Ryż od prawicowca
No
i mamy nową aferę taśmową. Wyciekły nagrania, na których
występuje niejaki Morawiecki Mateusz, znany skądinąd. Na jednym z
nich mówi on tak: „Trzeba słuchać ludu. Obiecać im, czego
oczekują. Wygaszać ich oczekiwania. Mają zap...ć (cenzura moja –
W. K.) za miskę ryżu”. Taki oto plan podporządkowania Polaków
wysnuł…
No
właśnie. Nagrania pochodzą sprzed kilku lat, z czasów, kiedy
Mateusz Morawiecki nie był jeszcze PiS-owskim wicepremierem,
premierem ani w ogóle PiS-owcem, lecz banksterskim doradcą rządu
Platformy (anty)Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa niezbyt
Ludowego. Ale to w sumie nieważne, i to bynajmniej nie tylko
dlatego, że PiS i PO pod względem ideologicznym są nader podobne
(ostatnio trochę się w tej kwestii zmienia, gdyż PiS do swej
ideologii i programu wciąga coraz więcej elementów
nacjonalistycznych i czysto faszystowskich, których u Platformy, na
szczęście, nie ma) – czyli są prawicą, bezkrytycznie
akceptującą kapitalizm i nierozerwalnie z nim związane, wysoce
niesprawiedliwe stosunki społeczne. Chodzi o to, że Morawiecki,
związawszy się z Bezprawiem i Niesprawiedliwością i otrzymawszy z
rąk Jarosława Kaczyńskiego teki najpierw ministra i wicepremiera,
a następnie premiera, bynajmniej nie przestał tak myśleć. I nie
stanowi pod tym względem wyjątku w PiS-ie, tak jak nie stanowił
go, gdy był jeszcze związany z PO. Ten sposób myślenia jest
bowiem czysto prawicowy, a pan premier jest wszak czystym
prawicowcem, idealnie wpisującym się w środowisko polityczne
lokujące się na prawo od centrum, czyli po ciemnej stronie Mocy.
Prawicowość
– chodzi tu zarówno o światopogląd, jak też o postawę
moralno-etyczną – zakłada, że społeczeństwo (każde) jest
hierarchiczne, i na tejże hierarchiczności opierają się ład
tudzież porządek. Finalnie sprowadza się to do tego, że garstka
uprzywilejowanych (w kapitalizmie są to oczywiście kapitaliści,
czyli górna warstwa burżuazji, gromadząca w swych rękach środki
produkcji) pasie się na ciężkiej harówie oraz nędzy całej
reszty społeczeństwa, zaś zadaniem państwa – a ściślej rzecz
ujmując, rządzących nim polityków – jest utrzymywanie tejże
hierarchii, czyli zabezpieczanie interesów klas
pasożytniczo-wyzyskujących z samego jej szczytu. Taką strukturę
społeczeństwa prawicowcy uważają za dobrą i – uwaga! – ze
wszech miar sprawiedliwą, sami bowiem deklarują przynależność do
klas uprzywilejowanych.
Toteż
wszystkie rządy prawicowe na całym świecie realizują strategię
oszukiwania i podporządkowywania społeczeństw, opisaną przez
Morawieckiego w przytoczonych wyżej zdaniach.
Również
na polskim gruncie wszystkie partie prawicy postsolidarnościowej
zachowywały się i zachowują dokładnie w ten sposób. Jeśli były
między nimi jakieś różnice, to co najwyżej takie, że Platforma
(anty)Obywatelska częściowo przynajmniej ignorowała punkty o
słuchaniu ludu i obietnicach odpowiadających na jego oczekiwania,
natomiast politykierzy Bezprawia i Niesprawiedliwości są o tyle
cwańsi, że wiedzą, iż aby odnieść sukces wyborczy, należy
ludowi zmydlić oczy. I tym się od kilku lat z powodzeniem zajmują.
Zauważcie,
że tak właśnie działały oba rządy Jarosława Kaczyńskiego. Ten
z premierką Szydło na czele udawał, że jest prospołeczny, bliski
obywatelom, zwłaszcza tym z klas wyzyskiwanych, a neoliberalną,
zmierzającą do zwielokrotnienia wyzysku politykę maskował,
wprowadzając 500 Plus i obniżając wiek emerytalny. Rząd Jarosława
Kaczyńskiego z banksterem Morawieckim na czele jest już jawnie
neoliberalny, sprzyjający wielkiemu kapitałowi – vide ustawa o
rozciągnięcie patologicznych zasad funkcjonowania Specjalnych Stref
Wyzysku na terytorium całego państwa – zaś obietnice socjalne
eksponuje znacznie słabiej.
Rzecz
cała nie sprowadza się jednak tylko do polityków. Mateusz
Morawiecki i reszta prawicowców z PiS-u, PO, Przestarzałej i innych
ugrupowań po ciemnej stronie Mocy, nie są bynajmniej jedynymi,
którzy marzą o tym, by Polacy zasuwali za miskę ryżu (choć za
jakiś czas pewnie okaże się, iż ryż jest za drogi, więc trzeba
będzie harować za kromkę chleba… lub za darmo, jak to robią
bezpłatni stażyści). Posłuchajcie ekonomistów, oczywiście tych
neoliberalnych, i innych analityków, jacy wypowiadają się w
mediach. Z ich opinii wywnioskować można, że największą tragedią
dla polskiej gospodarki będzie, jeśli polski pracownik zarobi
więcej niż obecnie (najstraszniej byłoby, gdyby dał on radę za
swoją pensję się utrzymać – koszmar neoliberałów!), a jego
zatrudnienie będzie choć trochę stabilniejsze. Wówczas – głoszą
ci prawicowi „eksperci” – wszystko, cała gospodarka, runie
niczym domek z kart.
Jest
to oczywiście trend nie tylko polski, lecz wdrażany w większości
państw kapitalistycznych, odkąd w latach 70. i 80. ubiegłego
stulecia triumfować zaczęły zbrodnicze doktryny thatcheryzmu i
reaganomiki, „intelektualne” korzenie których sięgają teorii
Miltona Friedmana, Friedricha Augusta von Hayeka i Ludwiga von
Misesa). Skutki ich niemal powszechnego wdrażania – a także
imperializmu i neokolonializmu pod maską globalizacji – widać.
Przykładowo, ponad 80 proc. PKB wygenerowanego w skali świata
przejął bodaj 1 proc. ludzkości, a jej połowa z tegoż PKB nie
uzyskała NIC. Zaś w Polsce, na skutek realizacji od 1989 roku
(okresowo łagodzonej) strategii opisanej przez Morawieckiego,
nierówności ekonomiczno-społeczne zbliżają się, wedle
niektórych analiz, do poziomu… południowoamerykańskiego.
Cóż,
jeśli o mnie chodzi, to serdecznie życzę i panu premierowi
Morawieckiemu Mateuszowi, i Kaczyńskiemu Jarosławowi, i panu
Schetynie Grzegorzowi, i pani Lubnauer Katarzynie, i panu Petru
Ryszardowi, i w ogóle wszystkim innym prawicowym politykom oraz
ekonomistom, by to oni z...lali za miskę ryżu dziennie. Najlepiej
do końca życia.
Komentarze
Prześlij komentarz