Posty

Wyświetlanie postów z 2021

Myśli na Nowy Rok

No i kończy się dziś Anno Domini 2021. W moim życiu był to rok wielkich zmian, niektórych na (znacznie) gorsze, innych na lepsze, a co do większości z nich, to czas dopiero pokaże. Nie o sobie jednakże chcę tu napisać, lecz podzielić się refleksją na temat tego, co przynieść nam może dwanaście rozpoczynających się jutro miesięcy – z zastrzeżeniem wszelako, że przyszłość jest nieodgadniona, a stan rzeczy w każdej chwili może się odmienić o sto osiemdziesiąt stopni. W każdym razie, myśli nie będą to, poza dwoma wyjątkami, wesołe. Choćby dlatego, że nie zanosi się, aby ustała inflacja. Przeciwnie, ceny poszczególnych towarów, z tymi najbardziej podstawowymi na czele, będą stale rosły, podobnie jak opłaty. Po chwilowych obniżkach, najprawdopodobniej znów podskoczą, i to znacząco, kwoty, jakie musimy wydać na paliwo do naszych pojazdów (a komunikacja publiczna zapewne dalej będzie podupadała, toteż posiadanie samochodu pozostanie koniecznością dla wielu obywatelek i obywateli). W górę pój

Złe tradycje

Konserwatyści (i nie tylko!) lubią podkreślać wartość tradycji, mówić/pisać, jakie to one są cudowne, przytaczać argumenty, dlaczego nie można od nich odchodzić. I okej, wolno im tak twierdzić; bywa zresztą, że mają rację, np. w przypadku pięknych tradycji wywodzących się z poczucia humanitaryzmu lub podkreślających odrębność kulturową (która wszak nie może prowadzić do nienawiści!) danej grupy. Jednakże umiłowanie owo nie powinno wiązać się z fanatyzmem bądź inną formą bezmyślności. Nie ma otóż sensu podtrzymywanie zwyczaju czy choćby kultywowanie określonego zachowania tylko dlatego, że bywa nazywany tradycyjnym (niekiedy zresztą fałszywie, o czym więcej będzie w dalszej części notki). I tak, wegetarianie lub weganie w żadnym razie nie mają obowiązku jeść karpia ani innych potraw rybnych, mięsnych, itd. z okazji Wigilii tudzież jakichkolwiek świąt. Ich sumienie, miłość do zwierząt oraz życia jako takiego są ważniejsze niż to, co pewna – nawet bardzo duża – część społeczeństwa uwa

Kościół, przyroda i klechistan

Ot, i mamy kolejny – ponury, jak łatwo się domyślić – przykład funkcjonowania państwa wyznaniowego (a ściślej rzecz ujmując, klechistanu), jakim stała się Rzeczpospolita Polska po 1989 roku, na skutek zdradzieckich działań prawicy postsolidarnościowej. Tym razem sprawa jest o tyle przykra, że dotyczy ochrony przyrody, i tak nad wyraz w (k)raju nad Wisłą zniszczonej. Ale po kolei. Łysiec (Łysa Góra) to teren dotychczas przynależący do Świętokrzyskiego Parku Narodowego; w zasadzie serce, centrum, główny punkt tegoż. A zarazem obszar szczególnie cenny, bowiem łączą się tam aż trzy porządki: przyrodniczy, historyczny (zabytki archeologiczne związane ze Słowianami) oraz religijny (klasztor i sanktuarium Święty Krzyż). Przez kilkadziesiąt lat funkcjonowania parku wszystko to się kleiło, tzn. przyroda była prawnie chroniona, podobnie jak zabytki świeckie i kościelne. No, ale przyszła III RP, stopniowo się klerykalizująca, odkąd pan premier Mazowiecki Tadeusz wprowadził katechezę do szkół pub

