Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2021

Lektury na Wigilię Wszystkich Świętych

Już pojutrze, w najbliższą niedzielę, wypada 31 października, czyli Wigilia Wszystkich Świętych. Innymi słowy, Halloween lub po naszemu Dziady. Z tymże dniem zbiega się w tym roku zmiana czasu na (nielubiany przeze mnie, swoją drogą) zimowy, nadto dni, jak to jesienią, są coraz krótsze. Mówiąc krótko, dobra nastała pora na czytanie horrorów. Poniżej przedstawiam Wam swoje ulubione pozycje spośród jakże bogatej literatury grozy: 1) Twórczość Howarda Phillipsa Lovecrafta (1890-1937) – absolutna klasyka. Opowiadania „samotnika z Providence” za życia autora nie uzyskały znaczącej popularności, po jego śmierci wszelako z biegiem lat zyskiwały coraz liczniejszych fanów, a dziś stanowią – zwłaszcza te wchodzące w skład Mitologii Cthulhu – jeden z głównych elementów współczesnej kultury. Większość z nich zalicza się do horrorów, ale część równie dobrze zakwalifikowana może zostać jako science-fiction i fantasy . Styl Lovecrafta, wzorowany na literaturze romantycznej z końca XVIII wieku, jest

Śmiecie z cmentarza

Od dzieciństwa wpajano mi szacunek dla zmarłych, miejsc pochówku i pamięci, grobów, itd. Nie żaden fanatyczny kult ani puste bałwochwalstwo (wyrażające się np. w konkurowaniu, kto kupi większego i bardziej fantazyjnego znicza albo mocniej rozrośniętą chryzantemę, o dawaniu maksymalnie wysokich kwot na wypominki nie wspominając), lecz właśnie zwykły ludzki szacunek. Dlatego też nigdy nie przyszłoby mi do głowy zdemolować cmentarz czy zniszczyć czyjś nagrobek – choćby krył człowieka, o którym mam jak najgorszą opinię. Jednocześnie cały czas pozostaję świadomy, iż groby są – paradoksalnie – nie dla zmarłych (ci nie potrzebują już wszak niczego), lecz dla nas, żywych. Pomagają nam bowiem chociażby w podtrzymywaniu wspomnień o ludziach, jacy od nas na zawsze odeszli, w dbaniu o ich pamięć i właśnie oddawaniu im szacunku. Toteż staram się po prostu dbać o nagrobek najbliższych zmarłych krewnych, myjąc go dokładnie raz na jakiś czas (a częściej ścierając z niego kurz tudzież inne zabrudzeni

Skłóceni dla zysku

Facebook miał (zapewne nadal to zresztą robi) stosować algorytmy… skłócające ze sobą jego użytkowników. Najczęściej umieszczają ich one na pozycjach znacznie bardziej radykalnych pod względem światopoglądowym niż w rzeczywistości (np. socjaldemokrata uznawany jest za skrajnego lewicowca i szeregowany wraz z komunistami czy anarchistami, zaś umiarkowany prawicowiec, zwolennik PO albo Szymona Hołowni – za przynależnego do skrajnego prawactwa, jakby był nacjonalistą lub faszystą), po czym przeciwstawiają osobom o przeciwstawnych zapatrywaniach politycznych, społecznych, religijnych czy jakichkolwiek innych. Tak wynika z zeznań, jakie była pracownica wysokiego szczebla tej korporacji składa obecnie przed amerykańskim Kongresem. Dlaczego portal stosuje taką – daleką od etyki, co widzi nawet małe dziecko – metodę? Oczywiście dla zysku; na politycznych kłótniach, walkach i waśniach, jak również na radykalizmie po prostu lepiej zarabia, ponieważ zwiększają popularność danego medium, przyciąg

