Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2018

Konfesjonał pociągowy

Na początek mała dygresja, a przy okazji dobra wiadomość. Rząd Jarosława Kaczyńskiego, formalnie z Mateuszem Morawieckim jako premierem, wycofał się ponoć z pomysłu 23-procentowego VAT-u na leki i usługi weterynaryjne. Wieść o tym, że taki podatek ma być wprowadzony, wywołała poruszenie obywateli, chociażby w internecie, i najwyraźniej to ono spowodowało, że rząd zrezygnował ze swoich nieludzkich planów. Cóż, wychodzi na to, że presja społeczna na władze państwowe ma sens. A teraz do meritum. Użytkownicy portali społecznościowych mają bekę, a to z powodu nowej wspaniałej idei polskich hierarchów Kościoła katolickiego. Otóż, zamiast czytać Ewangelie i szerzyć nauki Jezusa, dzielić się majątkiem z ubogimi bądź też walczyć z pedofilią kleru, wydumali oni, żeby pasażerowie naszych wspaniałych kolei mogli się podczas podróży wyspowiadać. W tym celu w pociągach instalowane będą konfesjonały. Kilka lat temu biskupi polscy wystosowali list pasterski do wiernych, ostrzegający przez j

Świnia padła na zawał

Pod nieświatłymi rządami niezbyt oświeconych despotów z Bezprawia i Niesprawiedliwości ojczyzna nasza, stanąwszy nad przepaścią, wykonuje gigantyczny krok naprzód. Chociażby w kwestii energetyki i ochrony środowiska. Jednym z głównych powodów, dla których ceny energii elektrycznej są w Polsce tak wysokie, a od przyszłego roku jeszcze wzrosną, jest to, iż wytarza się ją w elektrowniach węglowych. Sam proces wytwarzania generuje dużo dwutlenku węgla (czyli tlenku węgla IV), co nie tylko przekłada się negatywnie na poziom zanieczyszczenia powietrza (smog, moi kochani, smog!), ale też obłożone jest wysokimi opłatami, które producenci energii muszą sobie odbić, oczywiście sięgając głębiej do portfeli klientów. Sam węgiel kamienny też jest coraz droższy, zwłaszcza, że polskie jego złoża, szczególnie te łatwo dostępne, powoli się kończą, a import z Donbasu, ze względu na wiadomą sytuację polityczną u wschodnich sąsiadów, może wkrótce stać się znacznie trudniejszy, a więc bardziej koszt

Smutna rocznica motoryzacyjna

Dziś dwie ważne rocznice: setna otrzymania przez Polki praw wyborczych (działaczki PPS wymogły to na Józefie Piłsudskim, protestując przy użyciu czarnych parasolek – z czymś się kojarzy?) oraz pięćdziesiąta pierwsza rozpoczęcia produkcji Fiata 125p. O prawach kobiet w Polsce już pisałem, toteż skupię się dziś na tej drugiej. Rocznica to z jednej strony wesoła, z drugiej natomiast smutna. Skąd się wziął ten paradoks? Wesoła dlatego, że uświadamia nam, jakie sukcesy w okresie PRL-u odnosiła polska motoryzacja. A było ich trochę: FSO Warszawa, różne modele Syren (czysto polska konstrukcja; w chwili debiutu było to jedno z najnowocześniejszych aut produkowanych w Europie, jaki że posiadało przedni napęd), Fiat 126p (znacznie zmodernizowana wersja włoskiego samochodu), Mikrus, FSO Polonez, nasz dzisiejszy bohater, Tarpan i Honker, do tego autobusy, ciężarówki, czołgi (tak, tak!), traktory, motocykle, motorowery, skutery… Fiat (od 1983 roku FSO) 125p to jeden z kluczowych przy

