Co musi zrobić SLD?

Na początek mała dygresja. Za sprawą metody d’Hondta, służącej oczywiście do przeliczania głosów na mandaty, skład większości sejmików wojewódzkich w nowej kadencji będzie nader niereprezentatywny, tzn. w niewielkim tylko stopniu odzwierciedlający autentyczne preferencje wyborcze. Metoda ta sprzyja dużym partiom, toteż Bezprawie i Niesprawiedliwość będzie miało WIĘCEJ mandatów, niż wynikałoby to z uzyskanego wyniku, KO – nieco mniej, a PSL i SLD – znacznie mniej. Natomiast Kukiz’15, który to komitet również przekroczył próg wyborczy, w sejmikach najpewniej nie będzie miał ani jednego radnego. Dlatego jestem za wycofaniem metody d’Hondta (stosowanej, niestety, także w wyborach do Sejmu) i zastąpieniem ją metodą Sainte-Lague, która lepiej odzwierciedla preferencje wyborcze, a zatem jest bardziej demokratyczna.
Dobrze, a teraz do meritum. Bez względu na to, jaka metoda przeliczania głosów na mandaty jest w użyciu, w większości państw kapitalistycznych, jak pisałem wczoraj, demokracji – tzn. PRAWDZIWEJ – nie ma. Kapitalizm, jako system społeczno-ekonomiczny, sam w sobie jest antydemokratyczny, ponieważ z jednej strony odbiera znaczną część kompetencji władczych politykom wyłonionym w wyborach (mają oni wszak dbać o interesy kapitalistów, a nie rządzić nimi), a z drugiej w naturalny, acz patologiczny sposób wymusza ograniczenie stanowiących fundament demokracji praw i wolności obywatelskich, zwłaszcza praw pracowniczych. No i trzeci powód – wybory wygrywają ci kandydaci i te ugrupowania, co mają duże pieniądze na kampanie (często oznacza to powiązania z wielkim kapitałem; w Polsce nieco cywilizują to subwencje i dotacje dla partii) i są lansowane w głównonurtowych, czyli prokapitalistycznych mediach. Sprawia to, że nawet w tych krajach, gdzie pozory demokracji w postaci pięcioprzymiotnikowych wyborów pozostają zachowane, mamy do czynienia de facto z oligarchią.
W Polsce też to widać, a ostatnie wybory samorządowe, szczególnie do sejmików wojewódzkich, pokazały ową prawidłowość jeszcze wyraźniej niż w latach poprzednich. Zwyciężyła najzamożniejsza partia, czyli Bezprawie i Niesprawiedliwość, drugie miejsce zajęła również bogata Koalicja „Obywatelska”. Obie formacje praktycznie bez przerwy obecne były na antenach największych stacji radiowych oraz telewizyjnych tudzież na łamach czasopism, gazet i portali internetowych, zaś głównonurtowe ośrodki masowego przekazu – od TVN24 i Gazety Wyborczej po Radio, (które) ma Ryja i inne media Rydzyka – ukazywały wybory samorządowe w totalnie załgany sposób jako plebiscyt – PiS albo PO. O innych ugrupowaniach albo nie wspominano (z wyjątkiem Kukiz’15 jako przystawki PiS-u), albo przedstawiano je fałszywie w złym lub prześmiewczym świetle (SLD i reszta lewicy). Odbiło się to, oczywiście nader negatywnie, zwłaszcza na wyniku komitetów lewicowych (co do PSL-u, to nie oszukujmy się – gdyby nie powiązania rodzinne i towarzyskie oraz obsadzenie instytucji rolniczych, i gdyby nie rozczarowanie części mieszkańców wsi Bezprawiem i Niesprawiedliwością, tych 13 proc. w wyborach by nie było), a to z kolei poskutkowało… zwycięstwem Bezprawia i Niesprawiedliwości, które ogromnie zwiększyło swój stan samorządowego posiadania.
