Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2024

Zamknąć obozy zagłady

Sejmowa i senacka reprezentacja Lewicy jest ogólnie pro-zwierzęca, za co oczywiście należy się jej uznanie. Przykładem jest (oby został zrealizowany, i to w bliskiej przyszłości) postulat utworzenia urzędu Rzecznika Praw Zwierząt. Inne ważne inicjatywy wykazuje wchodząca w skład lewicowego klubu parlamentarnego Partia Razem. Otóż, chce ona zakazać cyrkowych występów zwierząt oraz zlikwidować hodowle zwierząt futerkowych. Pierwsza z tych kwestii poruszana jest od dawna, zrazu przez organizacje broniące praw istot żywych niebędących ludźmi, obecnie przez coraz więcej różnych środowisk. Świadomość społeczna w tym zakresie ulega poprawie, dzięki czemu przybywa osób zdających sobie sprawę, iż występy na cyrkowych arenach są dla zwierząt szkodliwe i niebezpieczne, zaś tresura nader często wiąże się z okrucieństwem tudzież cierpieniem. Dlatego trudno się z ideą lansowaną przez Razem nie zgodzić. I żeby nie było – nie mam absolutnie nic przeciwko cyrkowi jako takiemu, ale niech tę sztukę up

Upadek mediów w Polsce

W minioną niedzielę, 25 lutego, pod ambasadą Izraela w Waszyngtonie podpalił się Aaron Bushnell, młody, bo zaledwie dwadzieścia pięć lat mający, żołnierz Amerykańskich Sił Powietrznych. Desperacki jego czyn – który znalazł tragiczny finał w postaci śmierci z powodu odniesionych oparzeń – stanowił formę protestu przeciwko ludobójstwu prowadzonemu przez Izrael w Gazie… a także wsparciu USA dla niego. Stany, przypomnę, na bieżąco wysyłają ludobójcom uzbrojenie służące do masowego mordowana Palestyńczyków, w tym samoloty bojowe, co oznacza, iż udział w zbrodni ma również formacja, w jakiej służył Aaron Bushnell. Człowiek ten, podkreślić należy, dużo i szeroko mówił o motywach, jakie nim kierowały. Dokładnie wyjaśnił, dlaczego zdecydował się na samopodpalenie. W internecie bez trudu można znaleźć informacje na ten temat, w tym nagrania. A jak wobec tragicznego owego faktu zachowały się media w (k)raju nad Wisłą? Zgodnie z tym, czego się spodziewałem, fatalnie… lub odrażająco, bo i tak

Wrogowie ludzi pracy twórczej

Dzieje się to, co, moim skromnym zdaniem, było jedynie kwestią czasu. Podobnie jak w latach 2007-15, Platforma Obywatelska, obecnie główny składnik koalicji rządowej ,ukazuje swoje prokapitalistyczne, czyli anty-pracownicze oblicze (identyczne zresztą, jak u PiS-u), tym razem waląc w filmowców. Otóż, kapitalistyczna Polska jest państwem – przypominam, bo kiedyś już poruszałem na tych łamach ów temat – gdzie osobom z branży filmowej nie płaci się tantiem za filmy czy seriale emitowane w internecie, konkretnie na platformach streamingowych. A to dlatego, że obowiązuje u nas przestarzałe, tzn. pochodzące sprzed epoki upowszechnienia się internetu, prawo autorskie, które kwestii owej najzwyczajniej w świecie nie reguluje. Sytuacja jest poważna, gdyż platform streamingowych funkcjonuje coraz więcej, przybywa też zamieszczanych przez nie polskich produkcji, oglądanych przez miliony widzów. A że nie są za nie wypłacane tantiemy, reżyserzy, scenarzyści, aktorzy i inne pracujące przy nich

