Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2021

Zakupy przedświąteczne

Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami (jutro rozpoczyna się poprzedzające ją Triduum Paschalne), a że nawet w dobie przedłużającej się z powodu lockdownu pandemii COVID-19 ludziska będą świętowali (przy czym mam tu na myśli wymiar nie tyle religijny, ile konsumpcyjny tegoż świętowania), to można już zaobserwować w sklepach czy na placach targowych zakupowe wzmożenie. Kolejki stopniowo się wydłużają, koszyczki natomiast stają się coraz bardziej kopiato zapełnione towarem. Tak dzieje się przed każdymi świętami, zwłaszcza Bożym Narodzeniem i Wielkanocą. Ta druga w mniejszym niż to pierwsze stopniu wiąże się z wręczaniem prezentów, toteż nie jest aż tak skomercjalizowana, niemniej jednak większość z nas w ciągu najbliższych dni zje więcej, wypije więcej, za p rosi gości, no to i konsumpcja wzr ośnie , a co za tym idzie, trzeba swoje odstać w sklepie. Niektórzy przy tej okazji nabywają nową odzież i obuwie, inni kupują nowe rzeczy do domu, jeszcze inni zaopatrują się w nowe książki, film

Dowalić kobietom

Polska po 1989 roku, poza ewentualnie latami 1993-97 i (w mniejszym stopniu) 2001-05, kiedy to współrządziła lewica w postaci SLD i UP, jest państwem wybitnie nieprzyjaznym wobec kobiet; pod tym względem przebijają ją chyba tylko kraje rządzone przez wyjątkowo radykalnych muzułmanów (Arabia Saudyjska, Afganistan) czy równie radykalnych katolików, gdzie przedstawicielki płci żeńskiej karze się nawet za poronienie. Ale bez obaw – zmierzamy w tym samym kierunku, prowadzeni przez klerykalną prawicę, obecnie w wydaniu faszystowskim, wcześniej zaś konserwatywnym (Unia Wolności, PO, itd.). Zaczęło się krótko po tym, jak wspierana (finansowo i politycznie) przez Watykan, włoską mafię oraz CIA prawica postsolidarnościowa – od samego początki silnie klerykalna; PiS nie wymyśla pod tym względem nic nowego – dopchała się do władzy w 1989 roku, oszukawszy wspierających ją (wbrew własnym interesom klasowym) robotników i złamawszy postanowienia Okrągłego Stołu. Bardzo szybko, bo już w pierwszym roku

Cesarz 666

Dziś, gwoli odpoczynku, oderwiemy się od współczesności i zajmiemy historią. Konkretnie, jedną z najsłynniejszych, a zarazem najbardziej obsmarowywanych postaci w dziejach, czyli cesarzem rzymskim Luciusem Domitiusem Ahenobarbusem, szerzej znanym jako Neron lub Nero. Tak, tym z Quo vadis? Henryka Sienkiewicza. Trzeba przyznać, że koleś miał pecha do czarnego PR-u. Pomyje wylewali na niego Pliniusz Starszy i Pliniusz Młodszy, Tacyt natomiast ukształtował opinię o Neronie jako o szalonym zbrodniarzu (właśnie tę wersję dziejów piątego cesarza rzymskiego wykorzystał Sienkiewicz jako materiał do swojej słynnej powieści; w jej ekranizacjach Neron z reguły przedstawiany jest w sposób karykaturalny lub groteskowy), zaś św. Jan w swojej Apokalipsie zrobił z władcy… antychrysta – 666 według żydowskiej numerologii oznacza dosłownie: „cesarz Nero”. Cóż, chrześcijanie faktycznie mieli powody, by bohatera niniejszej notki nie lubić, za jego bowiem rządów odbyło się pierwsze w Imperium Romanum pań