VAT-em w zwierzaki

No i mamy kolejny przykład dowodzący, jak bardzo obłudną (co w sumie dla prawicy typowe) partią, a w zasadzie mafią, jest Bezprawie i Niesprawiedliwość, i jak ogromnie szkodliwe dla WSZYSTKICH organizmów żywych są ponure rządy tejże formacji. Ministerstwo Finansów ogłosiło oto projekt nowelizacji ustawy o podatku od towarów i usług, czyli o VAT. Liberałowie i politycy sejmowej tzw. „opozycji” lamentują, że zamiast obniżyć ową daninę – zgodnie z zapowiedzią wyborczą sprzed trzech przeszło lat – PiS utrzyma ją na dotychczasowym poziomie. Cóż, lamenty same w sobie są uzasadnione; jakkolwiek jestem wielkim zwolennikiem progresywnych podatków dochodowych, to uważam, iż podatki pośrednie (czyli VAT i akcyza) powinny być możliwie najniższe, a na dobra i usługi związane ze zdrowiem i innymi podstawowymi potrzebami życiowymi – zerowe. Wówczas bowiem ceny towarów i usług będą niskie, co napędzi konsumpcję, na czym z kolei zyska i gospodarka, i budżet państwa. Niestety, Bezprawie i Nies

Jak PiS walczy z antyfaszyzmem

Przed rokiem grupa nacjonalistów zrobiła sobie happening, polegający na powieszeniu – tak, na szubienicach – portretów europosłów PO, których skrajni prawicowcy uznali za zdrajców. Policja niby wszczęła postępowanie w tej sprawie… ale chyba na wszczęciu się skończyło, bo nic nowego w temacie nie słychać, nikomu nie postawiono zarzutów – mimo iż uczestnicy tej odrażającej hucpy wystąpili z odsłoniętymi częściami ciała, jakie u ludzi określa się mianem twarzy, toteż powinni być łatwi do zidentyfikowania. Wszystko wskazuje na to, że aparat represji i nadzoru kontrolowany przez rządzącą Polską zorganizowaną grupę przestępczą o nazwie Bezprawie i Niesprawiedliwość, działa tak, by sprawę zamieść pod dywan. Mam pewność, że gdyby powieszono portrety PiS-owców, śledztwo wyglądałoby zupełnie inaczej. O bulwersującym tym fakcie mówi dziś telewizja TVN24. Która swego czasu wyemitowała reportaż o grupie neonazistów świętujących urodziny Hitlera na tle płonącej swastyki, niebędącej zresztą je

Ubogi pracownik socjalny

Polskie media przesycone są relacjami z afery KNF, procesu Kaczyński-Wałęsa tudzież powrotu pana Kubicy na tor Formuły 1 (za nasze pieniądze, czego już nie dodają). Tymczasem jakoś dziwnie milczą o tym, że... ...onegdaj, czyli we środę 21 listopada, swoje święto mieli pracownicy socjalni. Nie świętowali jednak, ponieważ nie mają czego świętować. Zamiast tego od tygodnia prowadzą swój Czarny Protest (skończyć się ma on dzisiaj, przynajmniej tymczasowo), polegający na tym, że przychodzą do pracy ubrani na czarno. Chodzi im o poinformowanie w ten sposób społeczeństwa o ich tragicznej wręcz sytuacji finansowej. Otóż wynagrodzenie pracownika ośrodka pomocy społecznej wynosi, w zależności od miejscowości i regionu Polski, 1600-1800 zł netto. Oznacza to, iż ludzie ci mają częstokroć NIŻSZE dochody ZE SWOJEJ PRACY niż ich podopieczni – i to w kraju, gdzie socjalu prawie nie ma (jedyny sensowny program socjalny to 500 Plus, ale sensowny wyłącznie kwotowo, gdyż jest źle ukierunkowany – ci,