TVN zastępczy

No i stało się, Duda Andrzej, mylnie nazywany prezydentem RP, zawetował tzw. Lex TVN, czyli prawo, które pierwszeństwo w przyznawaniu koncesji telewizyjnej dawało stacjom polskim oraz europejskim. Godziło ono w interesy TVN-u, ponieważ stanowi on własność kapitału amerykańskiego, należy do koncernu Discovery. A że akurat ta telewizja (ze szczególnym uwzględnieniem kanału informacyjnego TVN24) ma na pieńku z Bezprawiem i Niesprawiedliwością – mimo iż politykierzy tej partii oraz jej koalicjantów ze Zjednoczonego Prawactwa stale siedzą w jej studiu i szerzą te swoje durne, czasami wręcz chore brednie – opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna podnosić zaczęła, że dokonywany jest zamach na wolne media, a TVN-owi grozi zamknięcie. Na ulice wyszły tłumy protestujących ludzi, inne media włączyły się do protestu… Od wczoraj natomiast, czyli odkąd Duda ogłosił decyzję o wecie (wątpliwe, czy w Sejmie znajdzie się 3/5 głosów potrzebnych do jego odrzucenia), liberałowie i niektórzy lewicowcy ok

Kolęda i kasa

Firma administrująca blokami w mojej miejscowości wywiesiła ogłoszenie, by samemu odczytać liczniki zużycia wody i podać te dane telefonicznie. Chodzi rzecz jasna o minimalizowanie zagrożenia epidemicznego. I dobrze, mądre to działanie. Pochwalam. Koronawirus wciąż szaleje, zgony się mnożą (mamy jeden z najwyższych wskaźników umieralności na świecie – dzięki, PiS-ie, za nieudolność, i dzięki, antyszczepionkowcy, za zatruwanie ludzkich umysłów durnymi teoriami spiskowymi!), toteż trzeba zachowywać ostrożność, ot, choćby przy załatwianiu spraw o charakterze czysto organizacyjnym. Niestety, księża z lokalnej parafii (a podejrzewam, że wszystkich innych działających w Polsce też) po rozum do głowy nie poszli, skutkiem czego wizyta duszpasterska odbędzie się w tym roku tak, jak to było wcześniej. Czyli przyjdzie kapłan razem z ministrantami lub scholistkami i do drzwi naszych zapuka. Tylko przed rokiem zamiast tradycyjnej „kolędy” organizowano msze dla mieszkańców; nie poszedłem, ale sa

Życzenia na (ponure) święta

Tegoroczne obchody Bożego Narodzenia (choć oczywiście uszanować trzeba tych, co świętują Solstycja, Yule, jakieś inne święta… lub nie celebrują niczego i będą mieli po prostu weekend) zapowiadają się ponuro, znacznie w każdym razie bardziej, niźli w poprzednich latach. Z winy PiS-u, acz nie tylko. Przecież to nieudolność (celowa?) i niekompetencja nie-rządu Jarosława Kaczyńskiego (dla niepoznaki z Morawieckim Mateuszem na czele), jak również zniszczenie przez jego mafię/sektę – w ślad za innymi ugrupowaniami prawicy postsolidarnościowej – polskiej służby zdrowia, spowodowały, że pod względem umieralności na COVID-19 (k)raju nad Wisłą plasuje się w ścisłej światowej czołówce; DZIENNIE choroba ta zabija u nas blisko osiemset osób! Acz przyznać trzeba, iż w wypadku obecnej fali współwinę za owe zgony ponoszą również antyszczepionkowcy, poprzez szerzenie antyintelektualnych bredni zniechęcający ludzi do szczepienia, czyli do ratowania życia sobie oraz innym. Ci, co zmarli, mają lepiej…

Pan zacofany

Donald Tusk stwierdził w udzielonym niedawno wywiadzie, że jedną z przyczyn wyborczego zwycięstwa PiS-u miała być… „zbyt szybka rewolucja obyczajowa”, jaka rzekomo nastąpiła w Polsce za kadencji haratacza w gałę. Dał tym dowód nie tylko niezrozumienia przyczyn sukcesów wyborczych mafii/sekty Kaczyńskiego (wynikających z braku polityki społecznej rządu PO-PSL, niskich płac, powszechności umów śmieciowych i stanowiącej ich naturalny skutek niestabilności bytowej, pogardy Platformersów wobec osób niezamożnych, itd.) oraz kompletnego braku samokrytycyzmu, ale też – przede wszystkim – gigantycznego zacofania mentalnego, w zasadzie identycznego z tym, jakie występuje u prezesa Bezprawia i Niesprawiedliwości (nic dziwnego, skoro obaj są przedstawicielami sił ciemnoty, czyli klerykalnymi konserwatystami, w przypadku Kaczyńskiego z faszystowskim odcieniem). Ale po kolei. Pod rządami pana Tuska Donalda – oraz jego krótkotrwałej następczyni następczyni, pani Kopacz Ewy – rewolucja obyczajowa n

