Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2022

Ukraińcy i praca

Już pojutrze 1 Maja, czyli Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy, zwany kolokwialnie Świętem Pracy. Z tej okazji takie oto rozważania: Na portalach społecznościowych (podejrzewam, że w wielu innych źródłach też) zaleźć można liczne narzekania, jakoby przybywający do Polski Ukraińcy nie chcieli podejmować ciężkiej pracy za marne pieniądze, tak, jak to czynią Polacy. Problem ów dotyczyć ma zwłaszcza Ukrainek. Wpisy takie zamieszczają nie tylko skrajni prawicowcy w stylu Konfederatów i rosyjscy trolle, lecz także zwyczajni polscy niewolnicy, zapylający za grosze po szesnaście godzin na dobę na dobrobyt Januszów biznesu, i dziwiący się, że przybysze zza wschodniej granicy tak nie chcą. Cóż, tego typu opinie kłócą się z tym, co z różnych źródeł słyszałem o pracowitości i solidności Ukraińców. Jednakże, nawet jeśli niektóre z nich są prawdziwe, to wynikać mogą z kilku przyczyn. Główną jest to, że obecnie do (k)raju nad Wisłą przybywają przede wszystkim uchodźcy wojenni z Ukrainy,

Gaz i sankcje

Stało się, Rosja wstrzymała wczoraj dostawy Gazociągiem Jamalskim do Polski. Nie-rząd, do spółki z rzekomą opozycją (PO, przypomnę, jest formacją równie rusofobiczną, co PiS) uspokaja... ale już są sygnały, że w niektórych gminach brakuje gazu. Najbardziej ucierpią przedsiębiorstwa, które zużywają znacznie więcej tego surowca niż odbiorcy indywidualni. Powodem takiej decyzji Moskwy są sankcje, nałożone przez UE i USA po agresji na Ukrainę. W odpowiedzi na nie Rosjanie stwierdzili, że sprzedadzą gaz państwom zachodnim pod warunkiem, że te zapłacą za niego w rublach. Polska na to nie poszła, czego skutkiem zakręcony kurek. Z sytuacji tej najbardziej cieszą się Stany Zjednoczone, które tylko czekają na wtrynienie Europie, (k)raj nad Wisłą oczywiście wliczając, swoich surowców (w tym gazu ziemnego) po zawyżonych cenach, zarazem zwiększając swoje wpływy w Unii Europejskiej i kontrolę nad nią; jest to jedna z głównych przyczyn, dla których wojna rosyjsko-ukraińska toczy się w interesie a

Epoka tasiemców

Elon Musk, kapitalista uznawany za najbogatszego człowieka świata, kupił Twittera za około 45 mld dolarów (6 mld przekazać miał, wedle własnej obietnicy, na walkę z nędzą i głodem… ale jakoś tego nie zrobił). Dzięki temu będzie mógł jeszcze pomnożyć gigantyczny swój majątek, kontrolować zamieszczane na tym portalu informacje tudzież opinie, a także wpuszczać na jego łamy swoich ulubionych faszystów. Nie jest to pierwsza tego typu transakcja. Niedawno Jeff Bezos – też kapitalista, którego Musk wyprzedził w rankingu nieprzyzwoitego bogactwa – nabył Washington Post . Od tamtej pory gazeta owa pisze, że podatki są złe, za to fanaberia w postaci lotów w kosmos jej właściciela – jak najlepsza dla ludzkości całej. No i przynosi Bezosowi zyski, jakby mało mu było tych generowanych przez Amazon. Oba te przypadki – zapewne niejedyne w skali globu, bo nawet jeśli kapitaliści nie kupują całych ośrodków medialnych, to są ich ważnymi udziałowcami – wpisują się w normę obecnego kapitalizmu. Infor

Błędy Zachodu

W mediach napotkać można analizy, wedle których Władimir Putin miał wielką szansę zintegrować Rosję z demokratycznym (na tyle, na ile demokracja jest możliwa w kapitalizmie) Zachodem, może nawet wprowadzić ją do Unii Europejskiej i NATO. Niestety, zaprzepaścił tę okazję, wybierając drogę dyktatury, co dla niego samego i jego państwa skończyć się może źle. Jest w tym oczywiście sporo racji. Władimir Putin odbudowuje – jak parę ładnych razy pisałem – carat, owszem, formalnie republikański i formalnie świecki (przy czym rosyjska Cerkiew służy prezydentowi dokładnie tak samo, jak dawnym carom), niemniej równie tyrański, co przed Rewolucją Październikową. I równie skorumpowany, że o zaborczości, ofiarą której pada Ukraina, nie wspomnę. Przypomnijmy, Putin po raz pierwszy został prezydentem Rosji w roku 2000, zastępując cierpiącego na poważną chorobę alkoholową, nieudolnego i wcale nie tak prodemokratycznego, jak się uważa na Zachodzie, Borysa Jelcyna. W pierwszych kilku latach jego prez

