Posty

Słowa o ludobójstwie

Dziś osiemdziesiąta pierwsza rocznica wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim. Czyli zrywu Żydów skazanych przez hitlerowskich okupantów na zagładę. Walczyli oni bez szans i nadziei nie zwycięstwo. Ich celem było wywalczenie godnej śmierci, z bronią w ręku, a nie w komorze gazowej, by później zostać przerobionym na mydło. Z tej okazji przytoczę wypowiedź Marka Edelmana, wybitnego lekarza, jednego z dowódców Powstania w Getcie Warszawskim, zaliczającego się do nielicznych ocalałych z rzezi, jaką Powstańcom urządzili naziści: Mówienie o powstaniu w getcie, ma tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa i że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym. Ten cytat powinien być powtarzany w naszych czasach szczególnie często. Trwa bowiem ludobójstwo w Gazie, a popełniający je Izrael najwyraźniej rozpoczyna wojnę z Iranem. Trwają ludobójstwa w Kongu czy Sudanie Południowym. Ludzie giną na

Dziennikarz i aktywistka

Znany dziennikarz, Rober Mazurek, przeprowadzał przedwczoraj wywiad dla RMF FM z Dominiką Lasotą, młodą aktywistką klimatyczną. Nawiązał do jakichś działaczy z Niemiec, którzy uznani zostali za przestępców i terrorystów. Na co Dominika Lasota odpowiedziała, że wielu ludzi w czasie, gdy prowadzili działalność społeczną i polityczną, nazywanych było terrorystami. Podała przykład Martina Luthera Kinga (trafny zresztą), na co Mazurek odrzekł z oburzeniem, że nigdy go tak nie określano. Kiedy Dominika Lasota sprostowała, gwiazdor medialny wkurzył się, że śmie go ona pouczać i zaczął kpić z jej wykształcenia (skończyła jak na razie liceum). Pan Mazurek zachował się w sposób wysoce niekulturalny, acz niestety typowy dla obecnego dziennikarstwa w mediach głównego nurtu. Rzecz jasna, wyszedł na dziadersa, czyli mentalnie uwstecznionego o ładnych kilkaset lat konserwatystę, przekonanego o własnej wybitności tudzież byciu autorytetem, a co najgorsze, pogardzającego ludźmi młodymi o postępowych

Po złej stronie

Jeśli chodzi o zbrodnie popełniane przez Izrael, na polskiej scenie politycznej właściwą, tzn. krytyczną postawę zajmuje wobec nich głównie Partia Razem. Ktoś mógłby jeszcze wspomnieć o Konfederacji, ale ten konglomerat zboczonych hitlerowców po prostu manifestuje irracjonalną nienawiść do Żydów (antysemityzm oczywiście), czego nie wolno chwalić, trzeba natomiast potępiać. Na przeciwnym biegunie w stosunku do Razem sytuują się ślepi apologeci morderczych izraelskich faszystów. Tacy politycy są też, niestety, w obozie rządowym. Na kilku przykładowych się dziś skupimy. Chyba najpaskudniej pod tym względem wypada Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych z PO (dawniej PiS, co stanowi jeden z nad wyraz licznych dowodów, że obie te partie są tym samym). Jak niedawno wspominałem, twierdził on, że w Gazie nie jest popełniane ludobójstwo, kwestionował orzeczenie Trybunału w Hadze (ładna mi praworządność!), a kiedy izraelscy siepacze zamordowali Polaka wraz z sześcioma innymi wolontar

Wojenne zamiary faszystów

W miniony weekend niejedna osoba na świecie wstrzymała oddech. I miała ku temu powody. Albowiem Iran wysłał drony bojowe nad Izrael (według propagandy Tel Awiwu, zostały zestrzelone). Była to odpowiedź, w formie kontruderzenia ostrzegawczego, na izraelski atak na jedną z irańskich placówek dyplomatycznych, a także, jak przypuszczam, na ludobójstwo w Gazie, będące najtragiczniejszym jak dotąd etapem krwawej okupacji Palestyny. Faktycznie było – i nadal jest! – się czego bać. Nawet, jeśli się mieszka z dala od tamtych regionów. Coraz wyraźniej widać, że niszczenie Gazy, masowe mordowanie jej mieszkańców i wywołanie tam kryzysu humanitarnego, skala którego jeśli jeszcze nie przewyższyła niedawny jemeński, to wkrótce przewyższy, faszystowskiemu rządowi Likudu, na czele z Binjaminem Netanjahu, nie wystarczają. Izrael prze do wojny z Iranem i jest na jak najlepszej drodze ku jej rozpoczęciu. Perskie państwo od dekad pozostaje na celowniku zarówno Izraela, jak też Arabii Saudyjskiej. T

