Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2018

DarmoLOT

Nasz przewoźnik lotniczy, czyli PLL LOT oferuje darmowe… Nie, nie przeloty. Tak dobrze to nie ma. Darmowe praktyki dla studentów. Poszukiwani są oni aż do sześciu działów, w tym do: obsługi technicznej, kancelarii czy też finansów i rachunkowości. Stawia się im pewne wymagania: znajomość języka angielskiego i pakietu Office, skrupulatności i samodzielności, a także gotowości do pracy co najmniej przez 24 godziny tygodniowo. W zamian za to poznać można „strukturę firmy, kulturę organizacyjną oraz specyfikę branży lotniczej”. Cóż, wiele szkół i uczelni, w tym wyższych, wymaga zrobienia tego typu praktyk, stanowiących element kształcenia; ja też, kiedy jeszcze studiowałem, taką odbyłem, w urzędzie w swoim mieście, i byłem z tego zadowolony. Praktyki te mogą być bezpłatne – pod warunkiem, że są dla ucznia/studenta obowiązkowe i bez ich zaliczenia nie da się ukończyć czy to danej szkoły, czy to danego kierunku studiów. Co innego bezpłatne staże, nieobowiązkowe dla uczniów/studentów/a

Kapitalizm, depresja, śmierć

Dziś będzie ponuro. Oglądając telewizję, słuchając radia, czytając artykuły w gazetach, czasopismach bądź internecie, natknąć się można często na termin „choroby cywilizacyjne”, czyli takie, których plaga ma być efektem rozwoju ludzkiej cywilizacji, rozumianej zresztą dość szeroko, a raczej negatywnych skutków ubocznych tegoż rozwoju. Są to schorzenia zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Do tych drugich zalicza się depresja – faktycznie coraz powszechniejsza plaga naszych czasów, niszcząca życie rosnącej liczbie ludzi na całym niemal globie. Wbrew pozorom, nie jest to wcale emocjonalny dołek, jak przedstawiały to swego czasu reklamy („sposoby na jesienną depresję”), możliwy do wykurowania spacerem lub fajnym filmem, lecz nader poważna choroba, oznaczająca w wielu wypadkach totalne załamanie, często prowadząca chociażby do prób samobójczych. I nie ma przypadku w tym, że im dzikszy i bardziej bezwzględny staje się kapitalizm, tym przypadków tego schorzenia więcej. Oczywiście

Za płace wasze i nasze

Niejaki Morawiecki Mateusz, czyli premier rządu Jarosława Kaczyńskiego, jeździ po kraju, opowiadając bajędy, jak to w Polsce pod władzą jego partii żyje się coraz lepiej (aha, zwłaszcza, że płace rosną ślamazarnie, a ceny i stawki opłat – bardzo szybko), i strasząc, że jeśli Bezprawie i Niesprawiedliwość przegra wybory samorządowej, rząd pieniążków poszczególnym jednostkom samorządu terytorialnego nie sypnie. Czyli jest to szantaż typu mafijnego. Tymczasem dalece nie wszyscy obywatele są zadowoleni z PiS-owskich rządów, które bynajmniej nie są prospołeczne i w żadnym razie nie dbają o poprawę sytuacji bytowej Polaków, zwłaszcza tych mniej zamożnych. Około 20 tys. takich właśnie niezadowolonych przeszło w minioną sobotę, czyli 22 września, ulicami Warszawy, w ramach manifestacji zorganizowanej przez Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych i Związek Nauczycielstwa Polskiego. Nauczyciele, dodajmy, byli najliczniejszą z grup, jakie wzięły udział w owej demonstracji; prote

Uwaga, zatrute powietrze

Wprawdzie dopiero zaczyna się jesień, ale dość gwałtowny spadek temperatur, jaki nastąpił w ciągu kilku ostatnich dni, przypomina, że sezon grzewczy zbliża się nieuchronnie; w mojej miejscowości zaczyna się on na długo przed zimą i kończy, gdy wiosna jest w pełnym rozkwicie. A sezon grzewczy oznacza nie tylko milusie ciepełko w domciu (i rachunki za nie, które w najbliższej przyszłości gwałtownie wzrosną do poziomu najwyższego w Unii Europejskiej, bo przecież PiS-owska dojna zmiana trwa), ale też… no, wiadomo, wyższy poziom zanieczyszczeń; jakoś w końcu trzeba te lokale mieszkalne ogrzać, czyli czymś trzeba napalić. Najczęściej węglem. Do tego dochodzą jeszcze mieszkańcy prywatnych domów, którzy często, mimo wprowadzanych zakazów i zmian, nadal palą najtańszym świństwem w „kopciuchach”. Z reguły – trzeba o tym pamiętać – nie wynika to ze skąpstwa czy z głupoty (choć i takie przypadki oczywiście się zdarzają), lecz z biedy, a nawet nędzy; społeczeństwo w kapitalistycznej Polsce na sk

