Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2022

Stajnia Augiasza

Wedle mitologii greckiej, Herakles (przez Rzymian Herkulesem zwany) miał wykonać dwanaście ciężkich, na pierwszy rzut oka niemożliwych do sprostania dla ludzi i bogów prac, jako karę za popełnioną zbrodnię. Jedną z nich było posprzątanie stajni Augiasza, gdzie nikt nigdy nie robił żadnych porządków, skutkiem czego zalegały tam tony wolich odchodów, tak zaskorupiałych, że żadnym narzędziem nie dało się ich skruszyć ani tym bardziej wymieść. Heros poradził sobie w ten sposób, że wykonał przekop od pobliskiej rzeki do stajni – przepływająca przez nią woda spłukała guano. Stajnia Augiasza stała się symbolem rzeczy lub sprawy zaniedbanej, zapuszczonej, totalnie nieuporządkowanej, którą da się doprowadzić do właściwego stanu jedynie najwyższym wysiłkiem (o ile w ogóle). Za przykład takowej uznać należy Polskę pod rządami PiS-u i w ogóle prawicy postsolidarnościowej. Opozycja, sprzyjające jej media oraz wyborcy mają nadzieję na rychłe odsunięcie od władzy mafii/sekty Kaczyńskiego Jarosław

Krucjata przeciwko waginie

Warszawa ma chyba pecha, jeśli chodzi o zamachy na wolność kultury i sztuki. A to samorządowcy usiłują wysiudać literatów z Domu Literatury, a to teatr podpada PiS-owskim klerofaszystom. O pierwszej z tych spraw niedawno pisałem, dziś kolej na drugą. Oto przed pięcioma dniami, 24 listopada bieżącego roku, niejaki Radziwiłł Konstanty – potomek pasożytniczego (arystokratycznego, magnackiego) rodu, religijny radykał, fanatyk antyaborcyjny, były minister choroby w PiS-owskim nie-rządzie, a obecnie wojewoda mazowiecki – uchylił zarządzenie prezydenta Warszawy o powołaniu pani Moniki Strzępki na stanowisko dyrektorki Teatru Dramatycznego (jest to instytucja miejska, samorządowa, podczas gdy wojewoda jest reprezentuje administrację rządową). Pani Strzępka została zawieszona w pełnieniu swojej nowej funkcji, co grozi destabilizacją całego teatru. Działanie Radziwiłła może więc być traktowane jako zamach na wolność sztuki i instytucję kultury – wręcz POWINNO zostać za takowe uznane. Co było

Oni rozmawiają, on mlaszcze

Lewica rozpoczęła kolejny objazd Polski. Jej politycy spotykają się z wyborcami – na ulicach, targowiskach i w tym podobnych miejscach, nie tylko na wynajętych salach – zbierają ich opinie i przedstawiają swój program Bezpieczna Rodzina. Oprócz tego od czasu do czasu prowadzą internetowe czaty na żywo (niedawno – Robert Biedroń). Może to nic wielkiego, ale takie właśnie wychodzenie do osób wyborczych naprawdę mi się podoba. Poza tym, lewicowi politycy pojawiają się na demonstracjach, strajkach, wspierają osoby walczące o swoje prawa… Tak powinno być. Lewica wypada pod tym względem o wiele lepiej niż inne formacje nie-PiS-owskie, których reprezentanci są nieco mniej (co nie oznacza, że wcale!) chętni do bezpośrednich spotkań z obywatelami, a w miejscach, gdzie ludzie walczą o godny byt, np. na strajkach czy manifestacjach poszkodowanych systemowo grupo społecznych, jakoś ich nie widać. A już na pewno nie da się porównać kampanii Lewicy z tym, co odstawia Kaczyński Jarosław, prezes B

