Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2018

Kobiety, liczcie na siebie

Prawdopodobnie już wkrótce zacznie się nowy Czarny Protest; chodzi oczywiście o akcję w obronie kobiet i ich praw, bo jest też Czarny Protest w służbie zdrowia, który trwa w jednym z krakowskich szpitali. Okazuje się bowiem, że Sejm zajmie się chorym projektem zaostrzenia, i tak w (k)raju nad Wisłą nader restrykcyjnego, prawa antyaborcyjnego, znanym jako Zatrzymać aborcję . Przewiduje on całkowity zakaz przerywania ciąży w wypadku ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu (a jest to przyczyna 95 proc. legalnych zabiegów aborcji w Polsce!). Swego czasu obrońcy życia od śmierci aż do poczęcia zebrali pod nim aż 800 tys. obywatelskich podpisów, w znacznej mierze przy wsparciu Kościoła katolickiego; podpisy zbierano pod świątyniami po mszach (sam widziałem taką imprezę, choć oczywiście się nie podpisałem), a wedle medialnych doniesień często je wyłudzano, np. przy wpisach do ksiąg pamiątkowych. Warto pamiętać, że Sejm miał się zająć również drugim obywatelskim projektem, tym

Zapomnij o awansie

„ Wszyscy rodzą się z równymi szansami”. „W kapitalizmie możesz być, kim chcesz”. „Do osiągnięcia sukcesu wystarczy zaradność”. „Kapitalizm nagradza pracowitych”. Te i inne, jakże mało mające wspólnego z rzeczywistością, hasła codziennie niemal serwuje nam załgana kapitalistyczna propaganda, promująca ów nieludzki system jako taki, w którym każdy, dzięki swej pracowitości i zaradności, może dostąpić awansu społecznego i poprawić swój status materialny, niczym w legendzie o pucybucie, co stał się milionerem. Tymczasem najnowszy raport OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), zatytułowany – nader zresztą trafnie – Popsuta winda społeczna , zadaje kłam tymże hasełkom. Okazuje się bowiem, iż w większości państw kapitalistycznych, jakie poddano analizie, przynależność klasowa jest dziedziczna, a drogi awansu społecznego są w większym bądź mniejszym stopniu zaklajstrowane. Oznacza to, że dziecko pochodzące z rodziny robotniczej w dorosłym życiu najprawdopodobniej samo będ

Piesek oszukany przez kapitalizm

Jednym z problemów nieludzkiego systemu kapitalistycznego, sprawiających, że życie w tym systemie dla większości jednostek ludzkich jest ciężkie i nieprzyjemne (choć wielu ludzi albo sobie tego nie uświadamia, albo winę zwala na podsunięte im przez propagandę kwestie, z kapitalizmem i jego patologiami nie mające nic wspólnego), jest inflacja. Czyli wzrost cen. Dla kapitalistów jest ona, przynajmniej pozornie i krótkoterminowo, korzystna, gdyż generuje większe zyski… no, chyba, że przeistoczy się w hiperinflację, która rujnuje gospodarkę, ale to inna bajka. Czasami jednak nie podnoszą oni cen produkowanych przez siebie towarów z własnej woli, lecz są do tego zmuszani przez czynniki zewnętrzne, np. drożejące paliwa, generujące wyższe koszta transportu. Klienci wszelako, zwłaszcza ci niezbyt zamożni lub biedni – czyli zdecydowana większość KAŻDEGO państwa kapitalistycznego! – nie lubią, kiedy kupowane przez nich dobra bądź usługi drożeją, zwłaszcza, jeśli za wzrostem ich cen ni