Lewica, Europa, bezpieczeństwo

W miniony weekend swoją konwencję programową zorganizowała Lewica. Poświęcona ona był planom reform, jakie należałoby wdrożyć celem zwiększenia bezpieczeństwa zewnętrznego oraz wewnętrznego Unii Europejskiej i, ma się rozumieć, Polski w jej składzie. Cóż, cokolwiek by mówić, temat to na czasie. O wojnie rosyjsko-ukraińskiej sądzić można wiele, ale jako przejaw rywalizacji imperializmów USA i Rosji (przy czym ten drugi wypada na razie raczej mizernie, co niestety przekłada się na okrucieństwo rosyjskich żołnierzy… o ile to określenie im przysługuje) przypomniała nam ona – w stopniu znacznie większym niźli konflikty zbrojne od lat toczące się w innych częściach globu naszego kochanego – iż świat stabilny politycznie w żadnym razie nie jest, toteż Unia Europejska będzie musiała sobie jakoś z tym fantem poradzić. Lewica nie zasypia gruszek w popiele, lecz wychodzi z własnymi propozycjami dla całej wspólnoty. Oto one: 1) Ukraina w UE. 2) Likwidacja europejskiego liberum veto (czyli zasa

Koniec festiwalu dobroci?

Jak doskonale wiemy, większość polskiego społeczeństwa wykazała się zaiste wspaniałą postawą wobec ukraińskich ofiar wojny. Przekazywanie i transport pomocy rzeczowej oraz finansowej, organizacja przejazdu dla ludzi i zwierząt pomoc przy załatwianiu spraw biurokratycznych, nawet przygarnianie uchodźców pod własny dach – to tylko wybrane przykłady jakże pozytywnych działań Polaków. A że były to i nadal są akcje oddolne, podczas gdy PiS-owski nie-rząd tylko grzał się w cieple całego tego humanitaryzmu, a niewiele (o ile cokolwiek) ze swej strony robił, to nic dziwnego, iż Polska nazywana jest największą organizacją pozarządową świata. Skala tejże pomocy była gigantyczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że do Polski przybyło przeszło dwa miliony uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy. I cały czas przyjeżdżają do nas kolejni, przy czym ich napływ równoważą powroty do naddnieprzańskiego państwa osób, które dostały wezwanie do wojska (lub wstępują do niego na ochotnika, bo i tacy są), albo po pr

Do zobaczenia na stosie

Społeczeństwo polskie – zwłaszcza jego młode pokolenie – laicyzuje się. Proces ten nie przebiega może tak szybko i gwałtownie jak niedawno w Irlandii i Kanadzie (w obu tych państwach, warto zaznaczyć, społeczeństwa dowiedziały się o masowych zbrodniach popełnianych przez funkcjonariuszy Kościoła katolickiego, co wpłynęło już to na kolektywne porzucanie owej instytucji przez jej dotychczasowych członków, już to na opór w postaci nawet podpalania świątyń), niemniej jednak postępuje, zaś w ostatnich latach dość mocno przyspieszył. Dzieci i młodzież wypisują się ze szkolnej katechezy, coraz mniej osób uczestniczy we mszach i innych nabożeństwach, postępowanie kleru i hierarchii kościelnej spotyka się z krytyką (niekiedy naprawdę ostrą), brakuje kandydatów do seminariów, nawet kult – a raczej publiczne bałwochwalstwo, bo tak to trzeba nazwać – Jana Pawła II budzi coraz większy obciach. Postawy antyklerykalne nie są już niczym niezwykłym, a co mądrzejsi politycy zorientowali się, że wyborc

Pochwała czasu wolnego

Tegoroczne Święta Wielkanocne (katolickie, bo prawosławne dopiero się odbędą) dobiegły końca, w związku z czym wracamy do normalnego trybu życia, czyli codziennej walki o przetrwanie. Muszę przyznać, że udało mi się te dwa świąteczne dni spędzić stuprocentowo zgodnie z planem, tzn. czytając książki i prasę, które lubię, oglądając filmy, które lubię, jedząc i pojąc, co lubię oraz uskuteczniając spacery z czworonożnym przyjacielem, które też bardzo lubię. Krótko mówiąc, odpocząłem i zrelaksowałem się. Bo temu właśnie służą wszelkie święta oraz ogólnie czas wolny. Odpoczynek, relaks, odstresowanie są w naszym życiu niezbędne do regeneracji sił tudzież podratowania zdrowia fizycznego i psychicznego. Bez nich najzwyczajniej w świecie zamęczylibyśmy się na śmierć (co w warunkach kapitalizmu się zdarza), zrujnowali nasze zdrowie (w kapitalizmie zdarza się znacznie częściej niż śmiertelne przemęczenie), a przynajmniej pracowali o wiele mniej wydajnie. W tym miejscu warto zaznaczyć, iż prze