Kościelny problem

No i od jutra znów pogłębia nam się lockdown. Praktycznie wszystko zostaje zamknięte (docelowo na dwa tygodnie… ale jak długo NAPRAWDĘ to potrwa, nie wiadomo), poza sklepami spożywczymi, drogeriami, kioskami, księgarniami i kilkoma jeszcze instytucjami (większość z zamykanych przedsiębiorstw, swoją drogą, mogłaby spokojnie funkcjonować w reżimie sanitarnym)… i kościołami. W tych ostatnich nie-rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości całkowitego lockdownu bowiem nie wprowadza (inaczej, niż przed rokiem, kiedy jednak lockdown katolickich obiektów sakralnych wynikał z decyzji nie tylko rządów poszczególnych państw, ale też władz kościelnych), ograniczając się jedynie do wdrożenia nieco bardziej restrykcyjnych limitów liczby uczestników nabożeństwo. Co nic nie da, bo z całego kraju napływają sygnały, iż dotychczasowe reguły w tym zakresie nie były i nie są w katolickich świątyniach przestrzegane (choć to pewnie zależy od księży z poszczególnych parafii), a zatem i te obowiązujące od jutra też

Kartki na żywność

Kilka dni temu portale społecznościowe obiegła wieść, jakoby nie-rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości zamierzał wprowadzić… kartki na żywność. Nie wiem, czy to fake, czy prawda, przypuszczam jednak, że to pierwsze. Gdyby jednak PiS-owcy faktycznie mieli takie plany, to przypuszczać należy, iż owe kartki niewiele miałyby wspólnego z tymi, które w latach 80. ubiegłego wieku wprowadzono w PRL na żądanie NSZZ „Solidarność”, w zamierzeniu po to, by usprawnić, faktycznie wówczas kulejącą, dystrybucję artykułów żywnościowych. Już raczej pomysł ów zaczerpnięty byłby z USA, gdzie kartki na żywność obowiązują od lat 60. XX wieku. Konkretnie, są to bony przekazywane najbiedniejszym mieszkańcom Stanów Zjednoczonych przez pomoc społeczną. Można za nie kupić jedzenie i napoje – najtańsze, a zatem marnej jakości i często szkodliwe dla zdrowia – w sklepach. Na podobnej zasadzie funkcjonują tam chociażby bony edukacyjne, mające pomóc uboższym Amerykanom w dostępie do płatnej edukacji. Skupmy się jed

Rzekomo wolne media

Monika Olejnik, rozpoczynając kolejne wydania Kropki nad i , mówi: „Witamy w wolnych mediach”. A potem czasami – aczkolwiek sytuacje takie zaliczają się raczej do wyjątków niż do reguły – pojawia się w tymże programie jakiś mądry polityk lub intelektualista, najczęściej wszelako widzimy targowicką paszczękę jakiegoś PiS-owca, konfederaty, kukizowca albo innego prawaka. Któremu pani redaktorka eksponująca obuwie pozwala swobodnie wylewać z owej paszczęki potoki łgarstw… podczas gdy przeszkadza wypowiedzieć się lewicowcom lub przynajmniej liberałom mającym rzeczywiście coś sensownego do powiedzenia. Nie podskoczy jedynie wybitnym intelektualistom czy artystom, którzy miażdżą ją siłą argumentacji, kulturą osobistą i spokojem. Co to jednak za „wolne media”, które lansują antydemokratyczną prawicę i system, który się za nią kryje (o czym za chwilę)? Kropka nad i to wszakże tylko jeden z licznych przykładów tego, że „wolność mediów” pozostaje w większości przypadków li tylko pustym sloganem

Obrażanie polityków

Generalnie, dobrze jest, kiedy ludzie szanują się nawzajem. Wówczas relacje społeczne są po prostu lepsze, układa się współdziałanie między poszczególnymi jednostkami i grupami, sprawnie funkcjonują instytucje, mniej jest agresji i przemocy… Krótko mówiąc, same zalety. Niemniej jednak, szacunek nie zawsze powinien być bezwarunkowy; trafiają się nawet sytuacje, kiedy wręcz nie może on takim być. Są przecież osoby, które muszą na niego zasłużyć. Chodzi tu rzecz jasna o polityków – od działaczy różnych formacji pozaparlamentarnych, poprzez samorządowców i parlamentarzystów, po ministrów z premierem na czele i prezydenta. My, obywatele/wyborcy/podatnicy absolutnie NIE MAMY OBOWIĄZKU ich szanować za to tylko, że pełnią określone funkcje, do czego zresztą sami ich wyznaczyliśmy. Przeciwnie – abyśmy okazali im minimalne choćby poszanowanie, muszą się ciężko napracować. Przede wszystkim, konieczne jest z ich strony godne, rzetelne pełnienie obowiązków, które to my, obywatele, im powierzyliś