Szlachetność maską wyzysku

Kojarzycie księdza Jacka Stryczka? To ten „fajny” księżulo od Szlachetnej Paczki, czyli akcji charytatywnej polegającej na przekazywaniu niezamożnym rodzinom datków zakupionych przez sponsorów, udział w której biorą corocznie celebryci i politycy; przykładowo, kiedy Bronisław Komorowski był prezydentem, wraz z żoną pakował właśnie taką Szlachetną Paczkę przed obiektywem kamery. O akcji tej już kiedyś pisałem, tematem dzisiejszej notki więc ona nie będzie; skupię się na samym księdzu o niemile się kojarzącym nazwisku, wokół którego wybuchła właśnie niezgorsza afera. Otóż portal Onet opublikował reportaż ( https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/tutaj-nie-jestem-ksiedzem-jak-sie-pracuje-w-szlachetnej-paczce-reportaz-o-ks-jacku/jl3gflj ) o warunkach pracy w Stowarzyszeniu „Wiosna”, założonym przez księdza Stryczka, które zajmuje się m. in. corocznym organizowaniem Szlachetnej Paczki. Cóż, przeczytajcie sobie, proszę, ów artykuł sami i wyciągnijcie z niego własne wnioski. Medi

Jak Julek Julkowi książkę spartolił

Dziś odejdziemy, częściowo przynajmniej od polityki, za to skupimy się na literaturze, historii i terroryzmie. W ostatnich tygodniach naszła mnie chętka na odświeżenie sobie książek, w których zaczytywałem się w dzieciństwie. Na celownik wziąłem dzieła Julesa – w Polsce nadal tradycyjnie nazywanego Juliuszem – Verne’a, konkretnie 20 000 mil podmorskiej żeglugi (zapis tytułu wydania, jakie posiadam, bo są też takie, w których „dwadzieścia tysięcy” napisane jest słownie) oraz Tajemniczą wyspę . Ta pierwsza powieść ukazała się w dwóch tomach w latach 1869-1870; jest to jedno z najsłynniejszych dzieł tego autora, a jego fabuła, przynajmniej w zarysach, pozostaje powszechnie znana, głównie za sprawą licznych ekranizacji. Dla przypomnienia tylko: bohaterem, a raczej antybohaterem jest kapitan Nemo (łac. „Nikt”), dowodzący okrętem podwodnym Nautilus (łac. „pływak”; co ciekawe, żadna ze współczesnych tego typu jednostek pływających o napędzie atomowym nie ma takich możliwości tech

SLD, samorząd i zdrowie

Dziś zostawimy nieszczęsną wizytę Andrzeja Dudy, ksywa Adrian , czyli wyimaginowanego prezydenta Polski, w USA, po której pozostanie pewne zdjęcie, robiące zasłużoną furorę w internecie, jako główny składnik memów oczywiście. Wrócimy za to na chwilę do wyborów samorządowych. Kampania się bowiem rozkręca, choć niestety znacznie więcej w niej wzajemnych oszczerstw między politykami Bezprawia i Niesprawiedliwości i tzw. Koalicji „Obywatelskiej” niż tematów związanych stricte z samorządem terytorialnym i jego zadaniami na szczeblu gminnym, powiatowym i wojewódzkim. Tak, wiem, że kwestia, czy w miejscowości Chrząszczyżewoszyce w powiecie Łękowody budować drogę czy basen, mediów nie interesuje, a partie dostosowują swój przekaz do wymogów ośrodków medialnych… niemniej jednak chciałbym, aby ich kampania na poziomie ogólnokrajowym skupiała się jednak na tematyce samorządowej. Na tym tle pozytywnie wypada SLD. Sojusz chwali się – zwłaszcza w internecie, bo media głównego nurtu są wob

