Jak PiS życiu zagraża
Kampania
wyborcza – czy to parlamentarna, czy to europarlamentarna, czy to
prezydencka, czy wreszcie samorządowa – rządzi się swoimi
prawami. Kandydaci na takie czy inne wybieralne stanowiska zasypują
nas, wyborców, obietnicami, piętnują błędy poprzedników i
konkurentów, chwalą się na wyrost, niektórzy łżą w żywe oczy
(premier Morawiecki i prezes Kaczyński, żeby daleko nie szukać).
Czasem, zwłaszcza przed wyborami samorządowymi, aby pokazać, jacy
to są aktywni, rozpoczną bezsensowny remont dobrej drogi… Cóż,
różne są metody pozyskania naszych jakże cennych głosów, jedne
bardziej, inne mniej moralne.
Stosowanie
kłamstw i półprawd moralne, rzecz jasna, nie jest, zaś
opowiadanie przez polityków bzdur urąga inteligencji
obywateli-wyborców. Jednakże, jakkolwiek są to patologie, których
bronić się nie da, jakoś tam mieszczą się one w dość ponurym
standardzie… przynajmniej do momentu, kiedy kampanijne manipulacje
nie zagrożą czyjemuś zdrowiu i życiu. A raczej nie tyle same
manipulacje, ile stosujący je kandydaci.
Oto
Sanepid wykrył pałeczki coli w wodzie miejskiej w Radomsku (podobno
nadaje się ona do picia, tyle że po przegotowaniu). Komunikat na
ten temat podano 5 października. Rzecz całą postanowili
wykorzystać, oczywiście do celów kampanijnych, lokalni PiS-owcy.
Zorganizowali oni pod budynkiem miejscowego szpitala konferencję
prasową, podnoszącą rzekome zagrożenie dla zdrowia pacjentów i
ukazującą, jak to politycy Bezprawia i Niesprawiedliwości o tychże
pacjentów będą dbali, po czym, zabrawszy baniaki z wodą pitną,
wdarli się na… OIOM. Czyli oddział intensywnej opieki medycznej –
ten, gdzie przebywają osoby w najpoważniejszym stanie, ludzie
najciężej chorzy, ciężko ranni czy też poddani operacjom.
Możliwości wejścia na jego teren zawsze są ograniczone (sam kilka
razy tam wchodziłem i zawsze przestrzegałem wyznaczonych zasad),
nadto z reguły nie wolno tego robić bez odpowiedniego stroju
ochronnego. Powodem takich restrykcji jest, rzecz jasna, ochrona
pacjentów, których zdrowiu i życiu zagrozić może dosłownie
każdy czynnik zewnętrzny.
No
i PiS-owscy kandydaci takie właśnie zagrożenie spowodowali. Rzecz
jasna, wdarli się na OIOM, nie mając na to zgody, czym nie tylko
narazili przebywających tam chorych na niebezpieczeństwo, ale też
naruszyli ich intymność – też bardzo ważny czynnik.
Cała
ta ich akcja była nie tylko skrajnie niebezpieczna, ale też
bezdennie wręcz głupia. PiS-owcy z Radomska popisali się
bezgranicznym idiotyzmem, totalnym brakiem wyobraźni i kompletną
ignorancją. Udowodnili wszem i wobec, że bladego pojęcia nie mają,
co to takiego OIOM i kto na takim oddziale leży, ale też
spartaczyli na całej linii przekaz, jaki chcieli w swoim działaniu
zawrzeć. Zamierzali najwidoczniej pokazać, że aktualne władze
miejskie o zdrowie pacjentów szpitala nie dbają i narażają ich na
kontakt ze szkodliwą bakterią. Tymczasem placówka medyczna ma
własne ujęcie wody pitnej, odrębne od miejskich wodociągów, sama
zaś woda podlega regularnym badaniom. Kandydaci z Bezprawia i
Niesprawiedliwości oczywiście tego nie sprawdzili. Najwyraźniej
też nie zasięgnęli informacji, co to takiego OIOM, bo nie
wiedzieli, że jego pacjenci wody z kranu (a tym bardziej z baniaków)
NIE PIJĄ, lecz odżywiani są w zupełnie inny sposób; wielu wszak
spośród nich nie jest w stanie samodzielnie nic zjeść ani wypić,
toteż trzeba im podawać kroplówkę. PiS-owska akcja okazała się
więc nie tylko niebezpieczna dla ludzkiego zdrowia i życia, ale
też… bezsensowna z czysto politycznego punktu widzenia.
Nie
wiem, czy wszyscy kandydaci startujący w najbliższych wyborach z
list Bezprawia i Niesprawiedliwości są tak inteligentni inaczej jak
ci z Radomska. Zakładam, a przynajmniej mam nadzieję, że nie. Tak
czy owak, na PiS głosować absolutnie nie zamierzam. Ale w całej
sprawie bynajmniej nie chodzi o taką czy inną partię.
Problemem
jest to, że przesuwa się granica samowoli polityków, zwłaszcza w
okresie kampanii wyborczej. Jasne, nikt z nas nie lubi być
okłamywany i manipulowany – pod warunkiem, że myślimy
samodzielnie, oczywiście – niemniej jednak kandydata, co kłamie i
manipuluje, można najzwyczajniej w świecie zignorować; jego
łgarstwa traktujemy jako nieprzyjemne dobrodziejstwo inwentarza.
Zaczyna on być zagrożeniem dopiero wówczas, gdy jego kłamstwa i
manipulacje padną na podatny grunt w społeczeństwie (vide Adolf
Hitler), co wszelako nie zawsze się dzieje.
Znacznie
jednak trudniej przejść do porządku dziennego nad kimś, kto nie
tylko łże, lecz także pasie się na ludzkim nieszczęściu (np.
wykorzystuje ludzi ciężko chorych w kampanii wyborczej), a co
gorsza, stanowi dla osób dotkniętych tymże nieszczęściem jak
najbardziej realne zagrożenie. Tymczasem przykład Radomska
świadczy, iż politykierzy (bo politykami nazwać ich trudno)
zaczynają sądzić, że wolno im takie rzeczy odstawiać. A to
przeraża…
Ilu
takich bezmyślnych, nieodpowiedzialnych degeneratów intelektualnych
startuje w wyborach samorządowych i właśnie prowadzi kampanię?
Komentarze
Prześlij komentarz