Nieoszczędni

Co i rusz natknąć się można na analizy, bardziej wszelako przypominające utyskiwania, że znaczny odsetek (ponad połowa, jeśli się nie mylę) osób w Polsce nie ma żadnych oszczędności. Rzekomo, wedle autorów tychże wypowiedzi, „nie potrafimy” i/lub „nie chcemy” oszczędzać. Po stwierdzeniu tegoż „faktu”, autorzy analiz – sami legitymujący się zarobkami idącymi w dziesiątki, o ile nie setki tysięcy złotych (euro tudzież innych walut też bym nie wykluczał) miesięcznie – mniej lub bardziej wymownie dają do zrozumienia, że większość społeczeństwa jest „głupia”, bo, dajmy na to, nie odkłada sobie na emeryturę, a ta z ZUS-u zapowiada się bardzo niska (dziękujemy, panie Buzek, dziękujemy, panie Balcerowicz!). W tych wszelkich niby-analizach prawdą jest jedynie to, że u Polek i Polaków z oszczędnościami faktycznie jest krucho, a często wręcz fatalnie. Inaczej jednak, niż twierdzą neoliberalni/neokonserwatywni pseudo-mędrcy, nie wynika to z niefrasobliwości czy rozrzutności; jeśli nawet, to, jak

Kapitaliści kontra kapitaliści

Od pewnego czasu trwają w (k)raju nad Wisłą protesty, które polegają na blokowaniu dróg traktorami i innymi maszynami rolniczymi, a skierowane są przeciwko zalewowi polskiego oraz ogólnie europejskiego rynku zbożami, owocami oraz wszelkimi innymi płodami rolnymi z Ukrainy. Nie pierwszy to już raz kwestia owa jest poruszana, problem trwa bowiem od miesięcy i stanowi oczywiście jeden ze skutków wojny rosyjsko-ukraińskiej. Śledząc komentarze w internecie, łatwo można spostrzec, że część osób obywatelskich popiera protestujących, wiele jednak żywi wobec nich wściekłość. Tej trudno się dziwić, zwłaszcza, jeśli ktoś przejeżdżać musiał zablokowaną drogą, a nie zapominajmy też, iż doszło już do sytuacji takich jak blokowanie karetek – tego żaden protest nie powinien tłumaczyć. Niestety, przy okazji narastają bardzo groźne nastroje anty-ukraińskie, a po stronie ukraińskiej – antypolskie. Cóż, cała sprawa nie jest czarno-biała. Protest jest o tyle uzasadniony, że zalew naszego rynku płoda

Źle ukierunkowane zmartwienia

Kiedy niedawno Barbara Nowacka, ministra (wreszcie prawdziwej) edukacji, ogłosiła, że będzie mniej obowiązkowych prac domowych, znaczna część polskiego społeczeństwa zawrzała. Wrzeli rodzice, dziadkowie i bacie, wujkowie i ciotki, wrzeli ci, co dzieci nie mają, ale po prostu lubią wrzeć. No, bo jakże to tak?! Co te dzieci będą umiały, jak sobie utrwalą wiedzę? Normalnie, w szkole, na lekcjach, zwłaszcza, że padła słuszna zapowiedź odchudzenia podstawy programowej, napakowanej niepotrzebnymi bzdurami. Polskie społeczeństwo jest – obok rosyjskiego, meksykańskiego, południowokoreańskiego i greckiego – najbardziej przepracowanym na świecie. Zaczyna się to już na etapie szkolnym, gdyż, zwłaszcza wskutek PiS-owskich deform, nastoletnie dzieciaki spędzają na lekcjach, odrabianiu zadań domowych tudzież mniej lub bardziej wymuszonych korepetycjach WIĘCEJ czasu niż dorośli pracujący zawodowo. Zaczynają swa aktywność o wczesnych godzinach porannych, kończą natomiast późną nocą, i tak doba w do