Kałuża i polityka

W internecie (i innych mediach), zwłaszcza zaś wśród internautów o orientacji anty-PiS-owskiej, wczoraj zawrzało. Krążyły, posty, memy, opinie, w większości wyjątkowo negatywne, dotyczące pewnego radnego ze śląskiego sejmiku wojewódzkiego. Facet ów, nazwiskiem Kałuża, dostał się do wzmiankowanego organu uchwałodawczego Województwa Śląskiego z listy Koalicji „Obywatelskiej”; konkretnie wystawiła go partia Przestarzała. Mandat zawdzięcza głosom około 25 tys. obywateli. Niestety, w zamian za stanowisko wicemarszałka województwa przeszedł do Bezprawia i Niesprawiedliwości, skutkiem czego ugrupowanie owo przejęło władzę w Województwie Śląskim. No to posypały się memy i komentarze, internauci wyzywać zaczęli Kałużę od zdrajców i sprzedawczyków (a były to jedne z ŁAGODNIEJSZYCH określeń, jakie wiązano z jego nazwiskiem), koledzy z sejmiku nazwali go „Judaszem” (aczkolwiek nie wiem, czy przypadkiem nie było to obraźliwe dla biblijnego Iskarioty), sprawę skomentował też poseł Borys Budka. Fe

W PiS-owskich ciemnościach

Wzrosną nam od przyszłego roku ceny energii elektrycznej. I to o około 40 proc. Czyli naprawdę dużo. Wzrosnąć muszą, ze względu na to, iż w Polsce prąd wytwarzany jest nadal głównie w elektrowniach węglowych, a to generuje koszta. Co prawda Ministerstwo Energii zapowiada, że ów wzrost cen odczują jedynie przedsiębiorstwa, ale prywatni użytkownicy już nie, dzięki rządowym dopłatom (ha, ha, ha!). Szczerze mówiąc, jakoś w to nie wierzę; obawiam się, że i my, zwykli, szarzy zjadacze chleba, zapłacimy już wkrótce wyższe rachunki „za światło”, jak mówiła moja świętej pamięci babcia; wrócę do tego w dalszej części tekstu. Ale nawet gdyby nasi „kochani” rządzący jakimś cudem spełnili obietnicę w tym względzie i ceny energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych nie wzrosły… to i tak nie będzie się z czego cieszyć. Tak drastyczna podwyżka cen prądu dla firm oznacza wzrost cen w sklepach – praktycznie WSZYSTKICH towarów, zwłaszcza tych produkowanych w (k)raju nad Wisłą – i zdecydow

Teraz pana Petru

Na początek mała dygresja. Mateusz Morawiecki, stojący na czele rządu Jarosława Kaczyńskiego bardzo się cieszy, ponieważ udający prezydenta Andrzej Duda, ksywa Adrian, podpisał ustawę o Pracowniczych Planach Kapitałowych. Dzięki temu pracownicy (za sprawą swoich składek oczywiście), pracodawcy (też będą odprowadzali składki za osoby zatrudnione) oraz budżet państwa (poprzez regularne dopłaty) nasypią pieniędzy kapitalistom, a konkretnie właścicielom funduszy obsługujących PPK. Podobnie jak to było z OFE (rozmontowanie ich przez rząd PO-PSL było jedną z nielicznych jego zasług), Polacy okradzeni zostaną z części swoich emerytur, ale nic to, skoro finansjera sobie zarobi. Koniec dygresji. A teraz do meritum, czyli do innego bankstera, który robi karierę, jakkolwiek w ostatnim czasie lichą, w polityce. Zajmiemy się oto dzisiaj panem Petru Ryszardem. Tym, który posługuje się polszczyzną jakościowo bliską polszczyźnie serialowej siostry Basen. Pan Petru Ryszard biografię ma dość bo

Neoliberalni piewcy niewolnictwa

Przyznam szczerze, że bardzo nie lubię oglądać, słuchać ani czytać wypowiedzi różnorakich „ekspertów” (od naukowców po publicystów) na tematy związane z rynkiem pracy, stabilnością i formami zatrudnienia tudzież wynagrodzeniem pracowników. Chodzi mi to oczywiście o „ekspertów” o orientacji neoliberalnej (albowiem z opiniami ekspertów lewicowych bardzo lubię się zapoznawać)… a niestety głównie tacy występują w większości ośrodków medialnych; nic w sumie dziwnego, skoro media te nieustannie lansują nieludzki system kapitalistyczny, na którym pasą się ich prezesi. Nie lubię wypowiedzi sympatyków neoliberalizmu ekonomicznego z tej między innymi przyczyny, że wszystkie są na jedno kopyto, sprowadzające się do powtarzania tych samych tez wygłoszonych dziesiątki lat temu przez von Hayeka, Missesa, Friedmana czy Balcerowicza; tez, dodajmy, z dawna już nieaktualnych, bo obalonych przez Stiglitza, Piketty’ego, Dowbora i wielu innych badaczy. Ale nie sama powtarzalność, wraz z jej natural