Święta w mroku

Podobnie jak przed rokiem i dwa lata temu, zbliżające się Święta Wielkanocne okryte będą mrokiem. Pandemia COVID-19 wprawdzie ustępuje (jakkolwiek pewnie jedynie tymczasowo), za to przybywa wojen. Jedna trwa tuż za naszą wschodnią granicą, w Ukrainie, wywołana przez imperialistyczną walkę USA i Rosji o strefy wpływów. Znacznie (choć trudno w to uwierzyć, ale tak się rzeczy mają) gorsza tragedia, też spowodowana trwającymi od lat konfliktami zbrojnymi, jest w Jemenie, Syrii, licznych państwach afrykańskich, w Meksyku trwa batalia z kartelami narkotykowymi (jeszcze niedawno była ona drugą, po syryjskiej, najkrwawszą wojną świata!). W okupowanej od dziesięcioleci Palestynie nie ustaje terror, izraelskie wojska i służby mordują ludzi dorosłych, a dzieci wsadzają do więzienia na wiele lat za to tylko, że w kogoś tam rzuciły kamieniami albo pomachały flagą. Kolumbijscy Indianie są pozbawiani wody pitnej i mordowani w imię interesów amerykańskich koncernów wydobywczych. W Mjanmie trwa ludobój

Za wszy

Katolicki Wielki Tydzień – czyli ten bezpośrednio przed Wielkanocą – radośnie sobie trwa. Zaczął się od Niedzieli Palmowej, upamiętniającej uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy (obecna arabska nazwa miasta to Al-Kuds), być może mityczny, być może fakt historyczny – nie rozstrzygam. W tym roku tak się złożyło, że Niedzielna Palmowa była zarazem niedzielą handlową. Czyli jedną z tych nielicznych w roku, kiedy duże centra handlowe mogą być otwarte, wedle przepisów wprowadzonych przed kilku laty przez Bezprawie i Niesprawiedliwość z inspiracji kościelnych hierarchów. Z tej okazji rozgłośnia RMF FM (inne media prawdopodobnie postąpiły tak samo) skierowała swoich reporterów do hipermarketów i galerii handlowych, by sprawdzili, jakie zakupy przedświąteczne ludziska robią. Okazało się, że tłumów nie było, a indagowani klienci twierdzili, iż w tym roku raczej będą próbowali oszczędzić na wielkanocnej konsumpcji, mimo iż wydatki tak czy owak będą duże, ze względu na inflację chociażby. Cóż,

Ukrainki w piekle kobiet

W mediach, od prasy po internet, pojawiają się liczne informacje, wedle których Ukrainki przybywające do Polski – uważanej przez wiele z nich za państwo i społeczeństwo postępowe – dziwi się naszemu prawu antyaborcyjnemu, jednemu z najbardziej restrykcyjnych, a zatem najokrutniejszych na świecie. (K)raj nad Wisłą nie bez przyczyny określany jest mało szacownym mianem piekła kobiet. I nie chodzi tylko o zdziwienie, lecz o nader realne problemy, często w wymiarze jak najbardziej tragicznym. Wiele Ukrainek – z różnych przyczyn, które są ich sprawą i nikt nie ma prawa w nie wnikać, ani tym bardziej ich osądzać – planowało przeprowadzenie zabiegu przerwania ciąży jeszcze przed wojną, i uciekając przed bombardowaniami oraz wrogimi żołdakami, oczekiwały, iż zrobią to w państwie, gdzie się schroniły. A tu na starcie spotkały hitlerówkę Kaję z jej chorymi ulotkami oraz szajbniętych kościelnych hierarchów i otrzymały informację, jakoby aborcja była „gorszą zbrodnią niż wojna”, a także zetknęły