Polak i książka

Mamy wakacje, czyli najlepszy w roku okres, by sięgnąć po książkę. Forma nieważna – czy to papier, czy to e-book, treść pozostaje ta sama, nośnik jest kwestią wtórną. Kontakt ze słowem pisanym, zwłaszcza z literaturą piękną, sprzyja rozwojowi wyobraźni i intelektu, uczy samodzielnego, kreatywnego myślenia, jest też wspaniałą rozrywką, znacznie – jak dla mnie – lepszą niż takie na przykład bieganie za nadmuchanym skórzanym balonem. Mówiąc krótko, kto czyta powieści, opowiadania, (auto)biografie, reportaże i inne dzieła literackie, nie tylko miło spędza czas, ale też mądrzeje. W Polsce, niestety, liczba osób czytających spada i na tle reszty świata jest bardzo niska; ponad 60 proc. obywateli przyznaje, iż w minionym roku nie przeczytało ani jednej książki, co wywołuje zgrozę (no i dlatego jesteśmy tak ciemnym społeczeństwem, podatnym na kłamstwa i manipulację, pośród członków którego coraz powszechniejsza jest wiara w to, że Ziemia jest płaska, a wszyscy uchodźcy to nieroby i terr

Młodzi i Kościół

Polska jest europejskim liderem, a przynajmniej znajduje się w ścisłej czołówce, w wielu negatywnych dziedzinach, takich jak zanieczyszczenie środowiska, liczba ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych czy plaga umów śmieciowych. Co ciekawe, jest coś, w czym (k)raj nad Wisłą wyszedł na prowadzenie, a co jest rzeczą, którą trudno oceniać w czarno-białych kategoriach. Otóż, mamy do czynienia z bezprecedensowym odpływem młodych ludzi od Kościoła katolickiego; Polska stała się w ostatnim czasie pod tym względem europejskim rekordzistą. Zresztą nie tylko młodzi od Kościoła odchodzą (podkreślam – od związku wyznaniowego, co wcale nie musi oznaczać rezygnacji z wiary, będącej osobistym poczuciem kontaktu z Bogiem), bo coraz więcej osób w średnim i starszym wieku również. Nie tylko w miastach, ale i na wsiach. Ktoś może powiedzieć, że po prostu nadrabiamy stratę do Europy Zachodniej i Północnej, gdzie trend laicyzacyjny nastąpił wcześniej niż u nas. Cóż, aby to zweryfikować, potrzeb

Wakacje w kapitalistycznej Polsce

Dzieci mogą się cieszyć, młodzież szkolna też. Zaczęły się bowiem wakacje, czyli dwa miesiące odpoczynku oraz wolności. Zwłaszcza będzie to ulga dla tych młodych ludzi, którzy na skutek deformy systemu edukacji musieli zmagać się z nadmierną ilością materiału do opanowania, dojeżdżaniem do szkół oddalonych o wiele kilometrów od miejsca zamieszkania (bo te ulokowane bliżej zlikwidowano… znaczy, przepraszam, „wygaszono”), nauką w różnych dziwnych godzinach (np. popołudniowych, bo inaczej nie dało się zorganizować lekcji w budynku, który zgromadził uczniów z co najmniej kilku okolicznych „wygaszonych” placówek) oraz durnym programem indoktrynacji. Niestety, nie dla wszystkich polskich dzieci początek wakacji oznacza początek radochy; wiele z nich właśnie przez te dwa miesiące uświadamia sobie skalę biedy, a niekiedy wręcz nędzy, w jakiej żyją ich rodziny i one same. Ileż polskich dzieci nie wyjedzie na żadne wczasy (chyba, że mają rodziny na wsi), bo rodziców na to nie stać, a kolon