Wrogowie kobiet

W Sejmie leżą dwa projekty liberalizacji nieludzkiego zalegalizowanego bezprawia antyaborcyjnego, jakie funkcjonuje w Polsce. Jeden jest autorstwa Lewicy i przygotowany został z obywatelskim udziałem, drugi to dzieło PO/KO. Ten pierwszy jest świetny, drugi trochę gorszy, albowiem bardziej ogólny (obłudny?), oba jednak zakładają dopuszczalność możliwości przerwania ciąży zgodnie z wolą kobiety do dwunastego tygodnia – czyli tak, jak powinno być. Niestety, prace nad nimi się ślimaczą i w najbliższym czasie nie ma większych szans na postęp w tym zakresie. Liberalizację chorego, nazistowskiego ustawodawstwa wstrzymuje bowiem klerykalna Trzecia Droga, czyli Polskie Stronnictwo (niezbyt) Ludowe i Polska 2050. Innymi słowy, aborcja jest kością niezgody w koalicji rządowej. Pseudo-Ludowcy ewentualnie dopuszczają powrót ustawodawstwa, tak czy owak nieludzkiego, z 1993 r., kłamliwie nazywanego „kompromisem”, co oznaczałoby, że kobiety tak czy owak nie miałyby pełnego prawa do przerwania ciąży

Rekiny ocaleją

Ruszyła sejmowa komisja śledcza do spraw Pegasusa. Chodzi oczywiście o izraelski (dlaczego mnie to nie dziwi…?) program do inwigilowania, jaki PiS-owski aparat represji i nadzoru miał nielegalnie stosować wobec polityków ówczesnej opozycji, a być może również wielu obywateli. Było to działanie jawnie niedemokratyczne, stanowiące element faszyzacji Polski; nic zaskakującego, że klerofaszyści z Bezprawia i Niesprawiedliwości posłużyli się narzędziem opracowanym na zlecenie typowo hitlerowskich rządów. To oczywiście bardzo dobrze, że komisja owa zaczęła pracę; sprawę Pegasusa trzeba rzetelnie wyjaśnić, a winnych odpowiednio rozliczyć. Wszystko będzie zależało od determinacji zasiadających w komisji posłów… oraz od celu, jaki REALNIE im przyświeca. Nie da się wykluczyć, a wręcz uznać należy za pewne, że spróbują oni – zarówno ci z koalicji rządowej, jak i PiS-owscy oraz konfederaccy – urządzić sobie polityczno-mediany show. Nie skupią się wówczas na rzeczywistym problemie, jakim było

Wobec migracji

Nie boję się migrantów ani uchodźców; zwłaszcza, że ci drudzy są ludźmi potrzebującymi pomocy. Znacznie większe zaniepokojenie budzą we mnie politycy – panie Tusk, panie Kaczyński, proszę się nie rozglądać! – którzy straszą tymi ludźmi, mieszając przy tym (celowo czy z braku wiedzy?) pojęcia. Zajeżdża od nich Hitlerem, gdyż on też budował swą władzę na kreowaniu strachu i nienawiści wobec „obcych”; zresztą, wszyscy prawicowi politykierzy tak robią, rozwijając starożytną zasadę Divide et impera . Dlatego facet, który pierniczy o „humanitarnych wywózkach” do Białorusi, budzi we mnie takie samo obrzydzenie, jak ci, co na kaczy rozkaz oskarżali osoby uchodźcze o zoofilię. Zamiast łgać i straszyć, rządzący Polską MUSZĄ zatroszczyć się o dobrą (tak, musi być lepsza niż na Zachodzie czy w Skandynawii) politykę imigracyjną, która jest nam niezbędna. Zwłaszcza, że w Polsce tak czy owak przebywają coraz liczniejsi migranci: Ukraińcy (obok uchodźców są przecież pracownicy czy studenci), Białor