Bratanki

Odkąd wybory na Węgrzech po raz kolejny wygrała (zapewne nieuczciwie, trudno bowiem mówić o uczciwych wyborach w państwie, gdzie praktycznie wszystkie ośrodki medialne i informacyjne podporządkowane są władzy, co daje ugrupowaniu rządzącemu gigantyczne fory na starcie) partia Fidesz pod wodzą Victora Orbana – nie bez racji uznawanego za jednego z głównych europejskich sojuszników Władimira Putina – w Polsce nad zwycięstwem owym lamentują politycy oraz sympatycy środowisk opozycyjnych wobec PiS-u. A to dlatego, że Jarosław Kaczyński uważany jest przez nie za rodzimego odpowiednika, kolegę i sojusznika Orbana; do tego zresztą wrócimy za chwilę. Lament ów ma kilka przyczyn. Główne to: 1) skrajnie prawicowa ideologia Fideszu, czyli nacjonalizm połączony z faszyzmem i dalece posuniętym antysemityzmem (krytykę w tym zakresie uprawia głównie Lewica, i słusznie); 2) wspomniany już wyżej fakt, iż Organ jest sojusznikiem Władimira Putina; 3) partia ta wygrała wybory, mimo że zjednoczona opo

Nowe opowieści z krypty

Nie chodzi o cykl filmowych horrorów komediowych (makabresek), jakie pamiętam z czasów, kiedy królowały kasety VHS (przed każdym odcinkiem występował, wprowadzający w tematykę, plastikowy szkielet-narrator), lecz o spiskowe teorie dziejów na temat katastrofy prezydenckiego samolotu TU-154M, do jakiej doszło w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.; zginął wówczas prezydent Lech Kaczyński (brat bliźniak Jarosława Balbiny oczywiście) oraz, niestety, dziewięćdziesiąt pięć innych osób. Przyczyny tragedii zostały wyjaśnione przez ekspertów od lotnictwa, co nie zmienia faktu, że środowisko polityczne Bezprawia i Niesprawiedliwości szerzy – oddelegowana do tego zadania została podkomisja pod wodzą Antoniego Macierewicza – teorie spiskowe na temat rzekomego zamachu, jakoby dokonanego już to przez Rosjan (Lech Kaczyński wedle tych bredni miał stanowić „ogromne zagrożenie” dla ichniego imperializmu; rzecz jasna, nie stanowił żadnego, tym bardziej, że wszystkie sondaże wskazywały, iż przegra wybory z 20

Słudzy banksterów

Ci, co mają kredyt do spłacenia, są w naprawdę trudnej sytuacji – tym oczywiście trudniejszej, im więcej pieniędzy zwrócić muszą bankowi. Jak łatwo się domyślić, wynika to z gwałtownych podwyżek stóp procentowych, co wali właśnie w kredytobiorców. Licznych obywateli Polsko doprowadzić to może na skraj nędzy. A wielu ludzi nabrało kredytów, gdyż było to opłacalne, jako że stopy procentowe długo utrzymywano na niskim poziomie. Od października ubiegłego roku są one wszelako systematycznie podnoszone (przy czym wysokość ostatniej podwyżki była zaskoczeniem dla ekonomistów), oficjalnie po to, by walczyć z inflacją (chyba nie za bardzo batalia owa wychodzi, skoro ceny w sklepach, na stacjach paliw, punktach usługowych, itd. pustoszą nam portfele). A kredytobiorcy znaleźli się w pułapce. O wysokości stóp procentowych decyduje Rada Polityki Pieniężnej, na czele której stoi prezes Narodowego Banku Polskiego. Obecnie jest nim Adam Glapiński – z nadania PiS-u (Kaczyński podobno już zadecydował,

Franek i wojna

Wielka krytyka płynie w kierunku papieża Franciszka, głównie ze środowisk lewicowych i liberalnych, nie tylko z Polski, ale też z wielu innych państw. I nie chodzi o to, że jego walka z kościelną pedofilią straciła impet, jaki wykazywała na początku pontyfikatu, reformy Watykanu utknęły w głębokim mule, papieska tolerancja wobec osób LGBT okazała się mniejsza, niż początkowo się wydawało (identycznie zresztą, jak rzekome poszanowanie dla praw kobiet), a skromny styl życia zdążył się przez te wszystkie lata znudzić nawet fanom. Franciszek nagrabił sobie oto wyjątkowo niejednoznacznym stosunkiem wobec obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej; liczni krytycy oskarżają go wręcz o stanie po stronie Putina, a przynajmniej o bycie jego pożytecznym idiotą. Może jest w tym pewna przesada… ale sporo racji też. Otóż, od początku obecnej fazy konfliktu (trwa on, przypominam, od 2014 roku), czyli od momentu wkroczenia wojsk rosyjskich do Ukrainy, papież nie nazwał rzeczy po imieniu (agresja, inwazja,