Pusty talerz

Jedną z polskich bożonarodzeniowych tradycji jest kładzenie na stole w czasie wieczerzy wigilijnej dodatkowego, pustego talerza. Według ugruntowanego przekazu, przeznaczony on jest do nakarmienia Chrystusa pod postacią zbłąkanego wędrowca, który przyjść może do naszego domu. Mówiąc prościej i cokolwiek odchodząc od treści religijnych, jest to symbol naszego humanitaryzmu (jakże często rzekomego, na pokaz jedynie). Tak naprawdę jednak pierwotny sens owego zwyczaju był zupełnie inny. Jak większość tradycji bożonarodzeniowych, także i ustawianie pustego talerza na stole wywodzi się z pogaństwa (w Bożym Narodzeniu de facto bardzo niewiele elementów jest chrześcijańskich, ale to temat na inne rozważania), konkretnie, z religii prasłowiańskiej. Nasi oto przodkowie, wyznający Peruna, Welesa, Światowida i im podobne bóstwa, wierzyli, iż żywi ludzie obcują z duchami przodków; te miały odwiedzać domostwa żyjących w liczne dnie i noce – jedną z takich okazji było przesilenie zimowe. Dla nich to

Święta bez mięsa

Zbliża się Boże Narodzenie, czyli okres wzmożonej konsumpcji, do jakiej zachęcają nas już to media działające w interesie kapitalistów (im więcej kupimy, tym większe będą oni mieli zyski, i nieważne, że to, czego nie przeżremy, znajdzie się później na śmietniku), już to związki wyznaniowe (na czele oczywiście z Kościołem katolickim), już to źle pojęte tradycje, nakazujące obeżreć się, opić i na siłę włazić komuś (z reguły krewnym i powinowatym) na głowę. Przez to wszystko wielu z nas umyka prawdziwy sens świąt – tych oraz wszystkich innych – czyli odpoczynek, relaks, odstresowanie się, regeneracja sił. No, ale do rzeczy. Otóż, jedną z tradycji bożonarodzeniowych jest karp (ewentualnie inna ryba) na stole wigilijnym, i dowolny rodzaj mięcha na stole we właściwe Boże Narodzenie (25 i 25 grudnia oczywiście); mamy się tym obeżreć niemal aż do pęknięcia. W tym miejscu zaznaczyć warto, że opychanie się mięsem jest dziedzictwem sarmackim – to kuchnia szlachecka bazowała na potrawach przy

Żywy prezent

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, sezon prezentowy trwa w najlepsze, kapitaliści cieszą się, że będą mieli więcej kasy z tytułu rozbudzonych w społeczeństwie dążeń konsumpcjonistycznych. No dobra, to była ciemna strona medalu, acz jest i jasna – prezenty miło jest dostawać, a jeszcze milej dawać. Czy jednak wszystko nadaje się na świąteczny podarek? Zdecydowanie nie, i nie dla każdego. Przykładowo, na portalach społecznościowych znaleźć można sporo postów przestrzegających, by nie dawać pod choinkę zwierząt (ze szczególnym uwzględnieniem psów i kotów), zwłaszcza małym dzieciom. Opieka bowiem nad takim stworzeniem – żywym, co podkreślają autorki i autorzy tego typu ostrzeżeń/przestróg – nierozerwalnie wiąże się z odpowiedzialnością, tej zaś nie każdy młodociany człowiek podoła… już nie wspominając o tym, że nie każdy rodzic. Ponury efekt robienia więc ze zwierzaków prezentów jest taki, że wiele spośród nich szybko ląduje w schroniskach lub na ulicy, a bywa, że i żywot swój końc