Rezygnacja

W Warszawie 63 proc. ślubów zawieranych jest w Urzędzie Stanu Cywilnego, a nie w kościele. Czyli mają one świecki charakter. W tym samym mieście jedynie 19 proc. osób uczniowskich w klasach maturalnych uczestnicy w katolickiej katechezie; podobny trend widoczny jest w innych polskich miastach (w podstawówkach na lekcje religii uczęszcza więcej dzieci i młodzieży niż w szkołach średnich, gdyż wiąże się to z tradycjonalizmem lub lękiem przed ostracyzmem ich rodziców/dziadków/opiekunów). Przybywa placówek podobno edukacyjnych, w których osoby uczniowskie nie chcą uczestniczyć w wigiliach klasowych/szkolnych, łamaniu się opłatkiem i im podobnych religijnych uroczystościach (to łamanie się pochodzi jeszcze z przedchrześcijańskiej religii słowiańskiej, więc z tego bym nie rezygnował, ale to już moje zdanie). Na portalach społecznościowych łatwo znaleźć wpisy osób nieżyczących sobie, by domy ich odwiedzali księża z wizytą duszpasterską; słusznie, też nie zamierzam przyjmować, forsy nawet dla

Nieakceptowalny

Wielu obywateli patrzy z nadzieją na Donalda Tuska, jako na tego, kto może pokonać Bezprawie i Niesprawiedliwość. Oczywiście, odsunięcie od władzy mafii/sekty Kaczyńskiego jest niezbędne, niemniej pan Tusk mojej nadziei w tym względzie nie wzbudza. Nie chodzi tylko o to, że pod względem ideologicznym od Kaczyńskiego Jarosława prawie wcale się on nie różni – obaj są zacofanymi, klerykalnymi prawicowcami postsolidarnościowymi, pachołkami kapitału, kleru i USA, traktującymi Polskę jako koryto i gardzącymi jej obywatelami – toteż, gdyby nawet PO/KO pod jego przewodnictwem wygrała wybory i utworzyła rząd, nic w (k)raju nad Wisłą się nie zmieni… w każdym razie, nie na lepsze. Ten mój deficyt nadziei w stosunku do pana Tuska bierze się również z prostego faktu, iż ma on bardzo duży elektorat negatywny, czyli grono wyborców, którzy nigdy nie oddadzą głosu ani na niego, ani na PO, ani na żadną listę wyborczą, którą by firmował (dlatego wspólna lista opozycji nie powinna powstać, gdyż byłaby prz

Kara za głód

Jednym z najtragiczniejszych paradoksów współczesnego kapitalizmu – w skali światowej – jest to, że mamy gigantyczną nadprodukcję żywności, która jest marnowana, zwłaszcza w krajach globalnej Północy (tak, w Polsce też), podczas gdy miliardy ludzi głodują, a miliony corocznie umierają z głodu. Nie dlatego, że brakuje dla nich jedzenia, lecz z tej przyczyny, iż ono do nich nie trafia, gdyż dla właścicieli koncernów produkcyjnych i dystrybucyjnych byłoby to nieopłacalne. Stanowi to jeden z licznych powodów, dla których obecny kapitalizm jest tak odrażającym i zabójczym systemem. Lepiej wyrzucić i zmarnować, niż komuś dać – oto zbrodnicza kapitalistyczna reguła. Mało tego, osoba potrzebująca bywa karana za to, że system doprowadził ją do złej, a często wręcz tragicznej sytuacji. Przykładem jest to, co we wrześniu tego roku wydarzyło się w Białymstoku. Oto trzydziestojednoletnia mieszkanka owego miasta ukarana została dwustuzłotowym mandatem za to, że wybierała żywność wyrzuconą do poje

Nie dorobisz się

Ogólnoświatowy kapitalizm wszedł w strukturalny kryzys. Nie stało się to wczoraj ani przedwczoraj, lecz w okolicach 2008 roku, początkowo w USA. Po okresowej poprawie koniunktury, skutki kryzysu (inflacja, rosnące w wielu państwach – Polskę też to czeka – bezrobocie, pauperyzacja, itd.) znów stają się odczuwalne, i to jeszcze boleśniej niźli wprzódy. Tak, pandemia COVID-19 i fakt, że rządy większości państw kapitalistycznych nie poradziły sobie z nią, za to metody „zwalczania” koronawirusa, z lockdownem na czele, tylko dowaliły poszczególnym gospodarkom, wydatnie do odnowienia stanu kryzysowego się przyczyniły. Podobne jak wojna rosyjsko-ukraińska i spekulacje cenowe, które dzięki niej uskuteczniają koncerny paliwowe. W Polsce nakłada się na to jeszcze fatalna polityka Bezprawia i Niesprawiedliwości. Większość z nas w mniej lub bardziej dotkliwy sposób odczuwa skutki tejże systemowej patologii. Niejeden człowiek przez to umrze (sam zresztą żyję jedynie dlatego, że krew mi szybko krz

Prawicowcy i literaci

W Warszawie, w dwóch połączonych kamienicach, mieści się instytucja z bogatą tradycją i wspaniałą historią, a także ważna dla naszej kultury, ze szczególnym uwzględnieniem jej działu bazującego na słowie pisanym. Chodzi oczywiście o Dom Literatury, jak nazywane są owe kamienice. Swoje siedziby mają (a konkretnie dzierżawią, o czym więcej za chwilę) tam liczne, ogromnie istotne organizacje literackie, takie jak: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich (Zarząd Główny i Oddział Warszawa), Związek Literatów Polskich (Zarząd Główny i Oddział Warszawski), Polski PEN Club, Fundacja Promocji Polskiej Literatury Współczesnej, Ogólnopolski Klub Poetów, Stowarzyszenie Kultury Europejskiej SEC, Polska Sekcja Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków, oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza – Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską oraz inne instytucje. Do tego dochodzi sala konferencyjna mieszcząca do stu osiemdziesięciu osób – jedyna w stolicy urządzona w stylu art deco, Biblioteka D

Zejście dziadersów

Dziaders to mężczyzna (najczęściej w wieku powyżej średniego, acz nie jest to regułą) o zaskorupiałych, konserwatywnych poglądach, nierozumiejący współczesnego świata – ze szczególnym uwzględnieniem społeczeństwa – oraz zachodzących w nim przemian, patrzący pogardliwie na młode pokolenie obywateli i – zwłaszcza – obywatelek. Przy tym wszystkim najczęściej jest stosunkowo zamożny, tzn. cieszy się bezpieczeństwem bytowym, w związku z czym nie kapuje, że są ludzie, który mimo przepracowania boją się, czy następnego dnia będą mieli co jeść i czym ogrzać mieszkanie. Dziaders gromi młodzież, że chce zmian, twierdząc, iż musi być tak, jak zawsze było. A twierdzi tak, bo jemu jest dobrze. Ot, taki burżujek, nadto częstokroć pseudo-inteligent z zabetonowanym mózgiem. Niestety, wielu jest takich w polityce chyba każdego państwa kapitalistycznego. W Polsce też, i między innymi dlatego od 1989 roku taplamy się w postsolidarnościowym szambie, czasami wystawiając głowy ponad powierzchnię jego zawa

Metoda zniewolenia

Jak można zniewolić ludzi, zarówno poszczególne jednostki, jak też grupy, a nawet ogół społeczeństwa? Bardzo prosto: wystarczy nie wypłacić im, całościowo bądź częściowo, pieniędzy, które zarobili swoją ciężką pracą. Powszechnie stosują ją kapitaliści (stąd właśnie pochodzi ich zysk), promują neoliberalni/neokonserwatywni ekonomiści, a na jej straży stoją prawicowi politycy. I wszyscy oni głoszą, że to żadne zniewolenie, lecz wolność. Tymczasem, jeśli dany obywatel pracuje przez osiem godzin dziennie, a realnie płacone na tylko za dwie (na tym polega wyzysk, stanowiący źródło fortun kapitalistów, przez co są oni klasą pasożytniczą), przez sześć godzin tyra za darmo, a więc NIEWOLNICZO. Są też osoby, które cały swój dzień pracy oferują wyzyskiwaczom za friko, np. bezpłatni stażyści. A w licznych państwach kapitalistycznych właściciele środków produkcji oszukują zatrudnione osoby i nie płacą im, zmuszając do niewolniczej harówy; przykładem jest Katar. Kilka lat temu słyszałem z wiarygo

Kres zimnej wojny?

Dwóch najpotężniejszych obecnie polityków świata spotkało się i rozmawiało przez kilka godzin. Mowa, rzecz jasna, o krwawym Joem Bidenie, prezydencie USA, i o Xi Jinpingu, przewodniczącym (odpowiednik prezydenta) Chińskiej Republiki Ludowej. Ich konwersacja, jak to zwykle bywa, żadnymi konkretnymi postanowieniami nie zaowocowała, panowie jedynie rzucali pokojowymi tekstami o woli porozumienia. Normalna sprawa przy tego typu okazjach. Niemniej, liczni komentatorzy cieszą się, iż owo spotkanie może oznaczać, że nie będzie zimnej wojny między imperium zła a Chinami. Jeśli mają rację, to mowa o nie o jej zapobieżeniu, lecz o zakończeniu lub przynajmniej czasowym wstrzymaniu, gdyż amerykańsko-chińska zimna wojna – głównie na niwie handlowej i gospodarczej – trwa od lat. I w każdej chwili przerodzić się może w gorącą. Kilka ładnych razy wspominałem, że Amerykanie szykowali się do zbrojnego ataku na Chiny: montowali militarną koalicję przeciwko nim na Pacyfiku, testują uzbrojenie w Ukrainie

Nawałnica reklam

Od początku listopada (a może zaczęło się jeszcze w październiku; niewykluczone, że coś przegapiłem) trwa sezon bożonarodzeniowych reklam. W poszczególnych mediach co dnia ich więcej, w sklepach – ze szczególnym uwzględnieniem dyskontów, super- i hipermarketów, innych wielkopowierzchniowych, galerii handlowych, itd. – stopniowo przybywa świątecznych dekoracji, dziwnie wszelako mało mających wspólnego z galilejskim rewolucjonistą, który przyszedł na świat w Betlejem około 7 roku p. n. e. Jak niedawno pisałem, mają nas one zachęcić/przymusić do zakupu ubrań i obuwia, choinek, szopek, żarcia (którego wielu kupujących nie będzie w stanie przejeść, toteż wyląduje na śmietniku) oraz innych utensyliów, bez których grudniowe święta obejść się rzekomo nie mogą. Niektóre nabywać mamy na prezenty, inne dla siebie i swoich rodzin. Mamy dopiero połowę listopada, a owa reklamowa nawałnica zdążyła się już porządnie rozkręcić. Co dopiero będzie w grudniu… Ogólnie, to reklamy wzbudzają we mnie oboję

Dzicz i kobiety

Pamiętacie Andrzeja Leppera i jego wstrętną wypowiedź: „Jak można zgwałcić prostytutkę?” oraz jeszcze wstrętniejszy chichot, jaki jej towarzyszył? Słowa te mocno zbulwersowały co bardziej świadome i wrażliwe osoby obywatelskie – słusznie oczywiście. Pamiętacie, jak hitlerowiec o nazwie Janusz Korwin-Mikke, jeden z najbardziej zdegenerowanych typów na polskiej scenie politycznej (na szczęście podobno już z nich schodzący), porównywał gwałcenie kobiet do… picia wódki z gwinta i promował „edukację seksualną” dziewczynek u pedofila na kolanach? Brakuje w naszym arcybogatym języku słów, które w dostatecznym stopniu oddałyby odrazę, jaką wywołują te wypowiedzi… a zwłaszcza wszystko, co się za nimi kryje. A ostatnio grono politycznych – konkretnie prawicowych – „ekspertów” od kobiet, dziewcząt i seksu (zwłaszcza niedobrowolnego) poszerzyło się o dwóch kolejnych dzikusów. Oto Kaczyński Jarosław, prezes Bezprawia i Niesprawiedliwości, podzielił się swoją opinią na temat niskiej dzietności w

Wina umiarkowanych

Jutro 11 Listopada, czyli o cztery dni spóźnione (wobec faktów historycznych) Święto Niepodległości (czy jest sens świętować przejęcie – w niezbyt zresztą legalny sposób – władzy przez Józefa Piłsudskiego sto cztery lata temu, to inna sprawa, zwłaszcza, że nasze obecne państwo więcej ma wspólnego, szczególnie terytorialnie, z tym, które odrodziło się w latach 1944-45, aniżeli z tamtym, co powstawać zaczęło w roku 1918). Z tej okazji przedstawiciele nie-rządu oraz opozycji – zarówno realnej, jak i udawanej – samorządów, organizacji społecznych, służb mundurowych tudzież zwykli obywatele oddadzą się, o ile zechcą, patriotycznym uniesieniom. Niektórzy już się im oddają od kilku dni, na przykład podczas szkolnych akademii okolicznościowych. I wszystko byłoby w miarę okej, nawet pomijając fakt, że data święta z faktami historycznymi dotyczącymi odzyskania niepodległości zbyt wiele wspólnego nie ma… Niestety, spodziewać się należy, że jak co roku zrobi się naprawdę paskudnie. Od lat bowi

Stadiony na grobach

Piłką nożną się nie interesuję; sport ten (podobnie jak wszystkie inne zresztą) uważam za nudny, a oglądanie transmisji meczów jest dla mnie stratą czasu. Jest to jeden z powodów – ale nie najważniejszy! – dla których nie obejrzę mistrzostw świata (mundialu) w Katarze, które rozpoczynają się już wkrótce, bo 20 listopada. Łajno mnie obchodzi, kto zwycięży, za pozbawione znaczenia uznaję, które miejsce zajmie reprezentacja Polski. Znacznie istotniejszą sprawą w moich oczach pozostają straszliwe patologie, jakie kryją się za owymi rozgrywkami – i to one stanowią główną przyczynę, dla których nie zamierzam oglądać transmisji z mundialu. Problemem jest tu gospodarz, czyli Katar. Jedno z najszybciej rozwijających się – przynajmniej, jeśli chodzi o rozmach stawiania imponujących wieżowców i tym podobnych inwestycji infrastrukturalnych – państwo Bliskiego Wschodu, a pewnie też świata. Niestety, od lat wiadomo, iż rozwój ów bazuje na straszliwym wyzysku siły roboczej, który akurat w Katarze p

Pasożyt i Twitter

Nie miałem i nie mam konta na Twitterze. Nie z powodu jakiejś niechęci do tego portalu; po prostu, nigdy nie myślałem o zakładaniu takowego, głównie dlatego, że Facebook – o blogu nie wspominając – daje mi większą możliwość dzielenia się swoimi poglądami, opiniami, itd. Niemniej, odkąd przed kilkoma miesiącami właścicielem Twittera został Elon Musk, aktywności na tym portalu raczej już nie rozpocznę. Nie wiadomo zresztą, czy Twitter nie zostanie przez nowego właściciela doprowadzony do upadku. Ale po kolei. Elon Musk – obecnie najbogatszy człowiek świata – to jeden z najbardziej odrażających przedstawicieli klasy pasożytniczo-wyzyskującej, czyli oczywiście kapitalistów (nie mylić z przedsiębiorcami). Swój majątek uzyskał dzięki (pół)niewolniczej pracy ludzi zatrudnionych w kopalniach diamentów należących do jego ojca; później skupywał kolejne marki, jakie rzuciły mu się w oczy, np. Teslę, czyli producenta drogich, koszmarnie brzydkich (moim zdaniem przynajmniej; nawet skody są ładniej

Rocznicowe przypomnienie

Dziś 7 listopada 2022 roku. Co oznacza, że obchodzimy sto czwartą rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę, czyli dnia, kiedy zaczął działać pierwszy od ponad stu dwudziestu lat (a w zasadzie od czasów Augusta II Mocnego, za panowania którego o tym, co działo się nad Wisłą, decydować zaczęły obce dwory, zwłaszcza carski) niezależny od zaborców polski organ władzy – Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej. Funkcjonował on w Lublinie i skupiał przedstawicieli wszystkich ówczesnych głównych polskich ugrupowań politycznych, poza skrajnie prawicową, antydemokratyczną endecją oraz komunistami (szli wtedy własną drogą, tworząc Rady Robotnicze). Wydał on swój Manifest, który zamieszczam poniżej gwoli przypomnienia. Warto się z nim zapoznać i zastanowić, ile z jego treści pozostaje do dziś aktualne: Do Ludu polskiego! Robotnicy, włościanie i żołnierze polscy! Nad skrwawioną i umęczoną ludzkością wschodzi zorza pokoju i wolności. W gruzy walą się rządy kapitalistów, fabrykantów i ob