gardzę też radami odnośnie zdrowej diety czy trybu życia, które otrzymuję od nie-lekarzy, ale pod warunkiem, że wygłaszają je osoby, które miały z daną chorobą doświadczenie lub dysponują realną wiedzą na jej temat (zaczerpniętą z merytorycznych źródeł medycznych; nie tylko pracownicy systemu opieki zdrowotnej mogą z nich korzystać). Nigdy za to nie diagnozuję się z pomocą wujka Google’a ani portali społecznościowych, a tym

Tragiczne koło historii

Kilka dni temu, 27 stycznia, obchodziliśmy siedemdziesiątą ósmą rocznicę wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau przez Armię Czerwoną. Niestety, w tym roku trudno rzecz całą świętować, ponieważ historia zatoczyła tragiczne koło. Znowu bowiem mamy w Polsce obozy koncentracyjne. Jasne, daleko im do hitlerowskich obozów zagłady, takich właśnie jak Auschwitz-Birkenau czy Treblinka; znacznie bardziej przypominają przedwojenną Berezę Kartuską. I nie powstały na rozkaz okupanta, lecz władz (k)raju nad Wisłą… aczkolwiek ideologicznie bardzo bliskich hitleryzmowi. Nie są też formalnie obozami koncentracyjnymi ani więzieniami. To, z oficjalnego punktu widzenia, ośrodki dla obcokrajowców, gdzie trafiają uchodźcy zgarnięci z granicy polsko-białoruskiej (rzecz jasna ci, którzy nie padli ofiarą push-backów, ani nie zmarli z wyziębienia czy głodu). Ostatnio chyba najsłynniejszym takim miejscem jest ośrodek/obóz w Lesznowoli. Ludzie uciekający przed wojnami, terroryzmem, prześladowani

Ręka w rękę

Władysław Kosiniak-Kamysz, lider Polskiego Stronnictwa niezbyt Ludowego, niegdysiejszy (kiepski i szkodliwy) minister pracy w rządzie (kiepskim i szkodliwym) PO-PSL, stwierdził niedawno, że jako lekarz – jest nim z zawodu – nie pomógłby zgwałconej nastolatce w usunięciu ciąży. Nie pozwoliłoby mu na to, jak podkreśla, jego katolickie, a raczej klerykalne pseudo-sumienie. Rzecz jasna, postawa ta jest wyjątkowo niehumanitarna, wręcz sadystyczna, ale też nie dziwi. Pan Kosiniak-Kamysz jest przecież klerykałem. Wiernym, bezmyślnym poddanym Kościoła katolickiego, jak rzep psiego ogona trzymającym się jego fanatycznego przekazu. Podobne kwestie wygłaszał ongiś Konstanty Radziwiłł, też lekarz, były minister choroby w nie-rządzie PiS-u. Jak widać, PiS-owiec i „opozycjonista” niewiele się różnią. Ano właśnie, i tu dochodzimy do sedna sprawy. Polska prawica jest klerykalna, podporządkowana Kościołowi katolickiemu (a także USA oraz międzynarodowym koncernom i korporacjom, czym jednakże dziś

Ludzie roszczeniowi

Niedawno pani Omenaa Mensah – znana dziennikarka, filantropka (tu polecam sprawdzić, co na ten temat mówił Julian Tuwim), przedsiębiorczyni (aczkolwiek nie zdziwiłbym się, gdyby określenie „kapitalistka” było o wiele bardziej trafne), celebrytka i żona jednego z najbogatszych polskich kapitalistów – żaliła się, że kiedy dwudziestolatkowie poszukują zatrudnienia w firmie jej męża, stawiają wymagania. A to chcą z góry zaplanować sobie dni wolne, a to domagają się samochodu służbowego. Pani Mensah jest taką postawą młodych ludzi, wchodzących na rynek pracy, rozdrażniona. Cóż, kiedyś musiałem w robocie korzystać z własnego samochodu – był on konieczny do wykonywania obowiązków zawodowych – i mowy nie było ani o aucie służbowym, ani nawet o zwrocie pieniędzy za paliwo. Efekt był taki, że wydawałem na tę pracę o wiele więcej, niż zarabiałem (licząc same koszta benzyny, bez porównania wówczas tańszej niż obecnie, bo amortyzacji auta łaskawie nie uwzględniam). Toteż nie dziwię się, że ktoś,