Zimno

Jesień w pełni, a wraz z nią nastały chłody. Nie wiem, jak w innych częściach Polski, ale w mojej okolicy nocami temperatury spadają już poniżej zera stopni Celsjusza; kiedy o poranku wychodzę na spacer z czworonożnym przyjacielem, łąka, gdzie z nim chodzę, jest cała zaszroniona, warstwy szronu pokrywają też dachy budynków i pojazdy na parkingu. Cóż, niby rzecz naturalna o tej porze roku (acz, biorąc pod uwagę nabierającą tempa katastrofę klimatyczną, trudno określić, które zjawiska atmosferyczne uznać można za stanowiące normę), niemniej jednak ma swoją nad wyraz ponurą konsekwencję. Otóż, trudno mi nie myśleć o uchodźcach na polsko-białoruskiej granicy, tułających się po podlaskich lasach i cierpiących zimno. Media informują o dziesięciu osobach spośród nich, które zmarły już to z powodu zatrucia grzybami, już to – no właśnie – wychłodzenia (ile NAPRAWDĘ jest ofiar śmiertelnych, trudno określić). A jeszcze nie ma zimy, dopiero jesień się rozkręca. Cieszy, że wielu ludzi dobrej woli

Efektywność czynnikiem sukcesu

Mówi się, że nie ma sukcesu bez ciężkiej pracy. Ostatnio taką właśnie myślą wszem i wobec dzieli się pewien neoliberalny idiota z tytułem profesorskim, lansując model zatrudnienia stosowany od XIX wieku w obozach koncentracyjnych, czyli pracę maksymalnie długą (ów idiota chce szesnastu jej godzin na dobę), a zarazem maksymalnie ciężką, bo taka właśnie ma prowadzić, jego zdaniem, do sukcesu. Cóż, jak niedawno pisałem, doprowadzi ona do licznych chorób i przyspieszonego zgonu; niby można to uznać za sukces, ale warto pamiętać, iż są lepsze, a w każdym razie szybsze tudzież mniej bolesne sposoby na popełnienie samobójstwa. Brednie neoliberałów należy, rzecz jasna, wywalić na wysypisko antyintelektualnych śmieci, niemniej jednak faktem pozostaje, że nie da się odnieść sukcesu – zawodowego, bo o nim będzie mowa w niniejszej notce – bez pracy nad nim. Przy czym nie jest to czynnik jedyny, ponieważ dochodzi do niego również zbieg korzystnych, acz niezależnych od nas okoliczności, czyli to,

Pochwal się

Jednym z głównych elementów kapitalistycznego totalitaryzmu jest (z reguły sztucznie rozbudzany poprzez reklamę, propagandę i im podobne zabiegi) konsumpcjonizm, czyli dążenie do zwiększania stanu posiadania. Wiadomo – im więcej kupujemy, tym większe zyski trafiają do kapitalistów, czyli prywatnych właścicieli środków produkcji. Zależy im więc, by ten nasz konsumpcjonizm był możliwie bezrefleksyjny, czyli polegał na nabywaniu wszystkiego, co wpadnie nam w oczy, a nie tego (i w takich ilościach), czego rzeczywiście potrzebujemy, jak również na ciągłym wymienianiu dobrych jeszcze rzeczy na nowe (niedawno o tym pisałem). Kapitaliści cieszą się najbardziej, gdy kupujemy drogie rzeczy; jeżeli nie stać nas na nie, to zachęcani jesteśmy do brania kredytów i pożyczek, na czym z kolei zyskuje finansjera (też, rzecz jasna, kapitaliści). I stosują różnorodne techniki manipulacji, abyśmy takie właśnie produkty wybierali podczas zakupów. Potrafią, dla przykładu, łechtać naszą próżność. Wmawiają

