Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2018

Robert Owen i czas pracy

Dziś przypada kolejna rocznica Porozumień Sierpniowych, zawartych między rodzącym się NSZZ „Solidarność” i rządzącą PZPR. I co z tego? Postulaty Sierpniowe i stojące za nimi idee społeczne na początku lat 80. XX wieku prawdopodobnie były niemożliwe do zrealizowania (na pewno nie tak szybko, jak domagali się tego Solidarnościowcy), ze względu na ówczesną sytuację gospodarczą i międzynarodową (doktryna Breżniewa!) Polski. Zaś po 1989 roku zostały one wyrzucone na śmietnik przez prawicę postsolidarnościową, czyli bandę politykierów, jaka wpełzłszy na stołki po robotniczych plecach, zbudowała w (k)raju nad Wisłą dziki kapitalizm, wyprzedała i zniszczyła większość przemysłu, a kolaborując z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, sprowadziła Polskę do roli państwa peryferyjnego, kolonii międzynarodowego kapitału. Na czym wszyscy dziś cierpimy, odczuwając coraz to większą frustrację, efektem której są faszystowskie rządy Bezprawia i Niesprawiedliwości, prawicy wszak postsolidarnościowej (i s

Kopniaki od PiS-u

Piętnowanie kolejnych antyspołecznych zachowań Bezprawia i Niesprawiedliwości zaczyna się już robić nudne, tym bardziej, że kolejne działania tej partii i jej rządu mają wyłącznie antyspołeczny charakter (nawet program wyprawek szkolnych, popularnie zwany 300 Plus, wbrew pozorom, NIE JEST prospołeczny; byłby, gdyby, zgodnie z sugestią prezesa ZNP, pieniądze te przekierować do szkół, które kupiłyby potrzebne dzieciom przybory, z jakich uczniowie korzystaliby za darmo – wówczas rodzice faktycznie odczuliby ulgę w portfelach), do czego dochodzą kolejne etapy fałszowania historii (którymi jednak dziś nie będziemy się zajmować). No, ale cóż, społeczeństwu, w coraz większym zakresie więzionemu w PiS-owskim Matriksie kłamstw i głupoty, trzeba podawać pigułki umożliwiające powrót do rzeczywistości, toteż dzisiaj zaserwuję dwie, nie licząc oczywiście, iż zadziałają. No to po kolei. Politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości chyba bardzo nie lubią osób niepełnosprawnych, bez względu

Przedwiośnie według Adriana

Wkrótce odbędzie się publiczne czytanie powieści Przedwiośnie , autorstwa oczywiście Stefana Żeromskiego, wydanej w roku 1924 (jednakże z datą 1925) i będącej jednym z najważniejszych dzieł literatury polskiej. Żeromski na jej kartach nie tylko podsumowuje własną twórczość, ale i obala młodzieńcze nadzieje wyrażone w swoich wczesnych dziełach (opisane niby ciepło, ale w istocie szyderczo szklane domy to de facto opis niespełnionej nadziei Żeromskiego, że postęp technologiczny uszczęśliwi ludzkość), krytykuje Polskę międzywojenną za biedę i nieudolność polityków – jednocześnie zauważając, że jest to etap przejściowy, po którym może nastąpić poprawa (co, jak wiemy, się nie ziściło; po Zamachu Majowym w 1926 r. zapanowała szybko brutalizująca się dyktatura, bieda robiła się coraz większa, rozwój gospodarczy był nader powolny, a społeczeństwo się dla władzy nie liczyło; krótko mówiąc, II RP pozostała do końca swego istnienia nader paskudnym państwem), a także przestrzegał przed grozą rew