Marionetki na dywaniku

Już wkrótce, bo w marcu w Białym Domu odbyć się ma spotkanie prezydenta imperium zła, czyli Krwawego Joego, z – jednocześnie – premierem Donaldem Tuskiem i niejakim Dudą Andrzejem, imitacją Prezydenta RP. Nasze media, tradycyjnie proamerykańskie, pieją z zachwytu, podobnie jak znaczna część tzw. „klasy politycznej”, która też jest tradycyjnie proamerykańska, jeszcze nawet bardziej infantylnie niż środki masowego przekazu. A prawda jest taka, że Biden po prostu wezwał na dywanik swoją polską marionetkę (Tuska) i marionetkę marionetki (Dudę, pacynkę Kaczyńskiego). Najwyraźniej komuś z jego kadry administracyjnej – bo wątpię, by sam imperialistyczny prezydent orientował się w sytuacji, zwłaszcza, że już zdrowie i pamięć nie te – nie spodobało się, że dwaj faceci, zasiadający w najważniejszych fotelach w Polsce, prowadzą między sobą konflikt. Ten, owszem, jest udawany i służy sterowaniu elektoratami (wyznawcami) zarówno PiS-u, jak też PO… niemniej, w każdej chwili wymknąć się może spod k

Żebrząca purpura

No proszę! Wczoraj pisałem o niecnych czynach, za jakie hierarchowie i liczni duchowni Kościoła katolickiego powinni pokutować (nie tylko duchowo, wiele bowiem spośród nich to przestępstwa, za które należy się odsiadka); wymieniłem wśród nich pazerność, manifestującą się chociażby w zdzieraniu pieniędzy z wiernych. Cóż, Kościół katolicki to nie tylko związek wyznaniowy, lecz przede wszystkim organizacja jak najbardziej biznesowa. A tu arcybiskup Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, przypomina, że wierni „mają obowiązek” troszczyć się o potrzeby materialne Kościoła, łaskawie precyzując, że „w miarę swoich możliwości”. No, ładnie pości rodzima purpura, ładnie! A na serio, przyznałbym mało dostojnemu hierarsze rację, uważam bowiem, że związki wyznaniowe powinny być utrzymywane przez swoich członków (wiernych)… gdyby nie pewne „ale”. Otóż, jak doskonale wiemy, w Polsce na Kościół katolicki idą ogromne publiczne środki… Mowa o Funduszu Kościelnym (już dawn

Posypcie głowy popiołem

Dziś Walentynki, czyli wspomnienie (świętego w katolicyzmie i prawosławiu) Walentego, chrześcijańskiego biskupa, jaki miał wbrew woli cesarza Klaudiusza II udzielać ślubów obywatelom rzymskim powołanym do woja. Jest on patronem zakochanych, osób chorych psychicznie oraz epileptyków. Dla mnie jako dla singla to zwykły dzień tygodnia, niemniej dla zakochanych Walentynki są raczej miłe. Niestety, kapitalizm skomercjalizował owo nieformalne święto totalnie. No cóż, żądza zysku klas pasożytniczo-wyzyskujących wszystko przesłania i nawet jeśli nie niszczy, to ogołaca z niepieniężnej wartości. W tym roku tak się zbiegło, że Walentynki wypadły we środę popielcową. Dla mnie jako dla apostaty jest to zwykła środa, ale katolicy w ten dzień, rozpoczynający Wielki Post, idą do kościołów, by wziąć udział w nabożeństwie, elementem którego jest posypanie głowy popiołem na znak pokuty. Co w tym złego? Nic – poza faktem, że Kościół katolicki do perfekcji opanował sztukę wmawiania ludziom poczucia win

Szczerość zboczonego miliardera

Donald Trump, były – acz, mimo ciążących na nim zarzutów, ubiegający się o reelekcję (i mający, według sondaży, wielkie szanse na wygranie wyborów) – prezydent USA, a przy tym zboczony, szurnięty miliarder ze skrajnie prawicowym światopoglądem, po raz kolejny wydalił wypowiedź, jaka wzbudziła, delikatnie rzecz ujmując, konsternację w tzw. „świecie zachodnim”, Polskę wliczając. Może zwłaszcza nad Wisłą słowa te zostały źle przyjęte. Otóż, stwierdził Trump, że Rosja „może robić, co chce” z państwami, które nie opłacają składek NATO-wskich w stosownej wysokości; innymi słowy, USA (w domyśle, jeśli on ponownie zostanie prezydentem… choć to akurat kwestia niezależna od jego osoby) ich nie obronią. O ile sama ta wypowiedź jest faktycznie konsternująca, o ile Trump to niewydarzony głupiec, o tyle… słowa te są w stu procentach prawdziwe, i to niezależnie od tego, kto zasiada w Białym Domu. Taki po prostu jest układ. Pakt Północnoatlantycki (NATO), utworzony w 1949 roku, miał za zadanie