Szesnaście zabójczych godzin

Pewien neoliberał, kojarzony z PO, czyli pseudo-opozycją „demokratyczną” (cudzysłów oczywiście nieprzypadkowy) stwierdził niedawno, że jeśli ktoś nie chce pracować szesnaście godzin dziennie, to „jest leniwy”. Jak łatwo się domyślić, wywołał durną ową wypowiedzią jakże uzasadnione oburzenie. Pomijam tu już to, że głosząc podobne brednie, facet robi prezent Bezprawiu i Niesprawiedliwości; jeśli strona „opozycyjna” będzie popełniała tak idiotyczne błędy, uwłaczając społeczeństwu, czyli nam, i stawiając się w roli poganiaczy niewolników, to za Chiny Ludowe nie wygra wyborów (nawet, gdyby – co z każdym dniem wydaje się mniej prawdopodobne – PiS-owcy by ich nie sfałszowali). Po co zresztą miałaby je wygrywać, skoro owa wypowiedź o szesnastu godzinach jest jednym z licznych dowodów, iż pseudo-opozycja chce dla nas identycznego obozu koncentracyjnego z tym, w jaki Polskę transformuje Kaczyński na czele swojej mafii/sekty. Tak naprawdę clou sprawy jest tu inne. Mamy bowiem do czynienia z

Ponury biznes

Na początek, przepraszam za brak notki wczoraj, ale miałem ważną sprawę do załatwienia. Teraz jednak przejdźmy do dzisiejszych rozważań: Zbliża się triduum: Halloween/Dziady, Wszystkich Świętych (mylnie nazywane „świętem zmarłych”, które wypada 31 października, nie 1 listopada, nie jest też chrześcijańskie, lecz pogańskie) i Zaduszki. Krążą plotki, jakoby – identycznie, jak to było przed rokiem – nie-rząd miał zamknąć na ten czas cmentarze celem walki z pandemią (aby rozwiązanie to było skuteczne, należy taką decyzję ogłosić na długo przed jej realizacją, żeby ludzie rozłożyli sobie wizyty na grobach bliskich, inaczej wszyscy rzucą się hurmą, jak rok temu, w ostatniej chwili na miejsca pochówku, skutkiem czego zakażeń przybędzie, zamiast ubyć). Niemniej jednak, przełom października i listopada to okres, kiedy Polki i Polacy tradycyjnie masowo ruszają odwiedzać groby swoich przodków, małżonków, dzieci (też tak bywa, niestety…), sąsiadów, znajomych… A sporo tych grobów przybyło w ostatn

Niech żyje różnorodność

Kilka dni temu, kiedy wracałem ze spaceru z czworonożnym przyjacielem, minęły nas dwie panie jadące na rowerach. Prowadziły rozmowę w języku ukraińskim. Tak, mała miejscowość, w której mieszkam, też przyciągnęła imigrantów zza Sanu, jacy przyjechali do Polski za chlebem, Często spotykam ich czy to w sklepie, czy na spacerach, czy w przychodni. Co w tym złego? Zupełnie nic; przeciwnie, miło jest żyć obok nich. Ludzie ci nikomu krzywdy nie robią, nie słychać, by sprawiali jakiekolwiek problemy typu wandalizm, z tego, co się orientuję, ciszą się opinią pracowitych i solidnych. Słowem – nie mam absolutnie nic przeciwko Ukraińcom w Polsce. Wręcz cieszą się, kiedy słyszę ich piękną, śpiewną mowę, bo dzięki temu świat jest bardziej różnorodny i po prostu ciekawszy. Identycznie rzecz się ma z przedstawicielami wszystkich innych narodowości, kolorów skóry, wyznań… Im więcej będzie ich nad Wisłą, tym lepiej rozwinie się nasze społeczeństwo, i to pod każdym względem: kulturowym, ekonomicznym,

Kapłan i lewita

Czy tego chcemy, czy nie, Biblia (chodzi mi tu konkretnie o ową księgę, nie tyle o chrześcijaństwo jako religię) stanowi jeden z głównych elementów ludzkiej cywilizacji, podobnie zresztą jak Koran, mitologia grecko-rzymska czy nordycka oraz klasyczne dzieła literackie w stylu powieści Tołstoja, Dumasa czy Tolkiena. Tak jest, i tyle. Bez względu zatem, jaką – i czy jakąkolwiek – religię wyznajemy, większość z nas kojarzy zaczerpnięte ze Starego i Nowego Testamentu historie, przynajmniej te najpopularniejsze, w tym Jezusowe przypowieści. Niektóre z nich przeszły wręcz do idiomów i przysłów. Do takowych z pewnością zalicza się, zamieszona w Ewangelii wg (św., jak dodają katolicy i chyba prawosławni, a co pomijają protestanci nieuznający kultu świętych) Łukasza, Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Na nią to – gwoli dygresji – powołał się papież Franciszek w swojej ostatniej encyklice, zawierającej myśl społeczną naprawdę bliską socjalizmowi. Przypomnę dla porządku fabułę tej histo