Uchodźca i smartfon

Na początek małe sprostowanie. Pisząc wczorajszą notkę, zaniżyłem liczbę uchodźców (pewnie natknąłem się na jakieś błędne dane), których na świecie jest, wedle informacji podawanych przez ONZ, aż 68,5 mln; w większości są to oczywiście ludzie uciekający przed wojną. Jak pisałem wczoraj, dla wielu z nich nie ma pomocy. Niekiedy dlatego, że rządy krajów, dokąd oni uciekają, nie chcą albo nie mogą im pomóc. Szczerze przyznam, iż nie dziwię się (jakkolwiek takiego postępowania absolutnie nie pochwalam) rządom Włoch i Malty, że odmówiły przyjmowania kolejnych uchodźców; po prostu przerastałoby to możliwości tych państw; winę za to ponoszą ci członkowie Unii Europejskiej, które ludzi tych przyjmować nie zamierzają. Na słowa potępienia zasługują z kolei rządy krajów takich jak Polska (która, po objęciu władzy przez Bezprawie i Niesprawiedliwość, twardo sprzeciwia się przyjmowaniu tych ludzi i niesieniu im pomocy) czy Węgry (które wprawdzie po cichu przyjęły wyznaczoną przez UE liczbę u

Z okazji Dnia Uchodźcy

Dziś mamy 20 czerwca, czyli Światowy Dzień Uchodźcy. Media głównego nurtu (zatem od centroprawicowych po prawackie) nader często mylą uchodźców z imigrantami, w tym zarobkowymi (ekonomicznymi). Nie wiem, na ile jest to zła wola, a na ile ignorancja niedouczonych dziennikarzy, niemniej jednak przypuszczam, iż zachodzą oba te czynniki. Przypomnijmy zatem, że uchodźca to „osoba, która na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony tego kraju” – Konwencja Genewska z 1951 roku. Innymi słowy, uchodźcy nie migrują w poszukiwaniu lepszego życia, np. godziwiej płatnej pracy, lecz uciekają przed zagrożeniem dla życia i zdrowia będącym skutkiem takich na przykład: wojen, rewolucji, dyktatur, czystek etnicznych tudzież działalności organizacji terrorystycznych. Nader często są to osoby lub bliscy osób, które otarły się

Siostry w boju

Skupione na mistrzostwach świata w bieganiu za nadmuchanym skórzanym balonem media (poza niezastąpionym portalem Strajk ) nie dostrzegają protestu, jaki rozlewa się po Polsce. A jest on bardzo istotny nie tylko ze względu na interesy protestującej grupy zawodowej (której przedstawicielki faktycznie pracują ciężko, obarczone są wielką odpowiedzialnością i zarabiają za mało), lecz także ze względu na zdrowie nas wszystkich. Każdy z nas może przecież (choć oczywiście nikomu tego nie życzę) rozchorować się lub ulec wypadkowi, następnie zaś trafić do szpitala. A protestują pielęgniarki. Forma walki, którą wybrały, jest szczególnie dotkliwa dla placówek, gdzie są zatrudnione. Otóż, siostry masowo biorą zwolnienia lekarskie L-4, pozbawiając kolejne szpitale swojej siły roboczej. Skala takiego właśnie protestu jest coraz większa, wkrótce będzie ogólnokrajowa. Objął on już Lublin (cztery szpitale!), Konin, Biłgoraj, Choroszcz, Suwałki… W lubelskim szpitalu MSWiA na „chorobowe” (cudzysłów

Sport i społeczeństwo

Przyznam szczerze, że nie oglądam mundialu w Rosji. Nie interesuję się piłką nożną, patrzenie na facetów biegających po trawie za nadmuchanym skórzanym balonem i usiłujących wkopać go w siatkę rozpiętą na ramie zwyczajnie mnie nudzi. Jest mi obojętnie, kto w tym roku zostanie mistrzem świata (chyba, że miałaby to być Polska; czy ma na to szanse, nie wiem, bo się nie znam). Przez wiele lat nie odróżniałem faulu od outu, dopiero przez Euro 2016 zacząłem kojarzyć, kto to taki Robert Lewandowski. W ogóle w sporcie jako takim nie widzę nic ciekawego, poza skokami narciarskimi, bo te nawet lubię oglądać. Nie mogę jednak nie docenić społecznej roli sportu – niezależnie od dyscypliny – bo ta jest duża, a w wielu miejscach świata wręcz ogromna. I nie chodzi mi tutaj o to, że jego uprawianie jest podobno zdrowe (podejrzewam zresztą, że zależy to od organizmu – jednemu człowiekowi aktywność fizyczna posłuży, drugiemu nie). Znacznie ważniejsze jest to, iż odciąga on od różnych patologicznyc

