Serdecznie pana zapraszamy
No
i po wyborach samorządowych. O sondażowych wynikach pisał dziś
nie będę; swoimi refleksjami na temat elekcji podzielę się, gdy
PKW poda wyniki oficjalne. Na razie wspomnę tylko, że kilka rzeczy
mnie cieszy (wybory CHYBA nie zostały sfałszowane, dotychczasowy
burmistrz mojej miejscowości wygrał już w pierwszej turze – i
fajnie, bo sprawuje swoją funkcję nieźle, mimo iż jest z PO),
kilka natomiast smuci. Ale o tym, jako się rzekło, napiszę za
kilka dni.
Dziś
podzielę się refleksją na zupełnie inny temat.
Co
jakiś czas – niestety, nazbyt często jak na mój gust – dzwonią
do mnie przedstawiciele firm o dziwnych nazwach, by zaprosić mnie na
taką czy inną prezentację, podczas której wyciskany mi będzie
towar, jakiego w żadnym razie ani nie chcę, ani nie potrzebuję
(podobnie jak dołączanych do niego „prezentów”), a którego
ceny osiągają astronomiczne pułapy. Kilka chwil temu też miałem
podobny telefon. Zawsze uprzejmie odpowiadam, iż nie będę
zainteresowany. Jeśli dzwoniący jest nienachalny, żegna się
uprzejmie i rozłącza; w przeciwnym wypadku to ja przerywam
połączenie.
Nie
piszę tego po to, by krytykować ludzi, którzy telefonują na mój
numer, chcąc mnie zaprosić na jakieś spotkania handlowe. Praca w
call-serwis jest bardzo ciężka i nieprzyjemna; na liście zawodów,
jakie chciałbym wykonywać, ten zajmuje jedną z ostatnich pozycji.
Staram się więc być dla nich uprzejmy, choć nie zawsze się da;
do niektórych osób nie dociera, iż na takie imprezy po prostu nie
chodzę.
Powodów
tegoż niechodzenia jest kilka. Po pierwsze, nie mam czasu, a jeśli
akurat mam, to znam setki, a może i tysiące sposobów, żeby lepiej
go spożytkować. Po drugie, takie handlowe spotkania najzwyczajniej
w świecie mnie nudzą. Po trzecie i najważniejsze, nie lubię być
naciągany, a do tego właśnie sprowadzają się takie imprezy. Po
czwarte, jeśli chcę sobie coś kupić, sam sobie tego szukam, nie
trzeba mi w tym celu zawracać głowy telefonami.
No
i jest piąty powód, tym razem nie osobisty, lecz systemowy. Otóż,
kapitalizm to system, w którym liczą się zyski prywatnych
właścicieli środków produkcji. Aby osiągnęli oni owe zyski,
muszą swój towar sprzedać (bez sprzedaży nawet wyzyskiwanie
robotników zatrudnionych przy produkcji i dystrybucji nie pomoże).
W tym celu potrzebni są klienci. Żeby zaś ludzie stali się
klientami, muszą poczuć potrzebę nabycia danego dobra bądź
usługi. Potrzebę ową należy u nich wykreować. Bez tegoż
kreowania mało kogo obejdzie kołdra niewywołująca alergii (czyli
wypchana jakimś syntetycznym dziadostwem), chińskie plastikowe
urządzenie do masażu elektrycznego, odkurzacz wodny za przeszło 10
tys. zł (nie tylko zbiera z dywanu kurz i brud, ale też rozsiewa
zapachy oraz podobno zabija bakterie), czy jaki tam jeszcze inny
badziewny sprzęt.
Prezentacje,
na które zaprasza się potencjalnych klientów, oraz takie, co
urządza się w ich domach, są o wiele skuteczniejszą metodą
kreowania sztucznych potrzeb niż zwykła reklama. Skoro bowiem
sprzedawca, a raczej jego przedstawiciel, do danego obywatela dzwoni
z zaproszeniem bądź ofertą, obywatel ów czuć się powinien
wyróżniony i doceniony (ja się czuję wkurzony, że mi ktoś łeb
zawraca). Dalej, skoro już człowiek pójdzie na prezentację lub
wpuści prezentującego do domciu… no to nie wypada nie kupić
oferowanego towaru, choćby nie wiem jak badziewnego; psychologia
społeczna bardzo dobrze opisuje działającą tu zasadę, stosowaną
przez sprzedawców. No i podczas godzinnego czy nawet dłuższego
spotkania można, stosując proste w istocie triki, wcisnąć ofiarom
każdą bzdurę na temat przewspaniałych zalet prezentowanego dobra
czy usługi.
I
tu dochodzimy do clou sprawy. Na omawianych przeze mnie handlowych
imprezach sprzedaje się z reguły towar, jakiego nie dałoby się
wcisnąć klientom w bardziej typowej, czyli sklepowej dystrybucji.
Bo są to artykuły albo zbyt tandetne, albo zbyt drogie, albo
zupełnie do niczego niepotrzebne, toteż celem zarobienia na ich
sprzedaży pieniążków, należy je obudować legendą wspaniałości,
czyli przemówić BEZPOŚREDNIO do klienta i tak nim posterować,
żeby wydał na badziewie ciężką kasę. Bo rozmawiając z kimś na
żywo, da się przekazać mu/jej znacznie więcej fałszywych
informacji niż podczas zwykłego spotu reklamowego.
I
dlatego uprzejmie proszę – nie dzwońcie do mnie z ofertami i mnie
nie w…cie!
Komentarze
Prześlij komentarz