Przemęczony jak dziecko

Od lat w (k)raju nad Wisłą przybywa dzieci, u których diagnozuje się syndrom wypalenia. Jest to, rzecz jasna, skutek coraz większego przemęczenia. Coś mi się wydaje, że częściowo winę ponoszą tu rodzice, zwłaszcza ci z zasobniejszymi portfelami, którzy – kierując się w sumie dobrymi intencjami, acz niekoniecznie pasjami i zainteresowaniami potomków – zapisują milusińskich na kursy nie tylko językowe (z własnego doświadczenia wiem, że dobrze jest się uczyć języka obcego poza szkołą, bo szkolne lekcje to za mało), ale też tańca, jazdy konnej, karate, origami, itd. Dzieciaczek zatem, nie dość, że męczy się w szkole i nad odrabianiem lekcji, to jeszcze bierze udział w zajęciach, które niekoniecznie go interesują, nie widzi w nich sensu, ale wysiłek wkładać musi. No to się wypala. Niemniej jednak, co można zrzucić na rodziców, to można, ale szkoła sama z siebie też od lat przysparza uczniom coraz więcej obowiązków, także tych związanych z zadaniami domowymi – efekt coraz bardziej roz

Baby Shoes Remember

Dobiegła końca wizyta papieża Franciszka w Irlandii. Upłynęła ona pod znakiem kościelnej pedofilii i braku walki z nią; jest to pokłosie raportu o gwałtach dokonywanych przez księży na dzieciach w USA. Papież po raz kolejny zadeklarował chęć walki z tą odrażającą patologią (ciekawe, jak długo pożyje, kiedy wreszcie się za tę walkę na serio zabierze?), a jednocześnie stwierdził, że przyczyną wieloletniego tuszowania kościelnych skandali pedofilskich był klerykalizm. Chodzi o to, że wśród duchowieństwa wytworzyło się coś w rodzaju mentalności plemiennej, nakazującej prać brudy we własnym domu, czyli rozwiązywać problemy w swoim gronie, broń Boże z udziałem osób z zewnątrz. Mentalność owa doprowadziła do tego, że księdza czy biskupa gwałcącego dzieci przenosiło się do innej parafii lub odsyłało na emeryturę, zamiast postawić go przed sądem; trwało też wiktymizowanie ofiar („Dziecko lgnie, dziecko szuka” – przypominacie sobie?) i próby niedopuszczenia do tego, by opinia publiczna do

Przykład Ernesta

Kiedy po zwycięstwie Rewolucji Kubańskiej argentyński bojownik Ernesto Che Guevara został na Kubie ministrem odpowiedzialnym za przemysł, stanęło przed nim nader trudne zadanie rozkręcenie gospodarki zrujnowanej przez kolonialną eksploatację ze strony USA i przez lokalnych latyfundystów posiadających pola trzciny cukrowej. Che przeprowadził ogromną reformę rolną, która zlikwidowała gigantyczną własność ziemską, w znacznej mierze upaństwowiła przemysł cukrowniczy (część jednak pól przekazana została samorządom) oraz zapewniła żyjącym do tej pory w skrajnej nędzy Kubańczykom minimum egzystencjalne. Rząd postanowił jednakowoż rozwinąć też inne gałęzie gospodarki (np. rybołówstwo budowano z pomocą… Polski – tak, tak!), i z tym Che również musiał się uporać. Ażby gospodarka się rozwijała, ludzie muszą pracować (niedługo będą to robiły roboty, a ludzkość stanie przed koniecznością wprowadzenia podstawowego dochodu gwarantowanego, ale to pieśń przyszłości, choć raczej nieodległej)

