Dlaczego pójdę na wybory
Z
czynnego prawa wyborczego korzystam, odkąd je uzyskałem. Od
ukończenia osiemnastu lat chodzę na wszystkie wybory i referenda
(tak, na to idiotyczne, jakie przed trzema laty urządził Bronisław
Komorowski, też poszedłem – dla zasady oczywiście). Z prawa
biernego jeszcze nie korzystałem; póki co, koncentruję się na
pracy pisarza i blogera, nie myślałem więc o kandydowaniu.
Dlaczego
jednak głosuję? Cóż, odpowiedź najprostsza i najbardziej
oczywista jest taka, że chcę po prostu skorzystać z uprawnienia,
jakie mi przysługuje (póki JESZCZE je mam, bo jeśli Bezprawie i
Niesprawiedliwość będzie dalej rządziło, nasze czynne prawo
wyborcze może zostać zlikwidowane lub mocno ograniczone… i
bynajmniej sobie w tym miejscu nie kpię!). Mówiąc krótko,
głosuję, bo mogę.
Powód
drugi jest taki, że jestem obywatelem tego państwa, toteż pragnę
mieć pewien wpływ na to, kto nim rządzi: czy to na poziomie
samorządowym, czy to krajowym, czy to europejskim. Rzecz jasna, nie
mam złudzeń, że mój głos może zmienić wszystko, gdyż będzie
zaledwie jednym z milionów. Pamiętam też, że w kapitalizmie
demokracja ZAWSZE jest ułomna; demokratycznie wybrani politycy mają
wszak co najwyżej znikomy wpływ na pozostającą pod kontrolą
kapitalistów sferę rynkową, no i same prawidła nieludzkiego owego
systemu dążą do ograniczenia/likwidacji stanowiących fundament
ustroju demokratycznego praw człowieka i obywatela, zwłaszcza zaś
praw pracowniczych. Niemniej jednak, głosując na kandydata(kę),
którego(ą) popieram, zwiększam, choćby minimalnie, szanse na
realizację programu, jaki przypadł mi do gustu.
Dalej,
oddając głos na tego czy innego człowieka, robię tak nie tylko z
powodu identyfikacji z określonym programem, ale też często
dlatego, że po prostu kogoś – daną osobę lub wszystkich
członków komitetu – lubię i szanuję, co mój głos ma wyrazić.
Po
czwarte, doskonale zdaję sobie sprawę, iż nie idąc na wybory,
także de facto głosuję, tyle że na swojego przeciwnika. Jeśli
bowiem nie poprę podczas elekcji kandydata, który jest mi z
przyczyn światopoglądowych tudzież ideologicznych bliski, zwiększę
szanse na wygraną tego, co na moje poparcie nie zasłużył. Chodzę
więc na wybory również po to, by ktoś mnie nie przegłosował, i
aby zmniejszyć szansę wygranej polityków, którzy mi zagrażają.
Takie
są moje poglądy na wybory w ogóle. Te najbliższe, czyli
samorządowe, mają jednak kilka cech szczególnych. Mianowicie, jak
każdy inny mieszkaniec swojej gminy, powiatu i województwa, jestem
członkiem samorządu gminnego, powiatowego tudzież wojewódzkiego.
To MY, obywatele, tworzymy samorząd, JESTEŚMY samorządem na
wszystkich trzech szczeblach, podczas gdy radni,
wójtowie/burmistrzowie/prezydenci miast, starostowie powiatowi i
marszałkowie województw są jedynie (lub aż, zależnie od punktu
widzenia) naszymi delegatami; wielu z nas tego nie wie ani nie
rozumie, z winy kiepskiej edukacji obywatelskiej, rzecz jasna. Toteż
wybory samorządowe są tym ważniejsze, że wybierali będziemy
zarządców organizacji, do której sami należymy.
Poza
tym ci politycy samorządowi (samorządowcy), zwłaszcza na szczeblu
gminnym, podejmowali będą decyzje, jakie bezpośrednio wpłyną na
komfort naszego życia, np. dotyczące remontu dróg, budowy ścieżek
rowerowych, otwarcia oczyszczalni ścieków czy rozbudowy przychodni.
Toteż głosowanie w wyborach samorządowych jest z czysto ludzkiego
punktu widzenia równie istotne, co w wyborach parlamentarnych… a
niekiedy nawet bardziej.
W
tym roku waga samorządowej elekcji jest jeszcze większa niż w
latach poprzednich. Otóż, postsolidarnościowa prawicowa partia –
choć coraz więcej wskazuje, iż jest to nie tyle klasyczne
ugrupowanie polityczne, ile zorganizowana grupa przestępcza – jaka
demoluje ustrój Polski, łamie Konstytucję, wysługuje się
wielkiemu kapitałowi i hierarchii kościelnej, jest skrajnie
kumoterska i nepotyczna, pozbawiła nas prawa do rzetelnego procesu
sądowego (vide sprawa Jerzego Urbana), a teraz ostrzy zęby na
pozostałe prawa obywatelskie, szerzy nienawiść, wspiera
nacjonalizm oraz, co widać z każdym dniem wyraźniej, dąży do
wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej, działając w interesie
Trumpa tudzież Putina, czyli Bezprawie i Niesprawiedliwość, chce
przejąć samorządy. Co będzie oznaczało, iż Jarosław Kaczyński
uzyska pełnię dyktatorskiej władzy nad Polską, będzie zatem mógł
przemodelować ją na wzór faszystowski. My, uczciwi, praworządni
oraz odpowiedzialni obywatele, nie możemy do tego dopuścić!
I
to jest właśnie kolejny powód, dla którego w najbliższą
niedzielę udam się szparko do lokalu wyborczego – chcę pilnować
swojego podwórka przed PiS-em.
A
na jaki komitet oddam głos i dlaczego, to wyjaśnię jutro.
Komentarze
Prześlij komentarz