Uwstecznieni

Szczerze przyznam, że na polskiej scenie politycznej brakuje mi ugrupowań, myślenie i działanie których byłoby ukierunkowane na przyszłość. Do takich zaliczyć można w zasadzie jedynie Lewicę (koalicja Nowej Lewicy, Lewicy Razem oraz PPS-u) i Zielonych (wchodzą, niestety, w skład konserwatywnej Koalicji Obywatelskiej, co zdaje się zabijać ich ideologiczny potencjał oraz powoduje ich marginalizację). Teoretycznie do tej grupy zaliczyć można też Polskę 2050 Szymona Hołowni, ale jest to formacja przyszłościowa jedynie z nazwy, przy czym jej lider, znany showman, chyba nie zdaje sobie sprawy, iż do 2050 roku nasz przeklęty gatunek radośnie wymrze, o ile nie uda nam się powstrzymać katastrofy klimatycznej; bliższe wszelako przyjrzenie ujawnia wypełzającego na wierzch robala wstecznictwa i konserwatyzmu. No właśnie. Zdecydowana większość polskiej sceny politycznej to ugrupowania najzwyczajniej w świecie uwstecznione, mentalnie zacofane, zakorzenione w przeszłości, niedostrzegające, że świat

Długie używanie

Kilka już ładnych razy pisałem, że kapitalizm doszedł do takiego stadium, iż najbardziej opłacalna jest produkcja (oraz oczywiście sprzedaż) wyrobów o niskiej trwałości lub przynajmniej tak skonstruowanych, że w razie zużycia, awarii, uszkodzenia lub innych tego typu kłopotów, ich naprawa jest nieopłacalna (w każdym razie, dużo mniej niż wymiana), a bywa, że i wręcz niemożliwa – szczególnie w przypadku tzw. niemarkowych sprzętów. Chodzi o to, by w warunkach konkurencji klienci nabywali coraz to nowe, nowe i nowe produkty, generując zyski kapitalistom. Obok niskiej trwałości dóbr, czynnikiem generującym owo tempo zakupów jest też rozbudzona z pomocą chociażby intensywnych reklam chęć konsumpcji, nakazująca nabywanie już to nowych ubrań czy obuwia (choć szafa pełna jeszcze dobrych ciuchów tudzież butów), już to nowego smartfona/komputera/pralki/lodówki/telewizora (mimo iż dotychczasowe zupełnie sprawnych działają), już to nowych mebli bądź innego wyposażenia domowego, już to nowego sam

Zjednoczeni

No i stało się. W minioną sobotę, 9 października 2021 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej i Wiosna połączyły się w jedną partię o nazwie Nowa Lewica. Było to jedno z najbardziej pozytywnych wydarzeń politycznych w ostatnim czasie. Wybrano współprzewodniczących (Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń; takie podwójne przywództwo wydaje się ciekawym pomysłem; zobaczymy, jak będzie funkcjonowało w praktyce) oraz wiceprzewodniczących, zaprezentowano wstępne założenia programowe (szczegółowy program nowa formacja chce opracować we współpracy, konsultacjach z nami, obywatelami, co mnie osobiście naprawdę się podoba) – o czym bardziej szczegółowo wspomnę w innej notce – pokazały się działaczki wraz z działaczami… Ogólnie, konwencja wypadła, moim zdaniem, całkiem nieźle. Co do samego faktu zjednoczenia SLD i Wiosny, aż chce się napisać: NARESZCIE!!! Proces ten trwał około dwóch lat, odkąd liderzy obu partii zapowiedzieli ich połączenie, czyli najzwyczajniej w świecie wlókł się jak brazylijska