Nie paś pasterza

Pomaganie jest dobre… ale bywa, że o pomoc proszą ci, co absolutnie jej nie potrzebują. W okresie około świątecznym uaktywniają się różnego rodzaju organizacje pozarządowe i charytatywne. Trwają zrzutki pieniężne tudzież zbiórki pomocy rzeczowej i im podobne akcje – niektóre z nich to dzieło związków wyznaniowych, w tym Kościoła katolickiego. Nie byłoby w tejże kościelnej dobroczynności nic fałszywego, gdyby nie... Ano właśnie, Kościół katolicki jest jedną z najbogatszych instytucji nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Majątek już to Watykanu, już to poszczególnych kościelnych jednostek administracyjnych tudzież zakonów poraża swym ogromem. Powiązane z nim organizacje, takie jak chociażby Opus Dei, też obracają ciężkimi miliardami. Liczni biskupi, a nawet szeregowi księża są biznesmenami, czy raczej kapitalistami, zbijającymi na ludzkiej religijności pokaźne majątki (Rydzyk, żeby daleko nie szukać). I tak dalej… Mówiąc krótko, ów związek wyznaniowy ma się czym dzielić. Jeśli chce

Plany pana Donalda

Z sejmowego klubu Lewicy wyodrębniło się koło Polskiej Partii Socjalistycznej, niestety, tworzone przez bliskich ideowo Platformie Obywatelskiej polityków o poglądach z socjalizmem zaiste niewiele mających wspólnego (poza ewentualnie Gabrielą Morawską-Stanecką). W każdym razie, arytmetyki sejmowej ani senackiej to nie zmieni, prawdziwej Lewicy pozwoli odetchnąć (odeszli ci, co przeszkadzali w zjednoczeniu SLD i Wiosny oraz bruździli Czarzastemu, nadto Razem zyskało okazję do zradykalizowania swojego antykapitalistycznego przekazu, co Polsce wyjść może tylko na dobre). Niemniej jednak, czuć w tym krecią robotę PO, a konkretnie Tuska, który podjął próbę, by lewicowcom zaszkodzić i oszukać ich wyborców (na ile mu się to udało, czas pokaże, bo jeszcze okazać się może, iż podła ta akcja wyjdzie Lewicy na korzyść). Ano właśnie, Tusk. Jeszcze przed jego powrotem Platforma Obywatelska dążyła do podporządkowania sobie ugrupowań nie-PiS-owskich, tak, jak to była uczyniła z Zielonymi, Inicjatyw

Wspólne korzystanie

Czas wreszcie napisać o czymś pozytywnym. Jak choćby o idei dzielenia się dobrami, która zyskuje coraz większą popularność również w (k)raju nad Wisłą. Nie jest to żadna nowość, od lat bowiem prowadzone są zbiórki żywności w sieciach handlowych, odzież, w której nie chodzimy, wrzucić możemy do pojemników PCK, różnego rodzaju akcje zbierania niepotrzebnych rzeczy i pomagania w ten sposób bliźnim prowadzą już to organizacje charytatywne, już to związki wyznaniowe. I bardzo dobrze. Są też świeższe przykłady podobnych inicjatyw, z których korzystać mogą nie tylko obywatele niezamożni, ale w ogóle wszyscy. Dwóm z nim poświęcę dzisiejszą notkę. Coraz popularniejsze stają się chociażby jadłodzielnie. Można w nich zostawić produkty żywnościowe – oczywiście nie zepsute ani przeterminowane – których z różnych przyczyn nie możemy lub nie chcemy przejeść… lub je sobie zabrać, jeśli akurat jesteśmy głodni (nasz status majątkowy nie ma w tym wypadku znaczenia, jadłodzielnie są dla wszystkich). Ja

Sezon na pomoc

Mija dziś czterdzieści lat od wprowadzenia stanu wojennego. Mógłbym napisać o tym notkę… ale po co? Przecież każdy, kto choć trochę zna historię, doskonale wie, że przed czterema dekadami generał Jaruzelski wraz z innymi członkami Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego uratował Polskę przed interwencją Układu Warszawskiego (z pewnością wkroczyłyby do nas oddziały radzieckie – a raczej ruszyłyby z baz te, co nad Wisłą stacjonowały – czechosłowackie i NRD-owskie), a najprawdopodobniej też wojną domową, do rozpętania której dążyła, na zlecenie amerykańskich imperialistów, solidarnościowa targowica (w zapobieżeniu temuż konfliktowi, dodać trzeba, PRL-owskim władzom pomógł papież Jan Paweł II, prymas Glemp oraz co mądrzejsi solidarnościowcy, jacy rozlewu krwi nie chcieli). Ta sama targowica, dodajmy, co po 1989 roku zniszczyła naszą gospodarkę, zwłaszcza przemysł i PGR-y – plan Balcerowicza, będący zarazem pierwszym od zakończenia II wojny światowej ludobójstwem w Polsce, nadal trwającym – dopr

