Media, korporacje i Lewica

Ciekawe, czy komuś opadną klapki z oczu? Wątpię. Nie da się wszelako zaprzeczyć, że ludzie z mediów głównego nurtu powinni pójść w końcu po rozum do głowy, zwłaszcza teraz, kiedy przynajmniej niektórzy uświadomili sobie konieczność buntu. Wcześniej lansowali dziki kapitalizm, przeciwko któremu właśnie podnoszą (jakkolwiek raczej nieśmiało) głowy, wspierali Koalicję Obywatelką i Trzecią Drogę, niszcząc Lewicę… A w ostatnich dniach to Lewica właśnie stanęła po stronie rabowanych przez gigantyczne cyfrowe korporacje (Big Tech) wydawców i dziennikarzy, podczas gdy KO i Trzecia Droga się na nich wypięły, po raz kolejny pozwalając się przy okazji pięknie rozegrać klerofaszystom z PiS-u. Ale po kolei.

Ludzie mediów, od wydawców po dziennikarzy, są słusznie oburzeni na cyfrowych gigantów za to, że na nich żerują, czyli udostępniają powstałe nakładem pracy mniejszych ośrodków medialnych (np. gazet) treści bez płacenia tantiem ich autorom oraz właścicielom autorskich praw majątkowych (wydawcom). Jest to najzwyklejszy w świecie wyzysk, pasożytnictwo oraz złodziejstwo, jakże typowe dla kapitalizmu, w którym to nieludzkim systemie wielki kapitał grabi nie tylko pracowników, ale i kapitał mniejszy. W tym przypadku grabieżcami są korporacje Big Tech, w zdecydowanej większości amerykańskie, działające na podstawie tamtejszego prawa (a w zasadzie zalegalizowanego bezprawia), które gwarantuje im pełną swobodę w okradaniu i eksploatowaniu mniejszych graczy rynkowych, nadto zasilane gigantycznymi dotacjami z budżetu USA (jak myślicie, czy bez tych pieniędzy Meta, Google, itd. stałyby się TAKIMI potęgami?).

W minimalnym choćby stopniu postanowiono to ucywilizować w UE, zarówno na poziomie poszczególnych państw członkowskich (w większości się to udało, nawet, jeśli nie idealnie), jak też unijnym. Stało się tak, ponieważ rozległy się nawoływania – nie tylko ze strony mediów, ale też okradanych przez Big Tech twórców i artystów – aby coś z tą kapitalistyczną patologią zrobić. Powstały zatem stosowne dyrektywy unijne, a polski parlament właśnie zabrał się – po latach ignorowania sprawy przez Bezprawie i Niesprawiedliwość oraz buncie aktorów, który zmusił obecny rząd do podjęcia prac – za ich wdrażanie, czyli za nowelizowanie Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Jak można się było spodziewać, prawicowa w większości ekipa nie dość, że robi to od niechcenia, to jeszcze w taki sposób, by jak najmniej uszczknąć Big Techowi, a poszkodowanych przez niego olać.

Toteż Lewica – należąca, przypomnę, do koalicji rządowej, choć do tych prokapitalistycznych zacofańców pasuje jak statek kosmiczny do mulistego bajora – wniosła poprawi do projektu nowelizacji, mające polepszyć sytuację wyzyskiwanych i okradanych wydawców oraz dziennikarzy. Jednak z nich zakładała, że jeżeli w ciągu trzech miesięcy od złożenia wniosku o rozpoczęcie negocjacji między wydawcami/dziennikarzami a korporacjami nie zostałoby osiągnięte porozumienie, każda ze stron mogłaby wystąpić do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o przeprowadzenie mediacji. Gdyby zaś mediacje nie przyniosły oczekiwanych rezultatów w ciągu kolejnych trzech miesięcy, prezes UOKiK mógłby ustalić w drodze decyzji warunki wynagrodzenia dla właściciela autorskich praw majątkowych i twórców wykorzystywanych materiałów. Celem kolejnej poprawki Lewicy było doprecyzowanie przepisów określających, kiedy wydawcy przysługuje wynagrodzenie, a także dodanie przepisu nakazującego korporacjom Big Tech udostępnianie wydawcom danych ważnych dla określenia wysokości wynagrodzenia. Innymi słowy, chodziło o znaczące ograniczenie swobody eksploatowania mniejszych graczy na medialnym rynku przez ogólnoświatowych cyfrowych gigantów.

Niestety, Sejm odrzucił owe poprawki, głosami Koalicji Obywatelskiej oraz Trzeciej Drogi (Polski 2050 i PSL-u oczywiście). Co ciekawe, propozycje Lewicy poparte zostały przez Bezprawie i Niesprawiedliwość, rzecz jasna nie dlatego, że ta mafia/sekta nagle stała się antykapitalistyczna i demokratyczna (w obu zakresach – wręcz przeciwnie), lecz z tej jakże prostej przyczyny, iż Kaczyński Jarosław ogrywa Donalda Tuska, Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza jaak dzieci, gromadząc przy tym kapitał polityczny przez przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.

Lewica nie poddaje się, zamierza złożyć wzmiankowane poprawki raz jeszcze, podczas prac nad ustawą w Senacie. Czy rezultat będzie taki sam, jak w Sejmie, zobaczymy, acz podejrzewam, że owszem; wszak izba wyższa też zdominowana jest przez pachołków kapitalistów, zwłaszcza tych amerykańskich.

A co do polskich (terytorialnie przynajmniej, bo ze strukturą własnościową to różnie bywa) mediów… Cóż, z jednej strony obecny ich bunt uznaję oczywiście za celowy, z drugiej wszelako trudno mi zapomnieć, że przez ostanie trzydzieści pięć lat szefowie oraz pracownicy większości z nich lansowali dziki kapitalizm ze wszystkimi jego patologiami – teraz zaś padają ofiarami nieludzkiego owego systemu i płaczą, choć sami przyłożyli rękę do jego panowania nad Wisłą, w barbarzyńskiej wersji, dodajmy. Większość też polskiego medialnego mainstreamu robiła za podnóżek dla Tuska, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza oraz ich ugrupowań (a przy okazji pomagała się wybić hitlerowskiej Konfederacji), niszczyła zaś Lewicę. No to teraz widać, jak zachowują się „zbawcy demokracji na białym koniu” – nie lepiej, niż PiS, które, jak pamiętamy, również podejmowało działania przeciwko (iluzorycznej w kapitalizmie) wolności mediów.

Życzę więc wydawcom, dziennikarzom i wszystkim osobom ze środków masowego przekazu przejrzenia na oczy w kwestii popierania konkretnych systemów społeczno-ekonomicznych oraz ugrupowań politycznych. Jakkolwiek nie jestem aż takim optymistą, by wierzyć, iż owo życzenie się spełni…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług