Ludobójca w Kongresie

Binjamin Netanjahu, hitlerowski premier Izraela (to się nazywa ironia dziejowa!) wystąpił przed amerykańskim Kongresem, oboma jego izbami. Wygłosił przemówienie żywcem zaczerpnięte z malarza Adolfa, tyle że mniej się darł, Związek Radziecki zamienił na Iran, a zamiast o Żydach, mówił o Arabach i muzułmanach – poza tym wszystko to samo, na czele z „walką cywilizacji z barbarzyństwem”. Przy okazji łgał jak z nut, że izraelskie wojsko - w zasadzie, to terroryści z IDF, żołnierzami bowiem nazywać się ich nie da – nie morduje cywilów, poza ewentualnie „incydentami”, w Gazie „nikt nie umiera z głodu” (jest to jeden z głównych czynników niosących tam śmierć tysiącom osób), a w ogóle czego ten Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości od niego chce, że oskarża go o zbrodnie przeciwko ludzkości?!

Tylko kilkoro kongresmenów sprzeciwiło się Netanjahu i skrytykowało jego wystąpienie, w tym Bernie Sanders, pochodzenia żydowskiego, dodajmy. Reszta biła dziadowi brawo żywiej i o wiele bardziej entuzjastycznie, niż gdyby był megagwiazdą muzyki bądź filmu. Nagrania i zdjęcia są tak odrażające, że wywołują odruch wymiotny.

Paskudna owa sytuacja spowodowała falę krytyki i w USA, i wielu innych państwach, zarówno na ulicach miast, jak też na łamach portali społecznościowych tudzież różnych mediów. Do grona oburzonych należą również liczni Żydzi, w tym amerykańscy.

Izraelski premier jest bowiem, jak wiemy, ludobójcą, zbrodniarzem wojennym, wzywanym przed oblicze Międzynarodowego Trybunału Karnego, aby odpowiedział za zbrodnie przeciwko ludzkości, popełniane oczywiście w Palestynie, ale też w Libanie czy Syrii. Rzeź Strefy Gazy trwa od października ubiegłego roku, zamordowanych zostało około czterdziestu tysięcy ludzi (choć, jak niedawno pisałem, są informacje o setkach tysięcy), w tym kobiet i dzieci, budynki są niszczone, nie ma jedzenia, wody, leków, a kto spróbuje dostarczyć tam pomoc humanitarną, może stracić życie, jak Damian Soból. Do tego Netanjahu pozostaje wyznawcą skrajnie prawicowej ideologii, którą z powodzeniem określić można izraelską wersją nazizmu.

Gdyby jednak premierem Izraela był pokojowo nastawiony lewicowiec, który zamiast masowo mordować Palestyńczyków, dążyłby do zakończenia trwającej od dekad okupacji i utworzenia wspólnego państwa dwóch narodów, przed amerykańskim Kongresem raczej by nie wystąpił. A nawet jeśli, to najprawdopodobniej zostałby wygwizdany.

Trzeba bowiem pamiętać, iż popieranie Netanjahu wpisuje się w zbrodniczą doktrynę polityki zagranicznej USA, jaką jest wsparcie dla wszelkiego rodzaju prawicowych dyktatorów i zbrodniarzy. Przypomnieć tu należy Fulgencio Batistę (krwawego tyrana kubańskiego, obalonego przez rewolucjonistów pod wodzą Fidela Castro; dodajmy, że Batista kończył tę samą konserwatywną uczelnię, co… Donald Trump), Augusta Pinocheta, liderów junt w Argentynie, Salwadorze i innych państwach latynoamerykańskich, greckiej dyktatury wojskowej po II wojnie światowej, polskich solidaruchów, Saudów, itd. Z czego ono wynika? Ano, ci prawicowi dyktatorzy z jednej strony udostępniają (czyli podporządkowują) rynki w swoich krajach kapitałowi amerykańskiemu oraz międzynarodowemu, z drugiej natomiast niszczą wszystko, co lewicowe, postępowe i wolnościowe, umożliwiając Stanom Zjednoczonym zniewalanie i eksploatowanie kolejnych obszarów świata.

Dokładnie tak jest z Netanjahu i jego poprzednikami. Izrael to stały sojusznik USA na Bliskim Wschodzie, przeciwwaga dla Iranu, nadto wierny klient. Nie dość, że sam produkuje zaawansowane technologicznie uzbrojenie, to jeszcze kupuje je w Stanach Zjednoczonych (oraz innych państwach zachodnich, w Polsce, niestety, prawdopodobnie też), czyli dostarcza pieniążków kapitalistom. Gaza zaś jest masakrowana i rujnowana między innymi po to, by mogli się tam osiedlić amerykańscy burżuje. Natomiast jankeskim koncernom izraelski rząd zapewne pozwoli położyć lepie łapska na złożach gazu. Ludobójca ów zatem idealnie wręcz wpisuje się w linie polityczną USA. Zwłaszcza, że w swoim kraju niszczy lewicową myśl społeczno-polityczną.

Stąd brawa w imperialistycznym Kongresie.

A kiedy je bito, izraelskie (jakkolwiek nierzadko amerykańskiej produkcji) bomby spadały ludziom w Gazie na głowy, terroryści z IDF bestialsko torturowali i mordowali napotkane osoby, gwałcili kobiety, dzieci umierały z głodu i chorób, a lekarze, którym jakimś cudem udało się do tej pory przeżyć, wyciągali (jeśli zdążyli) noworodki z ciał dopiero co zmarłych matek (serio, takie rzeczy się tam dzieją!!!), czy bez znieczulenia (leków zabrakło) amputowali rozerwane pociskami kończyny…

Kongresmeni bili brawo, a przy każdym klaśnięciu spomiędzy ich dłoni bryzgała palestyńska krew.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Złodziej, karierowicz, prezes

Zgon fanatyczki

Bez zasług