Zdrajca

Był zdrajcą na długo, zanim jeszcze wraz z bratem bliźniakiem wstąpił do drugiej targowicy, czyli prawicowej opozycji anty-PRL-owskiej, jaka formowała się wokół NSZZ „Solidarność” i za, transferowane przez Watykan oraz włoską mafię, judaszowe srebrniki od CIA planowała dorwać się do władzy, obalić istniejący wówczas w Polsce ustrój polityczny, a przede wszystkim system gospodarczy i podporządkować nas amerykańskiemu imperializmowi. W jej to szeregach nasz dzisiejszy czarny charakter, wraz ze swoim braciszkiem i im podobnymi prawicowymi sprzedawczykami, pełzł po plecach oszukanych robotników oraz inteligentów ku najwyższym stanowiskom państwowym. Był zdrajcą, kiedy 13 grudnia 1981 roku spał do południa. Swoją drogą, chyba jednym z największych błędów Generała było to, że pozwolił naszemu dzisiejszemu czarnemu charakterowi spać, zamiast aresztować go i dożywotnio wpakować za kratki (było jeszcze inne rozwiązanie, acz skrajnie niehumanitarne i zbrodnicze, toteż na tych łamach o nim nie w

Kiedy czegoś nie potrzebujemy

Na początek przepraszam za trzydniową nieobecność w tym tygodniu. Musiałem pozałatwiać ważne sprawy, związane ze sprzedażą nieruchomości odziedziczonej po rodzicach, a że znajdowała się ona dość daleko od mojego miejsca zamieszkania, to i jeden dzień był mi potrzebny na powrót do domu, odpoczynek po podróży, itd. A dlaczego w ogóle ją sprzedawałem? Powodów było kilka, począwszy od ekonomicznego, a na osobistych (których tu rzecz jasna nie mam zamiaru poruszać) skończywszy. Tak naprawdę sprowadzały się one do tego, że jej utrzymywanie – zwłaszcza, biorąc pod uwagę odległość, którą musiałem pokonać, by się do niej dostać, ceny benzyny, itd. – było dla mnie zbyt ciężkie oraz nieopłacalne. Wolałem więc sprzedać tę nieruchomość ludziom, którzy chcą z niej korzystać i się nią cieszą. Nie tylko z nią zresztą tak zrobiłem. Po zmarłych rodzicach zostało mi trochę przedmiotów, z których po prostu nie korzystam. Niektóre oddałem życzliwym osobom (na przykład palmę, jaka rozrosła się na tyle,

Na granicy

- Tędy, panie prezesie! - emocjonował się kapitan Władysław Muchomorski ze Straży Granicznej. - Już prowadzę do tego ciapatego. Moi ludzie dziś rano złapali drania, jak przekraczał granicę, wszarz jeden. Chyba bardzo niebezpieczny typ, bo mówi po polsku, i to całkiem nieźle… Terrorysta, jak Boga kocham, przysłany przez talibów, Putina i Łukaszenkę, żeby się u nas wysadził, a potem zgwałcił nasze kobiety. Jarosław, prezes partii rządzącej, niechętnie zacharczał, po czym zaczął mlaskać. Niezbyt interesowało go, co mówił oficer. Przyjechał (a raczej został przywieziony wypasioną limuzyną, sam bowiem prawa jazdy nie miał) dziś rano w okolice Usnarza Górnego, bo tak poradzili mu spece od wizerunku – żeby zaprezentował się jako obrońca świętej polskiej ziemi, strzegący jej przed islamistami od Putina. Niestety, dziennikarzy nie było (Jarosław zaczynał żałować, że kazał Pinokiowi i Adrianowi wprowadzić ten cholerny stan wyjątkowy), toteż nie miał za bardzo przed kim prezentować swej odwagi,