Opowieść z Gileadu

Na Podlasiu czternastolatka z niepełnosprawnością intelektualną została zgwałcona przez własnego wujka (mam nadzieję, że zwyrodnialec ów zostanie za to surowo ukarany). I zaszła w ciążę. O gwałcie nikomu przez dłuższy czas nie wspominała, a o ciąży jej rodzina dowiedziała się z opóźnieniem. I spróbowała dziewczynie pomóc, czyli poszukać jej szpitala, gdzie przeprowadzony zostałby zabieg aborcji. Niestety, na Podlasiu nie udało się takowego znaleźć – w całym województwie!!! Dopiero interwencja Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA doprowadziła do tego, że ciążę usunięto… ale w szpitalu w Warszawie; by się tam dostać, nastolatka musiała przebyć ponad dwieście kilometrów. Przypomnieć należy, że nawet zgodnie ze straszliwie restrykcyjnym, fanatycznym prawem antyaborcyjnym, jakie z winy fanatyków religijnych oraz kleru katolickiego obowiązuje w Polsce (stopniowo przekształcanej w totalitarny, teokratyczno-faszystowski Gilead rodem z twórczości Margaret Atwood, odkąd w 1989

Prawdziwi bojownicy przeciwko PiS-owi

W jakim sejmowym klubie zasiada najwięcej posłanek i posłów, którym PiS-owcy odbierają immunitety lub składają wnioski w tym zakresie? Jeśli myślicie, że chodzi o Koalicję Obywatelską, rzekomo „opozycyjną”… no to się mylicie. Rzeczonym klubem jest Lewica. Klerofaszyści z Bezprawia i Niesprawiedliwości wzięli na celownik następujące posłanki oraz posłów lewicowych: 1) Joanna Scheuring-Wielgus, za to, że: powiesiła dziecięce buciki na drzwiach Katedry Toruńskiej w proteście przeciwko tuszowaniu zbrodni pedofilskich kleru przez Kościół katolicki (uchylenie immunitetu); wzięła udział w niemym pokojowym proteście przeciw ingerencji Kościoła katolickiego w życie kobiet polskich (uchylenie immunitetu); przypomniała, że Łukasz Piebiak miał być zamieszany w aferę hejterską w Ministerstwie Niesprawiedliwości; wspólnie z Beatą Maciejewską nakleiła na bramę siedziby PiS-u nekrolog stu tysięcy osób zmarłych na COVID-19 (tu należy przypomnieć, że nie-rząd mafii/sekty Kaczyńskiego swoją nieudolnoś

Sprawiedliwi burżuje?

Doszło do czegoś, co liczni prawicowcy z całego świata – w tym oczywiście wszyscy polscy – uznają zapewne za herezję i zamach na uświęcone dogmaty kapitalizmu oraz „wolność gospodarczą”. Oto ponad dwustu miliarderów i milionerów z trzynastu państw świata napisało list otwarty do uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w Davos (tego samego, podczas którego niejaki Duda Andrzej znowu popisał się nieznajomością języka angielskiego). Domagają się w nim wprowadzenia… WYŻSZYCH podatków dla NAJBOGATSZYCH (czyli również dla siebie). Argumentują, iż obecny system podatkowy – istniejący również w (k)raju nad Wisłą, zwłaszcza, odkąd PiS-owcy za swoich rządów w latach 2005-07 znieśli trzecią stawkę danin publicznych – w którym najbogatsi płacą bardzo niskie podatki (lub żadnych), podczas gdy średniozamożni i biedni odprowadzają daniny publiczne zbyt wysokie w stosunku do swoich dochodów, jest niesprawiedliwy, pogłębia nierówności i podważa zaufanie społeczne (do demokracji i systemu ekonomicz

