Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2021

Z okazji rocznicy

Dziś czterdziesta pierwsza rocznica Porozumień Sierpniowych i z tej okazji postsolidarnościowy nie-rząd PiS-u domaga się od swojego „prezydenta” wprowadzenia stanu wyjątkowego w części wschodnich województw, po to (rzecz jasna, takie jest OFICJALNE tłumaczenie), by „chronić Polskę” przed trzydziestoma uchodźcami… oraz (to już NIEOFICJALNIE) ukryć zbrodnie (np. tortury, o których pojawia się coraz więcej medialnych informacji), jakie na tych ludziach popełnia polski aparat represji, oczywiście na rozkaz aparatczyków mafii/sekty Jarosława Kaczyńskiego. Który, wraz ze swoim nieżyjącym już bratem, Lechem, politycznie wyrósł przy Lechu Wałęsie – dygresja taka. Stan wyjątkowy oznacza zawieszenie na określony czas części praw i wolności obywatelskich; celem jest z reguły zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom w razie jakiejś katastrofy, klęski czy masowego zagrożenia. No właśnie, jakież to zagrożenie nieść może trzy dziesiątki wycieńczonych, głodnych ludzi, uciekających przed wojną i terro

Zabójczy pomysł

Szczerze przyznam, że zrazu nie mogłem w to uwierzyć. Nie mieściło mi się w głowie, że mądry człowiek (przynajmniej za takiego go miałem… teraz wypadnie chyba zrewidować tę opinię) może wymyślać oraz publicznie wygłaszać jako polityczny program podobne brednie. A jednak! Pan Tomasz Grodzki, Marszałek Senatu (i to, co istotne, opozycyjny!) wyskoczył z pomysłem, który każdego rozsądnego człowieka po prostu musiał zamurować. Konkretnie, chodzi o receptę na uzdrowienie polskiej służy zdrowia (a chyba każdy przy zdrowych zmysłach widzi, że leczenia ona wymaga), jakie według jego idei miałoby polegać na… likwidacji większości szpitali powiatowych. Obecnie jest ich w Polsce 947; pan marszałek Grodzki twierdzi zaś, iż potrzeby związane z ratowaniem zdrowia i życia członkiń i członków naszego społeczeństwa w zupełności zaspokoiłoby 130 takich placówek. Nie wiem, skąd nasz dzisiejszy bohater (a trzeba pamiętać, że jest lekarzem z zawodu, toteż problemy służby zdrowia winien znać od środka) wzi

Uchodźca

Na początek – przepraszam za brak notki wczoraj. Niestety, wypadła mi w ostatniej chwili bardzo pilna sprawa do załatwienia. Historycy i bibliści spierają się, czy opisana w Ewangelii wg św. Mateusza (najprawdopodobniej greckie opracowanie, dość nieudolne zresztą, starszego tekstu hebrajskiego lub aramejskiego) historia przyjścia na świat galilejskiego robotnika najemnego i rewolucjonisty z I wieku n. e., czyli oczywiście Jezusa Chrystusa, bazuje na faktach, czy też jest to wymysł. Obecnie, o ile się orientuję, przeważa domniemanie, iż jest to midrasz – charakterystyczna dla judaizmu (z którego, przypominam, wywodzi się chrześcijaństwo) forma literacka zawierająca określone przesłanie teologiczne – czyli opowieść, w której nie liczy się prawdziwość przedstawionych wydarzeń, lecz ich znaczenie, symbolika (np. w tym wypadku: złoto – godność królewska, kadzidło – godność kapłańska, mirra – śmierć, i to raczej brutalna, mesjasza), itd. Generalnie, na potrzeby niniejszej notki nie jest w