Zabójcze urojenie

Co się dzieje, kiedy mniejsza bądź większa grupa ludzi uroi sobie, że Bóg dał im ziemię (określone terytorium) bądź Ziemię (całą planetę) na własność? Jak to co? Dochodzi do masowych zbrodni. Przykładem jest oczywiście okupacja Palestyny przez Izrael, krwawa oraz brutalna, związana z terrorem, apartheidem i ludobójstwem, ofiarami którego padają Palestyńczycy. Oczywiście chodzi o grunta pod inwestycje, nieskrępowany dostęp do złóż gazu i innych surowców czy o władzę Likudu (skrajnie prawicowa partia izraelska, która obecnie tworzy faszystowski rząd ze zbrodniczym Binjaminem Netanjahu na czele). Ale ideologiczne uzasadnienie tego wszystkiego – od 1948 roku, kiedy to działacze i wojskowi syjonistyczni, przeprowadziwszy serię zamachów terrorystycznych, wymusili powstanie państwa Izrael – jest religijne, a raczej mitologiczne. Ma nim być oczywiście urojenie (przekonanie), że Palestyna jest Ziemią Obiecaną (przez Boga) Żydom (przy czym dalece nie wszyscy Żydzi tak uważają, a wielu, i to o

Sukces pracowitych

Według mitów szerzonych przez kapitalistyczną propagandę, sukces – rozumiany w kategoriach głównie zawodowych i finansowych – zależy od pracowitości czy kreatywności. Do pewnego stopnia jest to prawda, gdyż bez pracy faktycznie nie ma kołaczy. Kłamstwem pozostaje wszelako, że osoby rzeczywiście pracowite i kreatywne dorabiają się w kapitalizmie wielkich pieniędzy, fortuny wliczając. Przeciwnie – jeśli spojrzymy na niejednego miliardera (przykłady: Elon Musk, Donald Trump, Jeff Bezos), przekonamy się, iż są to jednostki ani specjalnie inteligentne (Trump czy Musk cechą tę zdecydowanie się NIE odznaczają, a pierwszy z nich jest wręcz straszliwie durny, podobnie jak ci idioci, co weszli na pokład tandetnej łódki i spłynęli nią do wraku Titanica, co skończyło się dla nich tragicznie), ani kreatywne, ani pracowite. Ogromne swoje majątki z reguły odziedziczyli, a jeśli nie, to tak czy owak wygenerowali je inni ludzie. Jak bowiem wiemy, kapitaliści zyski swe czerpią z wyzysku, czyli okra

Burżuje w prywatnych odrzutowcach

Taylor Swift, jankeska piosenkarka i kompozytorka, ma na koncie (podejrzewam zresztą, że niejednym) ciężkie pieniądze. Na tyle ciężkie, że stać ją na prywatny odrzutowiec; zalicza się zatem do jednego procenta najzamożniejszej burżuazji, posiadającej blisko dwukrotnie tyle, co pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkości razem wzięte. Gwiazdorka nie tylko posiada ów samolot, ale też robi z niego użytek, czyli buja się nim po świecie. Informacje o tymże bujaniu są ogólnodostępne, toteż pewien student postanowił je zbierać i wrzucać do Sieci, po to, aby pokazać obłudę Taylor Swift, która kiedyś pozowała na fankę ekologii, bo pochwaliła się, że dwa razy z rzędu włożyła jedno ubranie, czy coś w ten dekiel. No to teraz prawnicy piosenkarki grożą chłopakowi pozwem za rzekome śledzenie jej odrzutowca. Przypominam: polegało ono jedynie na udostępnieniu oficjalnych informacji; żadnych technik szpiegowskich student nie stosował, paparazzim też raczej nie był. No, ale zszargał wizerun