Adrian i gaz

Wyimaginowany prezydent, czyli Andrzej Duda, znany też jako Adrian, jest już w USA, gdzie rozmawiać ma z tamtejszym prezydentem, Donaldem Trumpem. Jak pisałem wczoraj, PiS-owska imitacja głowy państwa ma ubiegać się o powstanie w Polsce stałych baz US Army, co niesie dla naszego kraju i jego obywateli poważne zagrożenia. Nie jest to jednak jedyna misja Adriana, gdyż drugim tematem jego wizyty w Stanach jest „bezpieczeństwo energetyczne”. I to również jest mroczne widmo, zwłaszcza dla naszych kieszeni. Polska od lat stara się o dywersyfikację dostaw surowców energetycznych; chodzi oczywiście o to, byśmy nie byli uzależnieni od rosyjskiego gazu i ropy (zwłaszcza tego pierwszego). Sama idea jest oczywiście słuszna, dobrze jest bowiem mieć zakontraktowanych kilku dostawców ważnych surowców, bo to faktycznie zwiększa bezpieczeństwo energetyczne. Problem w tym, że kolejne prawicowe, postsolidarnościowe rządy, działając w tym kierunku, kierują się kryterium… nawet nie politycznym polit

Zapłata za okupanta

Wyimaginowany prezydent, czyli Duda Andrzej, ksywa Adrian , udaje się z oficjalną wizytą do Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie zamierza spotkać się z zagrożonym impeachmentem prezydentem Donaldem Trumpem i złożyć mu w polskim imieniu hołd wiernopoddańczy. Jednym z tematów, jakie Adrian zamierza poruszyć podczas spotkania z Trumpem, ma być stała obecność wojsk amerykańskich w Polsce. Tu wyjaśnić trzeba, że w (k)raju nad Wisłą oddziały US Army już stacjonują, ich obecność jest jednakowoż rotacyjna, a rzecz cała odbywa się w ramach NATO-wskiej polityki wzmacniania wschodniej flanki Paktu. Tymczasem politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości, w tym oczywiście wyimaginowany prezydent, bardzo chcieliby zagwarantować stałą obecność tychże wojsk, na podobnej zasadzie jak np. na Okinawie. Niestety (dla PiS-owców i innych proamerykańskich prawicowych polityków, a dla Polski – na szczęście) Waszyngton nie planuje utworzenia stałych baz US Army w Polsce; jeszcze w czerwcu tego roku podkre

Order dla antysemity

Andrzej Duda, ksywa Adrian, udający prezydenta Polski, przyznał kilku osobom Ordery Orła Białego. Pośmiertnie, bo zmarli nie mogą odmówić przyjęcia odznaczenia z jego ręki. Może nie byłoby w tym działaniu Adriana nic złego, lecz wśród odznaczonych znalazł się Roman Dmowski. I ta właśnie decyzja Dudy już wzbudza na łamach internetu (i pewnie nie tylko) uzasadnione kontrowersje. Roman Dmowski (1864-1939) to nie tylko naczelny ideolog polskiego nacjonalizmu i współtwórca Narodowej Demokracji, ale też postać pod względem politycznym nader paskudna. Swoją koncepcję ideologiczną formułować zaczął jeszcze pod zaborami. Opowiadał się wówczas PRZECIWKO odzyskaniu przez Polskę niepodległości (toteż robienie z niego jednego z ojców Niepodległej jest co najmniej nieporozumieniem), pragnął za to zjednoczenia wszystkich ziem polskich pod carskim berłem (czyli podbicia przez ówczesną Rosję przynajmniej części Niemiec i Austrii) i przyznania im co najwyżej autonomii, która z czasem mogłaby prze

Czarny dzień dla wolności

Wczoraj mieliśmy czarny dzień dla wolności w internecie. Parlament Europejski przegłosował dyrektywę formalnie w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym (kolokwialnie, lecz trafnie zwaną „ACTA2”), a w istocie o podporządkowaniu Sieci wielkim koncernom wydawniczym. Już kiedyś o niej pisałem, toteż, żeby się nie powtarzać, dziś wskażę tylko, iż ów bubel prawny umożliwi największym, a zatem najbogatszym wydawnictwom działającym w internecie (czyli międzynarodowym koncernom) ograniczanie internautom dostępu do sieciowych zasobów intelektualnych (np. poprzez wprowadzanie opłat), cenzurowanie tychże zasobów (wszystko, co się ukaże, będzie filtrowane rzekomo pod kątem praw autorskich), doprowadzanie do bankructwa mniejszych podmiotów, jak choćby niezależnych portali informacyjnych czy małych wydawnictw; skończy się też udostępnianie linków, przynajmniej w takie formie jak obecnie, pewnie nie będzie również memów… Warto przy tym zauważyć, że sami twórcy i artyści, dzieł