Zaświaty

Dzisiaj trochę sobie pofilozofujemy, a w zasadzie pomarzymy. Człowiek, odkąd wykształciła się u niego wyobraźnia i zdolność kreatywnego myślenia, zastanawia się, co stanie się po śmierci. Czy koniec biologicznej egzystencji, ustanie wszelkich procesów życiowych w organizmie oznacza zarazem zanik świadomości/duszy, czyli po prostu zapadnięcie w niebyt? Czy też przeciwnie – świadomość/dusza istnieje dalej i trafia w jakieś inne miejsce, co nazywane jest zaświatami, życiem pozagrobowym, itd. Odpowiedź na to zagadnienie od tysiącleci znaleźć próbują liczne filozofie oraz religie, nie wspominając o dziełach literatury i sztuki. Wizje tychże zaświatów oraz w ogóle tego, co dzieje się z nami po zgonie, były i są bardzo różne. Przyjrzyjmy się kilku spośród ni Hinduiści, buddyści i wyznawcy innych religii dharmicznych wierzą w reinkarnację, czyli – upraszczając – w to, że po śmierci odradzamy się pod postacią innego bytu, np. zwierzęcia; ów cykl narodzin i śmierci to samsara i trwa, aż dusz

Nadzieja w Chinach

Przepraszam za brak notki wczoraj, ale załatwianie spraw urzędowych zajęło mi (mimo całkiem sprawnej, przyznam, obsługi) nieco więcej czasu, niż planowałem, szczególnie, że musiałem dojechać do innego miasta. No, ale teraz przejdźmy już do dzisiejszego tematu. Ostatnio często pisałem na tych łamach, że katastrofa klimatyczna (JUŻ się ZACZĘŁA, przypominam!) i wywołane przez nią zjawiska społeczne (wojny, gigantyczne migracje, głód, itd.) przyczynią się do wymarcia naszego gatunku. Nie w ciągu setek, tysięcy czy milionów lat, lecz w najbliższej przyszłości, nie wykraczającej poza dwie, może trzy dekady. Czy wobec tego istnieje dla ludzkości jakakolwiek nadzieja na przetrwanie? Jeśli tak, to spoczywa ona w Chinach. Przy czym w mniejszym stopniu w ich ustroju politycznym, a w większym – w systemie gospodarczym. Ma on całą masę zalet, spośród których dwie główne przy pewnej dozie szczęścia, sprowadzającego się do rozwagi rządzących państwami szeroko pojętego Zachodu czy raczej Północy, sp

Polski nie stać

Kiedy w mediach rozkręca się dyskusja na temat wdrożenia sensowej polityki społecznej, pomocy dla uchodźców, reformy służby zdrowia, podniesienia wynagrodzeń minimalnych, skrócenia czasu pracy, itp., ze środowisk prawicowych, zwłaszcza neoliberalnych (PO, Nowoczesna, TVN, Gazeta Wyborcza i im podobne media, Balcerowicz, Petru, itd.) z reguły pada argument, że Polski na takie rozwiązania „nie stać”. Aha… Skoro Polski nie stać na dobrą politykę mieszkaniową, transportową, zdrowotną, rodzinną, itd., na wspomożenie ludzi uciekających przed wojną i terrorem, na sprawnie działające szpitale i przychodnie, na to, byśmy mogli utrzymywać się ze swojej pracy… To jakim, u czorta, cudem stać to państwo na pozwalanie kapitalistom na wyprowadzanie na konta w rajach podatkowych ciężkich miliardów euro?! Według Thomasa Piketty’ego, (k)raj nad Wisłą traci na tymże procederze WIĘKSZE pieniądze, niż pozyskuje z Unii Europejskiej! Liczne firmy zakładane są JEDYNIE po to, by transferować forsę za grani

Nóż

O tragedie typu wojny czy terroryzm nierzadko oskarżane są religie (w naszej części świata najczęściej islam). Częściowo słusznie, ponieważ nader często służą one (podobnie zresztą, jak ideologie polityczne) jako uzasadnienie dla działań wojennych tudzież terrorystycznych, czyli po prostu dla masowego mordowania ludzi. Główną przyczyną tychże zbrodni jest oczywiście prywatna własność środków produkcji i wynikające z niej patologie: niesprawiedliwy podział bogactwa, kapitalizm/imperializm, wyzysk, kolonizacja dokonywana przez korporacje, itd. Niemniej jednak, łatwo jest wykorzystać religię (jakąkolwiek), a raczej wybiórczo z niej zaczerpnięte i w odpowiedni sposób zmanipulowane treści, by zarazić ludzi wzajemną nienawiścią i popchnąć ich do zbrodni o gigantycznej nieraz skali. Licznych przykładów dostarcza nam historia: wojny religijne (np. krucjaty), czystki, ludobójstwa, inkwizycja… Zawsze ktoś na tym zbijał fortunę: liderzy związków wyznaniowych i kapłani, królowie bądź republikańs