Wstyd odpoczynku

Rozkręca się debata o skróceniu czasu pracy, w związku z czym kapitaliści straszą jakoby straszliwymi tego konsekwencjami. Pisałem o tym wczoraj, a dziś spróbujemy spojrzeć na temat ów z innej nieco perspektywy. Otóż, wedle kapitalistycznej propagandy, człowiek ma być produktywny. Zatem, ni mniej, ni więcej musi zasuwać na bogactwo kapitalistów (przedstawicieli klasy pasożytniczo-wyzyskującej, czyli w systemie owym nieludzkim posiadającej oraz panującej), aż padnie z sił. Cały swój czas i wysiłek poświęcać ma pracy, dochody z której przejmie oczywiście właściciel środków produkcji (kapitalista), rzucając pracownikowi marny ochłap w postaci wynagrodzenia, nie zawsze starczającego na utrzymanie siebie tudzież bliskich. Innymi słowy, powinien być biologicznym narzędziem… i niczym więcej. Propaganda produktywności służy osiągnięciu tego celu. Toteż wmawia się nam – różnymi kanałami: poprzez szkołę, media, bzdurne książeczki motywacyjne, itd. – że czas, jakiego nie poświęcamy harówie (

Więcej wolnego

Specjaliści od polityki społecznej i zatrudnienia od lat podkreślają, że konieczne, a przynajmniej nader pozytywne będzie skrócenie czasu pracy. Wygląda na to, że coraz częściej zostają oni wysłuchani, przynajmniej w Europie. Oto Hiszpania ma w tym roku skrócić tydzień pracy z czterdziestu do trzydziestu ośmiu i pół godziny. W Niemczech na własną rękę kilkadziesiąt firm przechodzi lub szykuje się do przejścia z systemu czterdziestogodzinnego na trzydziestopięciogodzinny. W Polsce decyzję taką podjął jak na razie Herbapol, ale obietnice w tym zakresie składał w kampanii wyborczej zarówno Donald Tusk (tyle, że jest on pod tym względem niewiarygodny), jak i Lewica (znacznie bardziej wiarygodna). Cóż, rozwiązanie to w (k)raju nad Wisłą jest nader potrzebne, gdyż zaliczamy się, obok Rosjan, Koreańczyków Południowych, Meksykanów i Greków, do najbardziej przepracowanych społeczeństw świata, większość z nas nadal zarabia zbyt mało; trzeba jeszcze na poważnie zabrać się za walkę z umowami ś

Dobry pomysł

Dyrektorka jednej ze szkół w Bielsku-Białej stwierdziła, że lepiej niż nazw afrykańskich jezior, byłoby uczyć dzieci robienia śniadań. Innymi słowy, znacznie ważniejsze z edukacyjnego punktu widzenia jest przekazywanie umiejętności praktycznych, niż wpajanie encyklopedycznych informacji, które w naszych czasach z łatwością można pozyskać (źródeł jest wszak pod dostatkiem, z dostępem do nich też problemu nie ma), a i tak, jeśli nie będą pożytkowane, szybko zostaną zapomniane. W pełni się z tym zgadzam. I nie ja jeden, gdyż podobne głosy od lat wielu dochodzą ze strony ludzi znacznie ode mnie mądrzejszych, czyli specjalistów od systemu oświaty. Dobrze, że wśród kadry nauczycielskiej też są osoby, jakie mają tego świadomość. Cóż, z całym szacunkiem dla geografii Afryki, o takiej na przykład Tanganice nie myślę zbyt wiele, za to przyrządzeniu oraz zjedzeniu śniadania – w moim przypadku oczywiście wege – poświęcam uwagę każdego poranka. Ktoś powie, że posiłki każdy sobie przyrządzi,