Pan Antoni i solidaruchy

Przedwczoraj, czyli 8 grudnia 2021 r., w wieku lat 89 zmarł Antoni Gucwiński, lekarz weterynarii, zootechnik i dziennikarz, w latach 1966-2006 dyrektor Ogrodu Zoologicznego we Wrocławiu. Był jednym z najlepszych popularyzatorów wiedzy o zwierzętach i wrażliwości wobec nich; szerzył je, pisząc artykuły naukowe i książki, a przede wszystkim, prowadząc programy telewizyjne, w tym ten najsłynniejszy – Z kamerą wśród zwierząt , transmitowany w latach 1971-2002 (współprowadzącą była żona pana Antoniego, Hanna). I jak to bywa z wielkimi, a przynajmniej zasłużonymi ludźmi, znaleźli się ci, co próbowali mu dokopać, i to w sposób perfidny. Otóż, w roku 2006 pewna fundacja broniąca praw zwierząt oskarżyła dyrektora wrocławskiego zoo o znęcanie się nad niedźwiedziem brunatnym imieniem Mago. Miał on być trzymany w bardzo złych warunkach (te rzeczywiście nie były najlepsze, ale o tym za chwilę). Sprawa trafiła przed sąd, ten jednak uniewinnił Antoniego Gucwińskiego. Po kilku latach Sąd Najwyższy

Duszą nas

Wiele można wymienić zbrodni PiS-u. A to ludobójstwo na granicy, a to ustawa represyjna (wymierzona w emerytów mundurowych, oczywiście), a to zniszczenie służby zdrowia, a to szerzenie – wespół z innymi ugrupowaniami skrajnie prawicowymi oraz Kościołem katolickim – mowy nienawiści (skutkiem są chociażby samobójstwa zaszczutych dzieci i młodzieży LGBT), a to wdrażanie prowadzącego do śmierci kobiet prawa antyaborcyjnego, a to… Z pewnością potraficie wymienić jeszcze ileś tam tragedii spowodowanych przez politykierów Bezprawia i Niesprawiedliwości. Mam wszelako wrażenie, iż jedną z ich zbrodni często się przegapia. A jeśli już się o niej wspomina, to raczej nie zalicza się jej do czynów o charakterze zbrodniczym, mimo iż prowadzi – wraz z innym działaniem (czy raczej zespołem zaniechań), o jakim za chwilę – do śmierci kilkudziesięciu tysięcy ludzi rocznie. Chodzi mianowicie o rabunkowy wyręb lasów. Tak, wiem, nie raz ani nie dwa o tym pisałem, lecz do tematu warto wracać, ponieważ r

Prywatne obozy koncentracyjne

Niedawno Polską wstrząsnęły wieści o interwencjach obrońców zwierząt i organów ścigania w schroniskach dla zwierząt w Wojtyszkach, Radysach, Bystrym i kilku innych miejscowościach. Dochodziło tam do nieludzkich praktyk wobec podopiecznych, zwłaszcza psów, bo to one najczęściej trafiają do takich właśnie miejsc. Zwierzaki były pokaleczone, brudne oraz zagłodzone, niektóre z racji panujących w schroniskach warunków nie mogły się poruszać, panicznie bały się już to ludzi, już to innych zwierząt. Mówiąc krótko, znajdowały się w stanie typowym dla więźniów obozów koncentracyjnych… bo w sumie nimi właśnie były owe placówki – zaliczane do największych tego typu w Unii Europejskiej. Co łączy te schroniska? Ano, to, że stanowiły one własność prywatną, z czego wynikało, iż prowadziły działalność komercyjną, dla zysku. I taka właśnie była główna przyczyna zwierzęcej tragedii. Ale po kolei. W Polsce obowiązek ratowania bezdomnych zwierząt spada na gminy. Te, jeśli mają na to środki, budują i