Komunikacja publiczna

Od dłuższego już czasu działają ruchy i inicjatywy społeczne – rozkręcane głównie przez młode osoby, cechujące się wysoką świadomością klimatyczną – które promują rezygnację z przemieszczania się samochodem na rzecz korzystania z komunikacji publicznej. Bo tak będzie lepiej dla środowiska, z tego oczywiście powodu, że wygenerujemy mniej zanieczyszczeń, gdyż skala ruchu drogowego ulegnie redukcji. Kolejne zalety takiego rozwiązania to mniej korków (a to pozytywnie wpłynie na nasze zdrowie psychiczne – i bynajmniej tu nie kpię), ci zaś, którzy (na przykład z racji wykonywanej pracy) autem muszą się poruszać, zyskają więcej wolnych miejsc parkingowych. Mniej samochodów na drogach to także wyższy poziom bezpieczeństwa pieszych. Zalety takiego rozwiązania można zresztą mnożyć. Ogólnie, pomysł jest dobry… ale nie zawsze i nie wszędzie da się go zrealizować, zwłaszcza w (k)raju nad Wisłą. Owszem, po dużych miastach znacznie wygodniej jest poruszać się autobusami bądź tramwajami niż na wła

Czego potrzebuję

Włączam telewizor lub radioodbiornik, wchodzę do internetu, otwieram gazetę bądź czasopismo… i z miejsca dowiaduję się, czego potrzebuję, a wręcz, co jest dla mnie niezbędne. Otóż, nie przeżyję najbliższych dwudziestu czterech godzin nie tylko bez nowej wydumanej aplikacji na smartfon, ale też bez tandetnie wyglądających ciuchów renomowanego producenta (uszytych gdzieś w Tajlandii przez osobę zatrudnioną na półniewolniczych zasadach, w warunkach zagrażających zdrowiu i życiu), mebli ze szwedzkiej sieci handlowej, wypasionego SUV-a klasy premium, szamponu wspomagającego porost włosów, tysięcy suplementów diety „leczących” nieistniejące przypadłości, serwisu do zamawiania jedzenia (bo przecież nie mogę pójść do sklepu, kupić potrawę, jaką lubię, i przyrządzić ją samodzielnie), poświęcenia czasu na oglądanie jakiegoś durnego reality show… Słowem, bez tego wszystkiego, co wciskają nam reklamy. To one kreują nasze gusta i potrzeby. Tak, kreują potrzeby, których wcześniej nie mieliśmy… i nig

Coby taca pełna była

Od najbliższej soboty, 20 marca, faszystowski nie-rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości znów wprowadza ogólnokrajowy lockdown (jak i wcześniejsze, nielegalny), rzekomo służący ograniczeniu skali pandemii COVID-19. Potrwa on do 9 kwietnia, żeby 10 PiS-owcy mogli bez przeszkód odbyć miesięcznicę smoleńską. Podobnie, jak to było na przełomie lat 2020 i 2021, ograniczona zostanie działalność galerii handlowych, zamknięte będą kina, teatry, galerie sztuki i inne ośrodki kultury, kasyna, obiekty sportowe, baseny… I jak poprzedni lockdown doprowadził do trzeciej, trwającej właśnie fali pandemii, tak ten, co zacznie się pojutrze, poskutkuje falą czwartą. Naturalną bowiem konsekwencją zniechęcania wielu obywatelek i obywateli do spędzania czasu wolnego poza domem (nie wszyscy lubią spacerować, biegać, jeździć na rowerze czy wędkować, a głównie takie formy rozrywki na świeżym – o ile jeszcze takowe w Polsce mamy – powietrzu będą przez trzy tygodnie – i oby nie dłużej! – możliwe) będzie to, że bl