Przyjazne państwo

Mam żal do polityków (zwłaszcza oczywiście tych z prawicy, w szczególności postsolidarnościowej, czyli dzisiejszych PiS-u i PO), i chyba nie zaliczam się pod tym względem do wyjątków. Bywa, że ów żal przeradza się we wściekłość, dzieje się tak w sytuacjach, kiedy użeram się z biurokracją i kijowym prawem administracyjnym, podczas gdy nasi „kochani” przedstawiciele bawią się w uchwalenia Lex TVN, Lex Izera czy innych szkodliwych, chorych, a w najlepszym razie niepotrzebnych ustaw, nie wspominając już o niszczeniu edukacji tudzież odbieraniu praw kobietom albo mniejszościom. Inni z kolei kwiczą, broniąc bogatych przed zapłaceniem troszkę wyższych podatków dochodowych (polskie i tak są jednymi z najniższych w Europie), lub lamentują, że płaca minimalna wzrośnie do 2,2 tys. zł na rękę…. Myślę sobie wówczas: I po kiego grzyba te dziady w tym Sejmie, Senacie, rządzie i Pałacu Prezydenckim siedzą za moje pieniądze?! Żeby psuć państwo? O ileż lepiej wyglądałaby Polska, gdyby przedstawiciel

Kup hulajnogę

Przyznam szczerze, że nie lubię, jak ktoś do mnie wydzwania z ofertami. Przede wszystkim dlatego, że zaburza mi to pracę, odpoczynek, spacer z psem czy inne tego typu czynności. Najczęściej też tacy sprzedawcy telefoniczni zachwalają kredyt, którego nigdy nie wezmę, proponują towar, jakiego nie potrzebuję ani nie chcę, albo też zapraszają mnie na prezentację, gdzie będą mi próbowali wcisnąć za 1000 zł kołdrę wartą co najwyżej piątaka (na szczęście, tych ostatnich telefonów jest od półtora blisko roku o wiele mniej niźli wprzódy, co stanowi chyba jeden z naprawdę nielicznych plusów pandemii i lockdownu) – innymi słowy, tylko tracę czas na słuchanie o tym wszystkim. No i, kiedy chcę coś nabyć, sam tego szukam. Toleruję jedynie telefony od firm, z usług których już korzystam (operator komórkowy, dostawca kablówki, ubezpieczyciel) i jestem z nich zadowolony; najczęściej dzwonią, by poinformować mnie, że umowa się kończy, miewają też interesujące oferty. Tak wiem, bo doświadczyłem, iż w

Najgorsze zniewolenie

Nie można mieć do człowieka pretensji, że urodził się niewolnikiem. Nie w każdym też człowieku wykształciło się tyle heroizmu, by podjął walkę o wyzwolenie się z niewolnictwa. Nie tylko zresztą iskra bohaterstwa jest tu potrzeba, aby bowiem taka próba została podjęta, należy sobie uświadomić własne zniewolenie (trochę podobna zasada, jak przy wychodzeniu z nałogu i leczeniu choroby psychicznej). Dlatego właśnie wszystkie systemy totalitarne usiłują tak oddziaływać na ludzkie umysły, by ludzie nie byli świadomi, iż odebrano im, a przynajmniej się odbiera wszelką wolność, w tym tę dotyczącą najbardziej osobistych aspektów życia. Jest to dążenie do zniewolenia jednostek ludzkich oraz całych społeczeństw na wszystkich możliwych poziomach, zwłaszcza mentalnym – ofiara systemu totalitarnego, uczyniona przez niego niewolnikiem, nie może sobie zdawać sprawy ze swojego niewolnictwa; przeciwnie, na każdym kroku wmawia się jej, że jest wolna, i steruje nią w taki sposób, żeby działała na rzecz