Elegia nad Razem

Niedawno pojawił się sondaż, wedle którego zjednoczona Lewica (chodzi głównie o SLD, Razem, Inicjatywę Polską i ewentualny odrębny ruch poparcia dla Roberta Biedronia) w wyborach parlamentarnych uzyskałaby 16 proc. poparcia i, co ważniejsze, odebrałaby sporo mandatów PiS-owi, może nawet pozbawiając go większości w Sejmie. Do wszelkiego rodzaju sondaży podchodzę z dystansem, bo jakkolwiek oddają one pewne polityczne trendy, to na ich wiarygodności zawsze kładzie się to, kto je przeprowadza, na czyje zlecenie (czyt.: za czyje pieniądze) i na jakiej próbie badawczej. Niemniej jednak to, że szeroko pojęta Lewica powinna się jednoczyć lub przynajmniej współdziałać, bo dobrze na tym wyjdzie (efekt synergii chociażby), jest pewne. No właśnie, jak na ów sondaż zareagowały najważniejsze dziś osoby po lewej stronie sceny politycznej? Włodzimierz Czarzasty – od dawna konsekwentnie podkreślający, że „nie ma wroga na Lewicy”, a SLD gotów jest na współpracę ze wszystkimi siłami progresywny

Szaleństwo dobrego publicysty

Lubię czytać w Polityce artykuły Rafała Wosia. Cenię jego analizy społeczne i ekonomicznie, uważam, że trafnie, jakkolwiek dość łagodnie, opisuje problemy świata pracy (głównie polskiego, ale i światowego też) oraz gnijącego kapitalizmu. Niestety, ostatnio temu publicyście chyba, przepraszam za wyrażenie, odbiło. Pan Woś wezwał bowiem szeroko pojętą Lewicę do współpracy z… PiS-em. I budowy wespół z nim nowej socjaldemokracji. Co wywołało konsternację po lewej stronie internetu. Konsternacji trudno się dziwić. Zaiste, nie mam najbledszego pojęcia, jakie pole do współpracy Lewicy i Bezprawia i Niesprawiedliwości widzi Rafał Woś. Niszczenie i opluwanie pozytywnego dorobku PRL-u? Dewastacja cmentarzy żołnierzy radzieckich i likwidowanie ich pomników? Fałszowanie historii? Czczenie zdrajców, morderców, bandytów i gwałcicieli zwanych „żołnierzami wyklętymi”? Budowa państwa wyznaniowego i włażenie bez wazeliny hierarchii kościelnej? Promocja nacjonalizmu i wdrażanie faszystowskieg

Śmiech i strach

Na początek mała dygresja. Nie będę się dziś znęcał nad niejakim Andrzejem Dudą, znanym szerzej jako Adrian, pełniącym z kaczej woli funkcję prezydenta Polski, ani nad jego wycieczką – za nasze pieniądze – do Australii, gdzie wraz ze swoją liczną świtą (zupełnie, jakby był sułtanem, choć jest li tylko pałacowym eunuchem) hańbił Polskę niepoważnym zachowaniem, opowiadał bzdury o „dekomunizacji” i nie kupił okrętów, kupno których podobny było już zaklepane. Wieść gminna niesie, iż transakcję zastopował rząd, przez co Adrian wyszedł na durnia (nic nowego w jego politycznej karierze). Może zresztą dobrze się stało, ponieważ owe wojenne jednostki pływające, zdaniem niektórych specjalistów, niezbyt nadawały się na taki akwen, jakim jest Bałtyk (na Pacyfik czy inny ocean nadają się jak najbardziej), nadto czytałem, że Australijczycy zaczynają je przeznaczać na… sztuczne rafy. I to by było na tyle w kwestii Adriana w ojczyźnie Mad Maksa. Teraz przejdźmy do meritum, czyli do rzeczy znacz

PiS i rolnicy

W ramach oficjalnie rozpoczętej kampanii przed wyborami samorządowymi niejaki Morawiecki Mateusz, czyli premier rządu Jarosława Kaczyńskiego, udał się do Sandomierza, by nakłamać rolnikom, czego to Bezprawie i Niesprawiedliwość dla nich nie zrobi. Oczywiście przemilczał, że to PiS-owscy europosłowie głosowali za odebraniem polskim rolnikom unijnych dopłat, za to jeździł po opozycji, czyli głównie po uważających się za takową PO i Przestarzałej. Premier pochwalił się również, że to on osobiście negocjował przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, w związku z czym wszyscy myślący polscy internauci mają teraz bekę. Niektórzy rolnicy bili Morawieckiemu brawo, inni – a było ich sporo – buczeli, nadto ostro polemizowali z ministrem rolnictwa, wysuwając przeciwko rządowi jak najbardziej trafne, merytoryczne zarzuty. Dotyczyły one m. in. tego, że walka z afrykańskim pomorem świń odbywa się głównie poprzez masowe zabijanie tych zwierząt w gospodarstwach, co generuje ogromne stra