Prowokacja w państwie PiS

Polskie media żyją ostatnio – i nie ma się czemu dziwić! – sprawą pewnego warsztatu samochodowego. Razu jednego, gdy kończył on już pracę, a kasa fiskalna była zamknięta, podjechały pod niego dwie kobiety. Poprosiły o wymianę żarówki w aucie; same nie potrafiły sobie z tym poradzić, a wybierały się w dłuższą trasę. Właściciel warsztatu okazał się dobrym człowiekiem, toteż, mimo iż już zamykał swój zakład, poprosił zatrudnionego w nim mechanika, by pomógł paniom. Ten wymienił żarówkę, wkręcając własną (w magazynie podobno nie było odpowiednich), a zapytany o wysokość zapłaty, rzucił kwotę 10 zł. I tyle otrzymał. Wówczas zaczął się koszmar. Panie wylegitymowały się, przedstawiając jako urzędniczki z Urzędu Skarbowego, ich zaś wizyta w warsztacie okazała się wymierzoną przeciwko tej firmie prowokacją, mającą na celu sprawdzenie, czy przestrzega ona prawa podatkowego. Pomocny mechanik otrzymał mandat w wysokości 500 zł za niewydanie paragonu fiskalnego (kasa, jako się rzekło, zos

Pachołki finansjery

W medialnych analizach ładnie się nam rozwijającej afery KNF (mam nadzieję, że będzie ona śmiertelnym ciosem dla Bezprawia i Niesprawiedliwości, poczucie wszelako realizmu podpowiada, że PiS-owcy ukręcą jej łeb) dominują pytania i próby odpowiedzi, kto kogo skorumpował, jaka w tym rola polityków, czy „partia” (a w zasadzie mafia) rządząca ucierpi, powołać komisję śledczą azali nie, itd. To wszystko, owszem, są rzeczy ważne w całej tej jakże poważnej (co piszę bez najmniejszej kpiny) sprawie… niemniej jednak istota tych wydarzeń nie jest wyłuszczana, a szkoda. O co bowiem chodzi? Ano, upraszczając, o to, że jeden bank miał upaść i zostać za grosze przejęty przez inny, większy bank, na czym skorzystać miał nie tylko przejmujący, ale też, jak można się domyślić, PiS-owscy urzędnicy państwowi i politykierzy. Mówiąc krótko, lewe interesy w ramach finansjery pod polityczną osłoną, polegającą na tym, że ni z gruchy, ni z pietruchy PiS-owscy posłowie zabrali się szybciutko za przygotowyw

Listopadowe Boże Narodzenie

Dziś 14 listopada, czyli nawet nie połowa miesiąca. Dopiero co minęło Święto Niepodległości. Przed zaledwie dwoma tygodniami były Halloween/Dziady i Wszystkich Świętych… A teraz zaczyna się, o przeszło miesiąc przed terminem, Boże Narodzenie. Przynajmniej w reklamach. Pierwszą bożonarodzeniową reklamę telewizyjną wyemitowano w tym roku podobno już 12 listopada, czyli onegdaj (tak, słowo to oznacza „przedwczoraj” i NIC WIĘCEJ; każde dodatkowe znaczenie jest psuciem polszczyzny). Na razie jest ich jeszcze stosunkowo mało (choć przybywa), ale już możemy oglądać spoty, w których ludzie zaczynają rozpakowywać prezenty, a w tle leci melodia pastorałek. Niby nic w tym dziwnego, przecież świąteczne reklamy, obniżki cen, wyprzedaże, itd. zaczynały się zawsze na długo przed samym Bożym Narodzeniem. No tak, ale pamiętam, wcale przecież nie tak dawne czasy, kiedy początek tychże marketingowych akcji zbiegał się mniej więcej z początkiem adwentu liturgicznego, zaś przed 6 grudnia więcej było

Wiek kobiecych praw

W ostatnich dniach, oczywiście z okazji Święta Niepodległości, dużo mówiło się o odzyskaniu przez Polskę politycznej suwerenności i państwowości w 1918 roku. Wypowiedzi dziennikarzy i ekspertów były, jak zwykle, raz mądrzejsze, a raz głupsze, dominowały te stereotypowe. W sumie nic dziwnego, tak jest przy każdym święcie państwowym. Jednak informacji o bardzo ważnej kwestii związanej z odzyskaniem niepodległości, padło nader niewiele; dzieliły się nią głównie media lewicowe oraz portale kobiecie. Chodzi oczywiście o to, że stulecie (rzecz jasna, w znaczeniu umownym, bo przecież w czasie II wojny światowej Polska jako państwo przestała na kilka lat istnieć) niepodległości oznacza również stulecie praw kobiet w (k)raju nad Wisłą. Polska w listopadzie 1918 roku narodziła się jako państwo demokratyczne, ze sporym jak na tamte czasy katalogiem praw człowieka i obywatela, zagwarantowanym przez władzę (szybko okazało się, że to li tylko prawna oraz ustrojowa fikcja, ponieważ prawa robot

W cieniu kaczych skrzydeł

No i się skończyło. Było, minęło – chciałoby się napisać. Chodzi oczywiście o Święto Niepodległości. W tym roku obyło się (przynajmniej w Warszawie, bo o takim na przykład Wrocławiu powiedzieć tego nie można) bez większych burd. Co nie zmienia faktu, że wszystko było dobrze. Przeciwnie, zło też szalało. Nacjonaliści zaatakowali dziennikarkę, spalili flagę Unii Europejskiej (czyli jednocześnie flagę Polski, która wszak jest państwem członkowskim UE), puszczali flary, a włoscy faszyści maszerowali eskortowani przez Wojsko Polskie; ich flagi wraz z ONR-owskimi czerniły się i zieleniły pośród bieli oraz czerwieni, co smutnym było widokiem… No, ale i tak było znacznie spokojniej niż przed rokiem. Wbrew jednakowoż pozorom, spokój ów nie napawa optymizmem, lecz wręcz przeciwnie. Jasne, z jednej strony fakt, że skrajni prawicowcy: nacjonaliści, faszyści i naziści nie zdemolowali stolicy, cieszy. Podobnie jak to, iż nie eksponowali haseł jawnie rasistowskich, było mniej pobić i polało się

Przeciw faszyzmowi i antysemityzmowi

Już pojutrze 11 listopada, czyli Święto Niepodległości, w istocie rocznica formalnego zakończenia I wojny światowej oraz, na polskim gruncie, zamachu stanu dokonanego przez Józefa Piłsudskiego, czyli obalenia Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, który powstał w nocy z 6 na 7 listopada w Lublinie, co było RZECZYWISTYM początkiem budowy państwowości po zaborach. Bez względu na to jednak, czego rocznicę obchodzili będziemy w najbliższą niedzielę, jak co roku na ulice głównych polskich miast, z Warszawą na czele, wylegną hordy nacjonalistów (nazywanych eufemistycznie „narodowcami”), neofaszystów i neonazistów, głoszących hasła pełne nienawiści na tle rasowym, narodowościowym i religijnym, i nawołujących do mordowania ludzi, jacy nie mieszczą się w chorych skrajnie prawicowych wzorcach. A wszystko to przy aprobacie niemiłościwie nam panującego Bezprawia i Niesprawiedliwości, które samo coraz mocniej skręca w stronę czystego faszyzmu. Odrażające i przerażające, czyż nie? Tym