Jarosław i zwierzęta

Był taki czas, kiedy żywiłem szacunek wobec Jarosława Kaczyńskiego. Oczywiście, nie z powodu jego osiągnięć politycznych (by tych nie ma, chyba że za osiągnięcia uznać zdemolowanie trójpodziału władzy, rządów prawa w Polsce, budowę de facto faszystowskiego modelu władzy czy doprowadzenie do tego, iż jesteśmy państwem coraz bardziej izolowanym politycznie w Europie i na świecie), lecz dla jego miłości do zwierząt. Szacunek mój nie tylko stopniał, ale też przeistoczył się w pogardę w grudniu 2016 roku, gdy Jarosław Kaczyński uśmiechał się na widok policji pałującej i rzucającej o ziemię demonstrantów po to, by on mógł sobie przejechać z Sejmu na Żoliborz. Niemniej jednak, nawet wówczas uważałem, że miłość do zwierząt jest tym, co w Jarosławie Kaczyńskim pozostało ludzkie i dobre, ostatnim elementem człowieczeństwa, jakiego żądza władzy i zemsty na przeciwnikach politycznych (niekoniecznie w tej kolejności) jeszcze nie zniszczyła. A teraz zastanawiam się, czy przypadkiem nie popełniłe

Nędza jak w MOPS-ie

W Polsce trwają obecnie – jak najbardziej celowe i uzasadnione! – protesty studentów i pracowników naukowych przeciwko deformie szkolnictwa wyższego, planowanej przez (niestety) ministra Jarosława Gowina, która przyczyni się do upolitycznienia ośrodków akademickich, likwidacji (a w dalszej kolejności prywatyzacji) uczelni w mniejszych miastach, dalszej pauperyzacji pracowników naukowych oraz podporządkowania nauki biznesowi. O proteście mówią też lekarze rezydenci, którzy czują się oszukani przez Ministerstwo Zdrowia, jak również ratownicy medyczni, bo i oni są niezadowoleni z planów podwyżek. Niedawno pisałem o strajkach w LOT i represjach zarządu wobec jednej z tamtejszych liderek związkowych. A to tylko niektóre grupy zawodowe, jakie mogą wkrótce podnieść głowy, lub już je podnoszą, przeciwko złym warunkom pracy i niskim wynagrodzeniom. Uwagi mediów umyka wszelako protest pracowników Miejskich Ośrodków Pomocy Społecznej, którzy od dłuższego już czasu skarżą się na złe warunki

Pytania pana Adriana

Prezydent Andrzej Duda, znany jako Adrian , od dłuższego już czasu nosi się z zamiarem przeprowadzenia referendum, w którym chciałby, jak twierdzi, „zapytać Polaków” o zmiany, jakie należałoby wprowadzić w Konstytucji RP. Miałoby się ono odbyć w najbliższe Święto tzw. Niepodległości… o ile Senat wyrazi na nie zgodę, co wcale nie jest pewne, bo Bezprawie i Niesprawiedliwość do tegoż prezydenckiego pomysłu odnosi się chłodno; najwidoczniej pan Adrian nie skonsultował go z Wodzem Jarosławem. O ile jestem zwolennikiem demokracji bezpośredniej – czyli właśnie m. in. referendów – tak ten konkretny prezydencki wymysł uważam za głupi. I nielegalny. Głupi, ponieważ odpowiadanie na narzucone z góry pytania bynajmniej nie określi faktycznego stosunku obywateli wobec ustawy zasadniczej (o której większość społeczeństwa wie, niestety, stosunkowo niewiele, co jest oczywiście winą systemu edukacji). Nielegalny, ponieważ referendum konstytucyjne w świetle polskiego prawa może odbyć się tylko ce