Szybkie wymarcie

Pożary trawią Turcję i Grecję, wcześniej pustoszyły inne rejony świata, na przykład Kalifornię czy Syberię (tak!). Topi się wieczna zmarzlina, o czym jest chyba mniej informacji niż o roztapianiu się lodowców. W Iranie zarejestrowano rekordową temperaturę – osiemdziesiąt stopni Celsjusza. We Włoszech też padają lokalne rekordy po tym względem – tam jest blisko 50 stopni Celsjusza w cieniu (w dzień naturalnie). Mało tego, przybywa informacji, że słabnie Golfsztrom, Prąd Zatokowy, mający gigantyczne znaczenie dla kształtowania klimatu na Półkuli Północnej. Tak, dziś znów będzie (między innymi) o katastrofie klimatycznej, stanowiącej kwestię nie przyszłości, lecz teraźniejszości, rozgrywa się wszak na naszych oczach. W sumie, to nie będę teraz powtarzał tego, co pisałem we wcześniejszych notkach na ten temat, czyli, że stanowi ona ponury efekt istnienia kapitalizmu z jego kompletnie nieracjonalną, totalnie rabunkową gospodarką i niebotycznie rozbudowaną konsumpcją, ani, że doprowadzi on

Nieroby

Wiele ludzkich zachowań budzi mój gniew. Jedno z poczesnych miejsc zajmuje nazywanie osób ubogich, a często żyjących w skrajnej nędzy „nierobami” – wszystkich, bez wyjątku. Przy czym wkurzają mnie nie tyle ludzie, którzy tak robią, ile fakt, że ich mózgi zatrute zostały przez załganą kapitalistyczną, neoliberalną propagandę, która w każdym państwie, gdzie nieludzki ów system zatriumfował, wciska ludziom kit, jakoby zła sytuacja materialna stanowiła wyłączną winę człowieka, który się w niej znalazł. „Jesteś biedny? To z powodu twojego lenistwa, nieróbstwa. Gdybyś był pracowity, zbiłbyś majątek” - łżą nam kapitalistyczni Goebbelsowie. Tymczasem ubóstwo – od relatywnego po skrajne – jest kwestią systemową, co oznacza, że stanowi ono nieodłączny element nieludzkiego systemu kapitalistycznego, a zarazem jego nieuniknioną konsekwencję. Zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z kapitalizmem w najbardziej barbarzyńskim, neoliberalnym wydaniu, czyli takim, w którym państwo nie kieruje redystrybucj

Dziadersi i Lewica

Donald Tusk wykluczył możliwość współpracy PO/KO z Lewicą; chodzi przede wszystkim o budowanie wspólnej koalicji wyborczej. I dobrze, bo to nie mogłoby się udać. Obie formacje dałyby radę utworzyć jeden blok w wyborach do Europarlamentu (jakiś nowy wariant Koalicji Europejskiej), ponieważ ich spojrzenie na Unię Europejską i miejsce Polski w jej strukturze jest w zasadzie tożsame, a w każdym razie bardzo podobne; jest to rzecz jasna euroentuzjazm. Taka kooperacja wyborcza możliwa też byłaby w niektórych przynajmniej jednostkach samorządu terytorialnego (inna bajka, że samorządy, moim skromnym zdaniem, powinny być upartyjnione w możliwie najmniejszym stopniu). Ale nie da się stworzyć wspólnych list Lewicy i PO w wyborach parlamentarnych; ugrupowania te musiałyby w tym celu wypracować wspólny program, a w tym zakresie zdecydowanie więcej je dzieli niż łączy. Nic dziwnego, albowiem... Główny powód jest banalnie prosty – Platforma Obywatelska to formacja prawicowa, konserwatywna. W przec

Największe ludobójstwo

Kiedy mówimy o ludobójstwie, przed oczyma staje nam Holocaust, rzeź w Rwandzie, masakra Nankinu, Rzeź Wołyńska, masowe zbrodnie podczas wojny w Jugosławii, amerykańskie bombardowania Bliskiego i Środkowego Wschodu, itd. Ów tok myślenia jest oczywiście jak najbardziej słuszny. Warto jednak pamiętać, że ludobójstwa bynajmniej nie należą do przeszłości. To największe zaczęło się jakiś czas temu (dokładny moment jego początku trudno określić; raczej mamy tu do czynienia z pewnym procesem) i trwa na naszych oczach. Więcej nawet – jeśli sytuacja się nie zmieni, najprawdopodobniej wszyscy, ale to WSZYSCY staniemy się jego ofiarami. I to już niedługo. Mowa oczywiście o globalnym ludobójstwie, stanowiącym efekt istnienia nieludzkiego systemu kapitalistycznego opartego o skrajnie nieracjonalny, czysto rabunkowy i wyjątkowo destrukcyjny model gospodarczy, sprowadzający się do morderczych działań kapitalistów – prywatnych właścicieli największych koncernów i korporacji, którym pomagają ich kapo:

Koalicja przeciw Polsce

Bezprawie i Niesprawiedliwość chce odbudować Pałac Saski w Warszawie. Inwestycja bezsensowna, a w obecnym, kryzysowym przecież okresie wręcz szkodliwa; koszta budowy wynieść mają ponad 2 mld zł w ciągu dziesięciu lat – szacunkowe, co oznacza, iż realne najprawdopodobniej okażą się o wiele wyższe. Cóż, żyjąca przeszłością prawica chce mieć swój monumentalny pomnik, a zarazem swojego Misia. Odpowiednia ustawa przeszła przez Sejm oraz Senat. I to nie tylko za sprawą parlamentarzystów PiS-owskich, ale też rzekomo „opozycyjnych” posłów i senatorów z PO, którzy albo głosowali za tymże niepotrzebnym, złym aktem prawnym, albo wstrzymali się od głosu (Senat, co umożliwiło przyjęcie ustawy przez ową izbę). Tak zatem pieniądze, które mogłyby pójść na naprawdę służby zdrowia, ratowanie miejsc pracy, budowę mieszkań lub dróg, czy jakikolwiek inny prospołeczny cel, z jakiego wszyscy moglibyśmy skorzystać, władowane zostaną w nikomu niepotrzebny budynek, służący prawicowym politykierom do podratowa

Pusty dziaders

W aktualnym numerze tygodnika Polityka przeczytać można wywiad z Donaldem Tuskiem. Przyznam szczerze, że wahałem się, czy w ogóle warto zabierać się za lekturę, skoro były premier, odkąd przed kilkoma tygodniami wrócił na nadwiślańską scenę polityczną, albo nie mówi nic ciekawego, albo się kompromituje jako „obrońca demokracji”, okazując życzliwość neonazistowskiej Konfederacji oraz używają sformułowań typu „ruski ład”. Niemniej jednak, przemogłem się… i w zasadzie nic mnie w tymże wywiadzie nie zaskoczyło. Jest to bowiem jeden z najnudniejszych, a na pewno najbardziej miałkich, bezbarwnych oraz mdłych tekstów, jakie pojawiły się na łamach Polityki w ciągu ostatnich lat. Nie z winy redaktora naczelnego tegoż czasopisma, Jerzego Baczyńskiego, który stara się wydobyć od Tuska jak najwięcej konkretów. Były premier mówi jednak dużo, ale w większości są to potoki pustosłowia. Składają się na nie albo oczywistości, w rodzaju merytorycznej, lecz kompletnie wyzbytej z odkrywczości krytyki

Zepsuty Kościół

Klerykalny prawicowiec Donald Tusk jako jeden z celów swojego powrotu do polskiej polityki zadeklarował obronę Kościoła katolickiego zarówno przed PiS-em, jak też przed wewnątrzkościelnymi patologiami. Zasugerował przy tym, iż jego zdaniem największy spośród działających w (k)raju nad Wisłą związków wyznaniowych zepsuty został przez mafię/sektę Jarosława Kaczyńskiego; pan Tusk uważa najwidoczniej, że gdyby Kościół katolicki oderwał się politycznie od PiS-u, wróciłby na dobre tory (przez co chyba należy rozumieć popieranie PO). Cóż, były premier się myli, i to na całej linii. To bowiem nie PiS jest winne złu, przez które gnije Kościół katolicki, zwłaszcza, że rozpanoszyło się ono bynajmniej nie tylko w Polsce (jak myślicie, dlaczego Irlandczycy laicyzują się w przyspieszonym tempie, w Kanadzie, a nieco wcześniej w Chile płonęły katolickie świątynie, zaś o pedofilskich zachowaniach kleru najgłośniej zaczęto mówić przed około dwoma dekadami w USA?). Nie, upolitycznienie tejże organizacj