Maszyna do mielenia ludzi

W miniony piątek Sejm NIE przegłosował (cóż za niepodziana!) ustawy dekryminalizującej aborcję. Tak jak przypuszczałem, przeciwko głosowali klerofaszyści z Bezprawia i Niesprawiedliwości, hitlerowcy z Konfederacji, posłowie niezrzeszeni oraz klerykałowie z Polskiego Stronnictwa (niezbyt) Ludowego. Projekt w całości poparł klub Lewicy, z kolei osoby poselskie z Koalicji Obywatelskiej oraz Polski 2050 też niby były za… lecz część spośród nich w głosowaniu udziału nie wzięło (tak przypuszczałem, że oszukańczy prawicowcy wytną jakiś numer), skutkiem czego ustawa przepadła kilkoma zaledwie głosami. Gniew postępowych osób obywatelskich skupił się – słusznie – na PSL-u oraz Romanie Giertychu, hitlerowcu, którego Donald Tusk wciągnął na listę PO/KO. Po piątkowym głosowaniu Giertych zawieszony został w prawach członka klubu, niemniej to działanie pod publiczkę; ryży premier nie pozwoli ukrzywdzić swojego pupilka. Swoją drogą, śmiać mi się chce z naiwności tych wszystkich osób obywatelskich, które uwierzyły, że naziol może przestać być naziolem; Giertych jak był zapiekłym wrogiem demokracji i praw człowieka (w szczególności kobiet), tak i nim pozostał, na wieki wieków, amen.

Mówiąc krótko, piekło kobiet w (k)raju nad Wisła trwa. Absolutnie mnie to nie dziwi, wiedziałem, że tak będzie.

W ten sam dzień stało się coś równie złego. Otóż, Sejm przytłaczającą większością (tym razem uwag nie mam tylko do osób poselskich z Razem) przegłosował specjalne uprawnienia pozwalające wojsku swobodnie strzelać do osób uchodźczych na wschodniej granicy. To znaczy, NA RAZIE do nich, obawiam się bowiem, iż wkrótce regulacje owe rozszerzone zostaną na wszystkich ludzi, w tym obywateli polskich, jacy z takich czy innych przyczyn nie spodobają się politykierom z ugrupowania aktualnie sprawującego władzę. Innymi słowy, poczyniony został kolejny krok do budowy w Polsce faszystowskiej tyranii.

Oba głosowania potwierdzają nader ponurą, przerażającą prawdę. Taką mianowicie, że po 1989 roku państwo nasze przeistaczane jest przez solidaruchów, jacy na skutek Wyborców Czerwcowych dorwali się do władzy, w maszynę do mielenia ludzi.

Świadczy o tym nie tylko straszliwie okrutne prawo antyaborcyjne czy ogólnie nader ograniczone prawa reprodukcyjne; pod tym względem zaliczamy się do najbardziej zacofanych, nieludzkich państw świata. Trzeba jeszcze wspomnieć o stałym ignorowaniu osób LGBT+, czy nawet prześladowaniu ich przez skrajną prawicę oraz Kościół katolicki, przy milczącej (a niekiedy głośnej) aprobacie ze strony prawicy umiarkowanej. Prześladowanie owo przybiera różne formy, najczęściej związane jest z nietolerancją oraz mową nienawiści.

Przede wszystkim w Polsce mieleni są pracownicy, których kolejne dekady kapitalizmu – o ironio losu, restaurowanego w wyjątkowo barbarzyńskiej formie przez polityków wywodzących się ze… związku zawodowego – odarły z większości praw (umowy śmieciowe, bezpłatne staże, wymuszone samozatrudnienie i inne formy wyzysku), wydając na żer kapitalistycznym wyzyskiwaczom, interesy których reprezentują wszystkie ugrupowania prawicowe. W (k)raju nad Wisłą pracownicy w starciu z kapitałem, od „Januszów biznesu” po gigantyczne korporacje, pozostają nieomal bez szans. Z rzadka jeno uda im się coś wywalczyć, tak jak wskutek strajku w Solarisie.

Prawo (a raczej zalegalizowane bezprawie) i tzw. „wymiar sprawiedliwości” również służą w (k)raju nad Wisłą mieleniu ludzi – tych uczciwych, a przez to nie za bogatych. Otóż, ilekroć słyszymy, że polskie prawo sprzyja kryminalistom, możemy być pewni, że ten/ta, kto wypowiada owe słowa, ma rację. Nic dziwnego, skoro przepisy tworzą dawni kryminaliści z „Solidarności”, a jeśli zabiera się za to młode pokolenie polityków, to i tak realizują czyjeś przestępcze interesy.

Sytuację zwykłego człowieka pogarszają też wszechobecne postsolidarnościowe układy, oparte na nepotyzmie i kumoterstwie. One także sprawiają, iż obywatel stoi na pozycji przegranej wobec represyjnego państwa, administracji czy sądownictwa. Chyba, że zdarzy się cud.

O swobodzie gwałcenie, oszukiwania i okradania, jaką po 1989 roku zyskali funkcjonariusze Kościoła katolickiego, nawet wspominać nie warto, gdyż jest to – czy też powinna być – rzecz ogólnie znana.

Owo mielenie ludzi odbywa się pod osłoną demokracji i państwa prawa. Rzekomo wszystko jest „dobrze”, skoro rządzą spadkobiercy „Solidarności”, którzy przynieśli nam „wolność” (no, chyba od środków do życia, kuria ich mać!). Wszyscy jesteśmy uśmiechnięci (a że za owym uśmiechem często kryje się depresja, to już nieważne), półki w sklepach są pełne (szkoda, że coraz więcej osób głoduje), a rudowłosy premier, na zmianę w kurduplem, i duch papieża-Polaka błogosławią z telewizyjnego ekranu wszystkim, których system ekonomiczny, państwo i praw przerabiają na mięsną papkę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Bez zasług

Współwinni