Jankes i Koreańczyk

Na początek bardzo smutna wiadomość. Roman Kłosowski, arcywybitny aktor (miałem kiedyś przyjemność oglądać go na żywo w spektaklu Atrakcyjny pozna panią), zmarł w wieku lat zaledwie osiemdziesięciu dziewięciu. Jest to wielka strata dla polskiej kultury, kolejna zresztą, gdyż w ostatnich kilku latach odeszło wielu wybitnych polskich aktorów, reżyserów oraz innych twórców i artystów. Teraz przejdźmy do meritum, czyli do wydarzenia znacznie bardziej optymistycznego. Otóż, Donald Trump, czyli prezydent USA, i Kim Dzong Un, przywódca Korei Północnej, spotkali się w Singapurze, gdzie rozmawiali o pokoju, a ściślej rzecz ujmując, o denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. USA zobowiązały się do zagwarantowania Korei Północnej, że nie zaatakują jej po tym, gdy zredukuje ona lub zlikwiduje swój (mizerny zresztą, ale stanowiący jeden z głównych, o ile nie główny powód, dla którego państwo to jeszcze istnieje) arsenał nuklearny, z kolei Koreańska Republik Ludowo-Demokratyczna zobowiązała się

Pracuj i się stresuj

Jest dziedzina, w której Polska pozostaje liderem w Europie. Niestety, nie ma się z czego cieszyć, gdyż jest nią poziom stresu w miejscu pracy. Z badań przeprowadzonych przez firmę ADP i jej raportu The workforce view in Europe 2018 jednoznacznie wynika, iż polski pracownik jest znacznie bardziej narażony na bodźce stresowe niż jego koledzy z innych państw europejskich. Okazuje się, że aż 27 proc. osób zatrudnionych w działających w (k)raju nad Wisłą f i rmach (rodzimych i zagranicznych, bez znaczenia) doświadcza CODZIENNIE stresu w miejscu pracy. Dalej, w 10 proc. przypadków szarganie nerwów w robocie występuje tak często i intensywnie, że doświadczający go ludzie rozważają zmianę zatrudnienia. Co gorsza, kapitaliści bynajmniej nie są zainteresowani poprawą tego stanu. Aż jedna trzecia polskich pracowników (znów najgorszy wynik w skali europejskiej; to prawie pięć razy wię cej niż w Szwajcarii i Holandii) uważa, że ich szefowie nie interesują się ich dobrym samopoczuciem. Mó

Jak prawica walczy z porno

Posłowie z Klubu Parlamentarnego PiS oraz koła Wolni i Solidarni, będący członkami komisji ds. Rozwiązywania Problemów Uzależnień oraz na rzecz Polityki i Kultury Prorodzinnej (o rany, ależ mają inwencję do nazw!) podpisali wspólne stanowisko w sprawie przeciwdziałania uzależnieniu od pornografii. Jest to już kolejna próba ataku na porno-branżę w wykonaniu części przynajmniej polskiej prawicy. Na pozór nic w tym złego. Uzależnienie od pornografii, jak każde inne, jest szkodliwe. Zwłaszcza u dzieci (a polskie mają z tego typu materiałami znacznie częstszą styczność niż zachodnioeuropejskie!), u których kontakt z wiadomymi filmami i zdjęciami wywołać może nawet szok urazowy i zaburzenia w rozwoju seksualności. Podejrzewam jednak, że Bezprawie i Niesprawiedliwość zechce po prostu spróbować, po raz kolejny, wdrożyć zakaz sprzedaży materiałów pornograficznych. A nie tędy droga. Po pierwsze, pornografia jest dziedziną sztuki i sama w sobie szkodliwa nie jest… pod warunkiem, że t