Język śląski

Na portalach społecznościowych zauważyć można, po nakładkach na zdjęcia profilowe chociażby, że przybywa osób, jakie w nadchodzącym spisie powszechnym zamierzają zadeklarować posługiwanie się językiem śląskim, a także przynależność do narodowości śląskiej. Tę drugą zostawimy dziś w spokoju; jest to kwestia indywidualnego poczucia tożsamości, itd. Jeśli zaś chodzi o język, to sprawa nie jest nowa, Ślązacy bowiem walczą o jego odrębność od polszczyzny od wielu lat. Dotychczas ponosi fiasko w tym zakresie. Cóż, nie jestem Ślązakiem (Hanysem), toteż deklaracji co do używania śląskiego nie składam; byłoby to zwyczajnie kłamliwe, zwłaszcza, że jeśli czytam po śląsku, to jeszcze jestem w stanie tekst zrozumieć, ale posługiwać się tą mową, a nawet literacką polszczyzną ze śląskim akcentem nie potrafię. Nie jestem też językoznawcą, więc trudno mi się wypowiadać, czy język śląski jest odrębny od polszczyzny, czy też pozostaje dialektem. Niemniej jednak jestem zdania, iż prawodawstwo polski

Dlaczego pan Piotr

Kiedy pani Zuzanna Rudzińska-Bluszcz zrezygnowała z kandydowania na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich, poczułem żal, gdyż jako świetna prawniczka i osoba ciesząca się zaufaniem organizacji społecznych, z pewnością naprawdę dobrze pełniłaby tę jakże istotną funkcję. Po ludzku wszakże nie dziwiłem się jej decyzji; i tak długo wytrzymała z tą swoją kandydaturą, biorąc pod uwagę, jak traktowali ją politycy, zwłaszcza prawicowi… No, ale niedługo potem media obiegła wieść, że kandydatem na RPO zostać może Piotr Ikonowicz, jeden z najwybitniejszych polskich działaczy społecznych, do tego prawnik, dziennikarz i polityk (acz w parlamencie od dawna nie zasiadał). Pojawiały się coraz liczniejsze sygnały, iż może on liczyć na poparcie ugrupowań wchodzących w skład parlamentarnej Lewicy… I wczoraj faktycznie nadeszło potwierdzenie, że jej klub zgłosi go jako kandydata. Na internetowych profilach osób o lewicowych poglądach dało się zaobserwować znaczny entuzjazm dla tej kandydatury. W pełn

Wdowi grosz

Jeśli wierzyć trzem biblijnym Ewangeliom, żydowski robotnik najemny, a zarazem wybitny rewolucjonista z I wieku n. e. usiadł sobie w odbudowanej przez Heroda Wielkiego Świątyni Jerozolimskiej, obserwując, jak wyznawcy judaizmu wrzucają ofiary pieniężne do specjalnie w tym celu wystawionej skarbony. W pewnym momencie dostrzegł wdowę, która wrzuciła jednego asa, czyli najmniejszą jednostkę monetarną w ówczesnej Judei pod rzymską okupacją (odpowiednik grosza, centa, pensa, itd.). Robotnik-rewolucjonista uznał, że ofiara tej kobity (złożona, teoretycznie przynajmniej, Bogu, choć trudno uwierzyć, by potrzebował on jakichkolwiek pieniędzy) jest najwyższa spośród wszystkich, jakie tamtego dnia wrzucono do skarbony. A to dlatego, że wdowa oddała wszystkie środki na swoje utrzymanie, podczas gdy pozostali ludzie przekazywali forsę z nadwyżki – innymi słowy, rzucali ochłapy. Tak oto zrodziła się legenda o wdowim groszu, który w oczach Boga/bóstw ma mieć wyższą wartość niż największe bogactwa.