Na szczęście podzieleni

Coraz więcej wskazuje na to, że w tegorocznych wyborach do Sejmu nie będzie wspólnej listy opozycji, czy raczej ugrupowań nie-PiS-owskich (większości spośród nich nie da się uznać za realnie opozycyjne). Trwa za to dogrywanie Paktu Senackiego, stanowiącego jedynie słuszne rozwiązanie przy tych przeklętych jednomandatowych okręgach wyborczych; nim jednak nie będziemy się dziś zajmowali. Z pomysłu sejmowej wspólnej listy wycofuje się partia, która najgłośniej i najbardziej natarczywie się jej domagała, czyli Platforma Obywatelska. W sumie, nie ma innego wyjścia, skoro okoniem stanęły Polskie Stronnictwo (niezbyt) Ludowe oraz Polska 2050 Szymona Hołowni. Lewica niby potwierdzała gotowość do wspólnego startu, ale tacy politycy jak Adrian Zandberg często podkreślali – jak najbardziej trafnie – że nie byłoby to dobre wyjście. Jako wyborca Lewicy i przeciwnik Bezprawia i Niesprawiedliwości, cieszę się, że jednej listy nie-PiS-owskiej nie będzie. Jak kilkakrotnie pisałem, stanowiłaby ona o

Ciągle te same brednie

Pan doktor Bogusław Grabowski, ekonomista, podzielił się niedawno w jednym z mediów swoimi przemyśleniami ekonomiczno-społecznymi. Skrytykował oto „trzynaste” i „czternaste” emerytury, nazywając je „wziątką”, czyli łapówką; chodziło mu rzecz jasna o to, że PiS z ich pomocą przekupuje swoich wyznawców, aby na ową mafię/sektę głosowali. Stwierdził też, że należy ograniczyć 500 Plus. No i zaproponował panaceum na nasze kłopoty gospodarcze – powszechną prywatyzację (ciekawe, czy poza Spółkami Skarbu Państwa i szczątkowymi usługami społecznymi w Polsce zostało jeszcze cokolwiek do prywatyzowania, czyli oddawania za marne pieniądze międzynarodowemu kapitałowi?). Na pana doktora od razu po udzieleniu wywiadu rzucili się politykierzy PiS-u, zarzucając mu, że jest ekonomistą Platformy Obywatelskiej i de facto przedstawił jej program. Cóż, takich oskarżeń rzucać nie zamierzam, niemniej znamienne wydaje się to, iż od opinii pana Grabowskiego politycy PO jakoś się nie odcinają. A powinni, jeże

Smartfon i szkoła

A dziś będzie trochę luźniej. Coraz więcej państw, europejskich i nie tylko, wdraża zakaz wnoszenia telefonów komórkowych do szkoły. Z tego, co się orientuję, jeśli dziecko przyniesie takowe urządzenie, jest ono odbierane na czas lekcji; przy wychodzeniu do domu małoletni właściciel odbiera swoją własność. W Polsce takie rozwiązanie nie obowiązuje, z tego jednak, co wczoraj słyszałem na antenie AntyRadia (fajna stacja, polecam), przybywa nauczycieli, jacy się go domagają. Argumenty ZA jak najbardziej są, i to wcale liczne oraz poważne. Ot, chociażby: ciągłe gapienie się w ekran, czytanie wiadomości czy postów na portalach społecznościowych rozprasza – zarówno osobę korzystającą ze smartfona, jak też często ludzi z jej otoczenia – co negatywnie wpływa na odbiór zewnętrznych bodźców; innymi słowy, dziecku, które na lekcji bawi się smartfonem, mniej zostanie w głowie, gorzej się będzie uczyło. Nie wspominając już o tym, że nauczyciel(ka) nie da rady normalnie poprowadzić zajęć, jeśli