Śmieciowa praca Polaka

Dziś odejdziemy od tematu wyborów samorządowych (oczywiście, tylko chwilowo; kampania wszak dopiero się rozkręca, toteż jeszcze niejedna notka będzie jej poświęcona) i skupimy się na kapitalistycznej patologii, która w (k)raju nad Wisłą ma się wciąż bardzo dobrze. Rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości chwali się planami podniesienia płacy minimalnej o 150 zł brutto (niby krok w dobrym kierunku, niemniej jednak podwyżka ta będzie tak mała, że wobec rosnącej inflacji praktycznie nieodczuwalna; nadto operacja ta ma ukryty cel w postaci pozbawienia samotnych matek prawa do pobierania 500 Plus – nie załapią się na dolny próg dochodowy) i zwiększenia o złotówkę minimalnej stawki godzinowej. Premier Morawiecki Mateusz mówi nawet o konieczności odejścia od modelu gospodarki opartej o tanią siłę roboczą (co rzeczywiście powinno nastąpić). Niestety, to wszystko jest strasznie fałszywe, podobnie jak zapewnienia PiS-owskiego rządu o walce z umowami śmieciowymi. Takiej walki bowiem nie ma, a p

SLD idzie do samorządów

Wczoraj pisałem o inauguracji kampanii wyborczej przez mieniącą się opozycją (ha, ha, ha!) tzw. „Koalicję Obywatelską” w postaci PO, Przestarzałej i Barbary Nowackiej. Ich konwencja wypadła, delikatnie rzecz ujmując, raczej blado, a miejscami kłamliwie (zwłaszcza Katarzyna Lubnauer w kwestii kobiecej łgała jak PiS), program zaś, tzw. sześciopak Schetyny, okazał się li tylko przeciętny (najlepszy zawarty w nim pomysł został skradziony SLD; chodzi tu o darmową komunikację publiczną dla uczniów). Dziś skupię się na drugiej koalicji, jaka w minioną sobotę również miała konwencję inaugurującą kampanię przed wyborami samorządowymi. Chodzi, rzecz jasna, o Sojusz Lewicy Demokratycznej – Lewica Razem (na użytek notki stosował będę skrót SLD), w skład której weszło ponad dwadzieścia lewicowych podmiotów. Pamiętam, jak jeszcze kilka miesięcy temu Włodzimierz Czarzasty twierdził w wywiadach, że SLD w wyborach samorządowych wystawi 16 tys. kandydatów. Okazuje się jednak, że nie docenił l

Niewyraźny Grzesiek, żałosna Kaśka i bezideowa Baśka

W minioną sobotę swoje konwencje wyborcze miała prawdziwa opozycja w postaci Sojuszu Lewicy Demokratycznej – Lewicy Razem (której to konwencji, koalicji i programowi poświęcę oddzielną notkę), a także niby-opozycja w postaci tzn. „Koalicji Obywatelskiej” (koalicja to może i jest, ale z obywatelami tudzież obywatelskością niewiele ma wspólnego) w postaci Platformy (anty)Obywatelskiej, Przestarzałej i Barbary Nowackiej. I na tym wydarzeniu się dzisiaj skupimy. Przemawiał lider PO, czyli pan Schetyna Grzegorz, przemawiała liderka Przestarzałej – pani Lubnauer Katarzyna, a także liderka samej siebie, czyli pani Nowacka Barbara. Ten pierwszy, jak zwykle, wypadł… no, może nie jakoś szczególnie źle, ale po prostu niewyraźnie; po raz kolejny zaprezentował się jako polityk kompletnie wyzbyty z charyzmy, który nie bardzo wie, co ma do powiedzenia, i czy cokolwiek. Pani Lubnauer chciała przestrzec przed – realnym i poważnym, czego absolutnie nie można zakwestionować – zagrożeniem ze strony

Choroba wśród protestów

Od kilku miesięcy w niektórych polskich szpitalach, zwłaszcza na Podkarpaciu, trwają strajki pielęgniarek, domagających się oczywiście podwyżek i lepszych warunków pracy. W Wojewódzkim Szpitalu im. św. ojca Pio w Przemyślu ów protest w miniony poniedziałek przybrał formę strajku głodowego (personel medyczny pozostaje w sporze zbiorowym z dyrekcją placówki). Odbywa się w systemie „głoduję-pracuję”, polegającym na tym, iż pielęgniarki wykonują swoje obowiązki (chodzi zapewne o to, by nie można ich było oskarżyć przed opinią publiczną, że w ramach strajku odchodzą od łóżek pacjentów), ale nie przyjmują jedzenia. A mają o co walczyć. Żądają bowiem podwyższenia pensji zasadniczej do 6 tys. zł brutto dla starszej pielęgniarki, a dla młodszej do 5,5 zł brutto (obecnie wynosi ona nieco ponad 2 tys. zł brutto). Postulaty owe są jak najbardziej uzasadnione. Praca pielęgniarki jest bardzo ciężka – fizycznie i psychicznie – oraz odpowiedzialna, a zarobki w większości placówek opieki zdrowot