Zmienianie na siłę

Włącza człowiek telewizję, radio, loguje się do internetu, otwiera gazetę bądź czasopismo, albo po prostu idzie ulicą… i nieustannie atakowany jest różnymi reklamami, spośród których znaczna część dotyczy środków na odchudzanie, szamponów w cudowny sposób zapobiegających łysieniu, jakichś specyfików na lśniącą skórę tudzież innych tego typu paści. Że nie wspomnę o markowych ciuchach i obuwiu, które nadają podobno wygląd bóstwa w greckiej mitologii (Pana na przykład?). Półki księgarskie (biblioteczne pewnie zresztą też) uginają się pod ciężarem najróżniejszych poradników i książeczek motywacyjnych, które uczą nas, jak być lepszymi, sprawniejszymi, odważniejszymi, silniejszymi… Materiały przekazujące tę „wiedzę” wypełniają oczywiście poszczególne internetowe social media; najczęściej informują, że „wszystkie problemy są TYLKO w twojej głowie” (problem osoby, która ma otwarte złamanie kończyny, też jest TYLKO w jej głowie? Albo kogoś dogorywającego na raka? Albo palestyńskiego dziecka

Od pachołka w darze

Oto jest, objawił się światu, a przynajmniej Polsce (wątpię, by reszta globu w ogóle się nim przejmowała). Projekt ustawy o publicznych dopłatach do kredytu hipotecznego, aby jego oprocentowanie wynosić mogło okrąglutkie, wypasione zero. Mimo iż za rozwiązaniem owy Donald Tusk stoi, tak naprawdę stanowi ono rozwinięcie pomysłu Bezprawia i Niesprawiedliwości; cóż, PIS i PO to przecież jedna i ta sama prawica postsolidarnościowa. Już kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi owego bubla, eksperci ostrzegali, że ceny mieszkań, i tak przecież w (k)raju nad Wisłą zbyt wysokie w stosunku do finansowych możliwości większości społeczeństwa, wystrzelą w górę. Do tego właśnie doszło, gdyż deweloperzy-spekulanci skorzystali z okazji do dojenia klientów, co oczywiście było zgodne z założeniami autorów projektu. Od samego początku (o czym już kiedyś pisałem) miał on stanowić nie rozwiązanie problemów mieszkaniowych, lecz prezent dla kapitalistów, czyli udziałowców banków i firm deweloperskich. Ci

Referendum uprzedmiotawiające

Dziś mają – z opóźnieniem, dodajmy – odbyć się sejmowe debaty w sprawie projektów ustaw liberalizujących prawo antyaborcyjne w (k)raju nad Wisłą. Czy faktycznie do nich dojdzie, czy też medialna wydmuszka i Tuskowy pachołek… znaczy, przepraszam, pan Marszałek Szymon Hołownia znów je przesunie na inny termin (i tak aż do defekowanej śmierci), zobaczymy. W każdym razie, ilekroć na scenę polityczną wkracza kwestia – moim skromnym zdaniem, niepodważalnego – prawa kobiety do decydowania o własnym życiu oraz organizmie, w tym, czy i kiedy chce zajść w ciążę, odzywają się nader liczni przeciwnicy (płci obojga!) tegoż. Jedni i, o z grozo, jedne chcą mniej lub bardziej restrykcyjnego zakazu aborcji oraz antykoncepcji (obecne ustawodawstwo, zaliczające się do najokrutniejszych na świecie, wielu nie wystarcza!), inni zachowują się niczym pewien biblijny Rzymianin, umywając ręce. Czyli domagają się przeprowadzenia referendum aborcyjnego. Pomysł ten lansuje fajno-katolik, wspomniany wyżej pan Ho