Jak inflacja psychikę wykańcza

Ukazała się trzecia edycja raportu „Zdrowie psychiczne Polaków w czasach wysokiej inflacji”. Przeprowadzone na jego potrzeby badania w żadnym wypadku nie napawają optymizmem. Wręcz przeciwnie. Okazuje się, że ponad połowa – dokładnie 50,9 proc. – respondentów obserwuje u siebie pogorszenie samopoczucia lub funkcjonowania psychicznego w związku ze wzrostem cen oraz opłat. Wpływu inflacji na samopoczucie nie odczuwa 37,9 proc. badanych, zaś 11,2 proc. nie potrafi tego określić (bo i nie jest to, wbrew pozorom, takie proste). Według platformy ePsycholodzy.pl, spośród objawów pogorszenia zdrowia psychicznego najczęściej (60 proc.) podawany jest niepokój (dotyka 66,4 proc. kobiet oraz 53,4 proc. mężczyzn, jak również 63,2 proc. osób w wieku 56-80 lat), obniżenie nastroju (55,2 proc. respondentów), stres (41,3 proc.), lęk (35,2 proc.), zaburzenia snu (19,6 proc.). A wszystko to, jako się rzekło, z powodu inflacji! Skoro ponad połowa z nas odczuwa dolegliwości – nieraz bardzo groźne, zwłas

O depresji słów kilka

A raczej kilka przypomnień. Bo wprawdzie społeczna świadomość na temat depresji wzrasta, to jednak wciąż zbyt wielu ludzi nie ma o niej większego pojęcia (chodzi o wiedzę; osobistego zapadnięcia na tę chorobę naprawdę nikomu nie życzę, nawet takim zbrodniarzom jak Kaczyński Jarosław, Ziobro Zbigniew czy Balcerowicz Leszek). Ale po kolei. Dziś Blue Monday, „niebieski poniedziałek”, ponoć najbardziej depresyjny dzień w roku. Dlatego też w internecie oraz bardziej klasycznych mediach pojawia się wiele informacji – niektóre podane na poważnie, inne w bardziej żartobliwej, przystępnej formie – na temat tejże choroby. I bardzo dobrze; właśnie takie kampanie pozytywnie wpływają na stan świadomości. Dorzucę więc i ja swoje trzy gorsze do tej puli. Skoro sam zmagam się z depresją – spowodowaną przez warunki życia w polskim neoliberalnym kapitalizmie (dziękuję, wszystkie solidaruchy, na czele z Balcerowiczem!) – oraz mam za sobą próbę samobójczą (dziękuję, PiS-owcy, za inflację i wzrost opłat,

Zreformować wymagania

Przeglądając oferty pracy, można dojść do wniosku, że niektóre przedsiębiorstwa mają wobec przyszłych zatrudnionych wymagania rodem z kosmosu. Zwłaszcza, jeśli chodzi o doświadczenie. Oczekują mianowicie, by szukający pierwszej (poważnej w każdym razie) pracy człowiek, zaraz po szkole lub studiach, zdążył już przepracować tak ze sto lat na analogicznym stanowisku. Owszem, nie zawsze jest to bezsensowne, są bowiem stanowiska, które faktycznie powinny być obsadzane osobami kompetentnymi i dysponujący odpowiednio długą praktyką zawodową (niestety, często obsiadają je krewni i znajomi królika, co miewa niewesołe, delikatnie rzecz ujmując, skutki). Ale są to raczej wyjątki niż reguła; założenie, że ktoś, kto dopiero rozpoczyna na serio karierę zawodową, już od dłuższego czas parał się tym, przy czym dopiero chce zacząć pracować, jest kompletnie bezsensowne, idiotyczne wręcz… Oraz szkodliwe, ponieważ stanowi jedną z przyczyn jakże licznych patologii polskiego rynku pracy. Właśnie takie d

Groźba dla Polski?

Nieco ponad dwa lata temu, 6 stycznia 2021 roku amerykańskie imperium zła zachwiało się w posadach. Zwolennicy ustępującego prezydenta, Donalda Trumpa (kapitalista, miliarder, niemalże nazista, dureń i szaleniec), totalnie zmanipulowani przez jego propagandę, dali sobie wmówić, że wybory prezydenckie w listopadzie 2020 r. zostały sfałszowane, w związku z czym, aby uniemożliwić formalne potwierdzenie zwycięstwa Joego Bidena, zaatakowali Kapitol. Obie izby Kongresu, czyli imperialistycznego parlamentu, musiały przerwać obrady, rozwścieczeni szturmujący dopuścili się licznych aktów przemocy i wandalizmu. Nie obyło się bez tragedii – zginęło pięć osób, a co najmniej stu trzydziestu ośmiu policjantów, usiłujących powstrzymać atak, zostało rannych. Była to próba puczu, ni mniej, ni więcej. Nie udała się, USA wróciły do jakiej takiej stabilności politycznej, trumpiści zostali spacyfikowani… Lecz chyba jedynie tymczasowo. Wciąż szerzą się wśród nich coraz bardziej zwariowane spiskowe teorie

Fałszywy mit

Jednym z głównych propagandowych mitów kapitalizmu jest to, że do powszechnego dobrobytu, jaki rzekomo gwarantować ma ów system (ha, ha, ha! Dlaczego tylu ludzi żyjących w „dobrobycie” umiera z głosu albo dlatego, że nie stać ich na leczenie?), doprowadzą najbardziej pazerne, zdegenerowane i pasożytnicze – propaganda nazywa je: „przedsiębiorczymi, (choć z prawdziwą przedsiębiorczością jako żywo nie mają nic wspólnego), „kreatywnymi” i „pracowitymi” (mimo iż na ich gigantyczne fortuny pracują pracownicy ich firm) – jednostki, czyli oczywiście kapitaliści. Oni to, bogacąc się, innymi słowy – akumulując kapitał, mają spowodować, iż wzbogacą się, acz w mniejszym stopniu, wszyscy inni ludzie. Jest to oczywista bzdura. Nawet nie trzeba się specjalnie w owo założenie zagłębiać, by to dostrzec. Rzecz cała jest bowiem naprawdę prosta. Pomijam nawet fakt, że kapitaliści, jak wiemy, bogacą się na wyzyskiwaniu pracowników swoich przedsiębiorstw, czyli na płaceniu im jedynie części (i to niewie

Kapitalistyczna (nie)sprawiedliwość

Mama z dziećmi robiła zakupy w dyskoncie popularnej sieci handlowej. Jedno spośród jej progenitury zjadło bułkę za (o ile mnie pamięć nie myli) 33 gr, czego rodzicielka, jak twierdzi, nie zauważyła (całkiem możliwe; za tę cenę bułeczka musiała być naprawdę mała). Rzecz przyuważył jednak personel, doszło do interwencji ochrony, przyjechała policja na sygnale… Tymczasem sprawę można było załatwić prosto i spokojnie, pokazując pani na nagraniu z monitoringu, że dziecko spożyło pieczywo; wówczas 33 gr doliczone zostałyby do rachunku przy kasie i tyle. O sytuacji tej zrobiło się głośno w całej Polsce, głównie za sprawą niezawodnych portali społecznościowych – i prawidłowo, bo naprawdę była ona paskudna. Sieć przeprosiła klientkę; przynajmniej tyle dobrze. Patrząc na tę sytuację z pewnego dystansu, mogę wykrzesać pewne zrozumienie dla personelu dyskontu – acz reakcja w tym konkretnym przypadku wydaje się zdecydowanie zbyt ostra. Polityka Bezprawia i Niesprawiedliwości, zwłaszcza sprzyjanie

Trzydzieści lat Gileadu

Przedwczoraj, czyli 7 stycznia, minęła trzydziesta rocznica uchwalenia pierwszej ustawy antyaborcyjnej. To znaczy, pierwszej od 1956 r. (kiedy to wprowadzono bardzo liberalne, cywilizowane i postępowe prawo w tym zakresie, stanowiące jeden z elementów destalinizacji). Ograniczyła ona możliwość przerwania ciąży do trzech przypadków: gdy ciąża zagrażała życiu i zdrowiu matki, stanowiła efekt czynu zabronionego oraz w wypadku ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Odpadła aborcja z przyczyn społecznych (określana przez przeciwników owego zabiegu jako: „na życzenie”); w zamiast za to miała zostać wprowadzona edukacja seksualna do szkół… ale zrealizowano to tylko częściowo, z biegiem czasu coraz marniej. Tak zaczęło się piekło kobiet, którym poważnie ograniczono prawo do decydowania o własnym organizmie. Za ustawę antyaborcyjną odpowiadała prawica postsolidarnościowa (dzisiejszy POPiS), która w ten sposób wysługiwała się Kościołowi katolickiemu oraz wielkiemu kapitałowi (im mniejsz