Bardzo brzydkie święto

Wczoraj było kościelne święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, połączone ze świętem Wojska Polskiego, gdyż 15 sierpnia 1920 roku polska armia pokonała pod Warszawą Armię Czerwoną, z czego współczesna armia – z której z winy rządzącej prawicy zostały żałosne resztki – ma rzekomo czerpać dziedzictwo. Cóż, Wojsko Polskie miało swoje święto 12 października (rocznica bitwy pod Lenino), i tak powinno było pozostać, ale t rozważania na inną okazję. Ważne jest to, że wczorajsze obchody były bardzo ale to bardzo brzydkie. Nie sprawiła tego wszelako oficjalna otoczka święta. Jak zwykle bowiem, odbyły się parady wojskowe i występy grup rekonstrukcyjnych; w tym roku trudno było odróżnić jedne od drugich, ponieważ nasza kochana armia jest coraz bardziej zacofana pod względem technologicznym, z przyczyny naturalnego zużycia ma też coraz mniej sprzętu (co jest winą wszystkich rządów, licząc od 2005 roku). Jak zawsze, swoje przemówienia wygłosili prezydent – tzn. pełniący tę funkcję Adria

Hodowla parobków

Niedawno jeden z politykierów (politykami tej niezbyt szacownej zbieraniny nazwać się nie da) Bezprawia i Niesprawiedliwości stwierdził, że należałoby wprowadzić „bykowe”, czyli specjalny podatek, który płaciliby nieżonaci, bezdzietni mężczyźni. Rozwiązanie takie, swoją drogą, funkcjonowało przez jakiś czas w okresie PRL-u. Kawalerowie (albo single, jak się dziś mówi) płacili nieco wyższe podatki niż żonaci obywatele; wówczas daniny publiczne były jednak na tyle niskie, że „bykowe” nie było szczególnie odczuwalne, co wiem od człowieka, który je odprowadzał, dopóki się nie ożenił. Rozwiązanie takie miało na celu zachęcać (przymuszać?) do zakładania rodzin; no, ale system gospodarki centralnie planowanej, opartej na pełnym zatrudnieniu oferował Polakom „małą stabilizację” (w porównaniu z dzisiejszymi warunkami bytowymi była to wszelako bardzo duża stabilizacja) oraz spore szanse na awans społeczny, co faktycznie umożliwiało wchodzenie w związek małżeński i posiadanie dzieci. Dziś tej

Ratownicy i PiS

To, że w polskiej służbie zdrowia źle się dzieje, nie stanowi bynajmniej żadnej nowości. Fatalny składkowy system finansowania powoduje, że publiczna opieka zdrowotna w (k)raju nad Wisłą jest droga i nieefektywna (skoro kasa idzie za pacjentem, bardziej opłaca się go leczyć niż wyleczyć), a spora część obywateli, np. pracownicy zatrudnieni na śmieciówkach, w ogóle nie może z niej skorzystać, o ile samodzielnie nie zapłaci drogich składek. Chroniczne niedofinansowanie sprawia również, że poszczególne zawody medyczne mają ciężko. Zarobki lekarzy mogą się wydawać wysokie, ale w porównaniu z chociażby Europą Zachodnią, prezentują się mizernie (zwłaszcza rezydenci mają w tym względzie kłopoty), a warunki zatrudnienia też nie są najlepsze. Jeszcze gorzej mają pielęgniarki, ratownicy medyczni, itd. No to co jakiś czas wybuchają mniej lub bardziej spektakularne strajki, rząd obiecuje poprawę, a potem nic się nie dzieje. I tak w koło. Nowy protest zapowiadają lekarze rezydenci, którzy czu

Adrian i ordynacja

Andrzej Duda, ksywa Adrian , pełniący funkcję Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zapowiedział, że najprawdopodobniej zawetuje uchwaloną niedawno przez Sejm, PiS-owską ordynację wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Media otrąbiły sensację, niektóre zastanawiają się, czy jest to bunt Adriana przeciwko Kaczyńskiemu, może jego zemsta za odrzucenie przez Senat wniosku o idiotyczne i nielegalne referendum konstytucyjne; brakuje tylko tego, żeby nazwano tego człowieka „niezłomnym”. Tymczasem nie ma tu nic zaskakującego, o żadnym buncie ani tym bardziej niezłomności mowy być nie może. Adrian realizuje po prostu wytyczne Jarosława Kaczyńskiego, który chce uchronić siebie i swoją partię przed skręceniem nogi w wykopanym przez nią dole. Przypomnijmy, że nowa ordynacja spowoduje, że realny prób wyborczy do Europarlamentu wynosił będzie, ze względu na kształt okręgów i liczbę mandatów do zdobycia, co najmniej 15-16 proc. głosów; tyle dany komitet będzie musiał przekroczyć, aby w ogóle mi

Zabawa w uchodźcę

Stacja telewizyjna TVN szykuje nam na jesień kolejny program z rodzaju reality-show . Jego tytuł to Wracajcie, skąd przyszliście . Polegał będzie na tym, że grupa celebrytów spróbuje przebyć tę samą drogę, co… uchodźcy przybywający do Europy z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, tyle że w drugą stronę. Aha, już widzę, jak nasi aktorzy i piosenkarze wsiadają na przepełniony dziurawy ponton i płyną nim wskroś Morza Śródziemnego, jak wspinają się po kilkumetrowej wysokości ogrodzeniu z drutu kolczastego, jak wystawiają się na odstrzał tureckiej straży granicznej, a w miejscu docelowym poddają się torturom i innym formom prześladowania – tym, przed którymi uciekają uchodźcy, podobnie jak przed wojną, głodem i śmiercią. I faktycznie, uczestnicy programu prześpią kilka nocy w namiocie i zaznają innych podobnych „atrakcji”. Format show jest australijski (do Australii też trwa masowy napływ uchodźców, ale z Azji Południowo-Wschodniej), no i został on już wyemitowany w kilku państwach.

Chiny, Kubuś i Polska

W Chinach najnowszy film o Kubusiu Puchatku nie będzie dystrybuowany (nie oficjalnie, w każdym razie). Władza zakazała. Powód? Popularny miś ma z mordki zanadto przypominać… Xi Jinpinga, czyli przewodniczącego republiki (prezydenta). Jakkolwiek nigdy za Kubusiem nie przepadałem, uważam oczywiście, że taka forma cenzury jest po prostu durna (a już zwłaszcza oficjalny powód zakazu budzi rechot) oraz przeciwskuteczna. W dobie powszechnego dostępu do internetu – tak, w Chinach też – można sobie obejrzeć niemal każdy film, nawet jeśli nielegalnie i z opóźnieniem. A szersze informowanie o zakazie może wręcz wzmóc popularność danego dzieła. Toteż Kubuś raczej nie ma się czego obawiać, jeśli chodzi o popularność wśród Chińczyków; już prędzej twórcy filmu o jego przygodach mają powody do narzekania, gdyż chińska cenzura oznacza dla nich mniejsze zyski. Polskie media o tejże Puchatkowej chińskiej aferze informują szeroko i z lubością, pokazując, jaka to w „komunistycznych” (aczkolwiek