Skupmy się teraz na Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ugrupowanie to miało najlepszy ze wszystkich program dla samorządów i licznych wspaniałych kandydatów, a mimo to uzyskało słaby (acz nie tragiczny, tu znowu nie przesadzajmy) wynik. Stało się tak z dwóch powodów. Pierwszym było to, że SLD nie miał tylu środków na kampanię wyborczą, co PiS i KO, toteż musiał ograniczyć się do billboardów, ulotek, aktywności internetowej (ta rośnie, i bardzo dobrze!) oraz bezpośrednich spotkań z wyborcami (wspaniała rzecz, ale przychodzą na nie osoby najbardziej zainteresowane i świadome, czyli z natury rzeczy stosunkowo nieliczne). To wszystko nie mogło zastąpić stałej obecności w mediach głównego nurtu, a to one kształtują opinię publiczną (manipulują?). Kiedy zaś jakiś SLD-owiec pojawiał się np. w TVN24, traktowany był pobłażliwie (delikatnie rzecz ujmując), natomiast nawet te uchodzące za „liberalne” media wypowiadały się o tej partii wrogo, oddając tym rzecz jasna przysługę PiS-owi. W ogóle informacji na temat Sojuszu było nader mało (a jeśli się trafiały, to załgane i krytyczne), a na temat innych komitetów pozaparlamentarnych – jeszcze mniej lub wcale.
Co więc SLD ma z tym fantem począć? Ano, z jednej strony kontynuować to, co już robi: spotykać się z potencjalnymi wyborcami – na żywo oraz na portalach społecznościowych – i na bazie rozmów z nimi stale modyfikować program. Ten jest naprawdę dobry, ale przydałoby się jeszcze kilka ulepszeń: rozbudowana oferta dla ludzi młodych, wchodzących na rynek pracy (dla seniorów już jest), większa dbałość o kwestie kultury (oprócz jakże słusznego pomysłu biblioteki w każdej gminie/dzielnicy przydałoby się na przykład wydawnictwo zorientowane na wznawianie dzieł lewicowych pisarzy, takich jak Meissner czy Strug), wzmożona krytyka przemian gospodarczych, jakie nastąpiły po 1989 roku, ze szczególnym uwzględnieniem pauperyzacji społeczeństwa polskiego, uśmieciowienia zatrudnienia oraz ponurego losu rolników indywidualnych, wyraźniejsze zaakcentowanie praw zwierząt.
Ogólnie, w kwestii programowej SLD winien pochylić się nad tym, co mówi i pisze Piotr Gadzinowski, czyli nad postulatem utworzenia V Rzeczpospolitej – zarówno demokratycznej (tzn. realnie demokratycznej, nie oligarchicznej), jak i prospołecznej, socjalnej.
Co do braku takich pieniędzy jak w PiS-ie i KO oraz nikłej obecności w mediach, to cóż, tego pierwszego tak łatwo nie da się przeskoczyć (choć z wypowiedzi pana Czarzastego wynika, że ze ściągalnością składek członkowskich jest co najmniej dobrze), ale z drugim problemem Sojusz musi sobie poradzić, i to szybko. I w tej materii koniecznie powinien posłuchać rad – tak, tak, znowu on! – Piotra Gadzinowskiego, który od lat nawołuje, by lewica jako taka budowała WŁASNE ośrodki przekazu, bo na te głównego nurtu liczyć, jak widać, próżno. Pewna baza już jest: Dziennik Trybuna, Przegląd, NIE, portale lewicowe takie jak Lewica.pl czy Strajk.eu… Należy to rozbudowywać, próbować doprowadzić do współpracy między nimi. SLD oraz inne formacje lewicowe powinny mieć również swoje portale informacyjno-publicystyczne, odrębne od stricte partyjnych, i takiż kanał na YouTube; stanowiłyby one nie tylko bazę informacji, lecz także forum wymiany myśli, no i oczywiście drogę dotarcia do większej grupy potencjalnych wyborców, którym media takie jak TVN24, Polsat, radio, telewizja i gazeta Rydzyka, itd. uniemożliwiają dowiedzenie się czegoś merytorycznego o lewicy, jej wizji świata i programie.
Nie oszukujmy się, bez własnych mediów ani Sojusz Lewicy Demokratycznej, ani inne partie na lewo od centrum nie mają najmniejszych szans na poprawienie swojego wyniku wyborczego. Prawicowy – zarówno konserwatywny, jak też „liberalny” – czyli prokapitalistyczny mainstream skutecznie to uniemożliwia, ponieważ nawet łagodna, socjaldemokratyczna lewica stanowi zagrożenie dla nieludzkiego systemu kapitalistycznego i jego patologicznych reguł. Mainstream zaś lansuje ideologię klasy panującej – kapitalistów – czyli po prostu prawicową, antyspołeczną.
I jeszcze jedno. Naprawdę KONIECZNE jest zjednoczenie polskiej lewicy, od umiarkowanej po radykalną. Ale tu Razem oraz małe, kanapowe ugrupowania muszą zmienić swój tok myślenia i ująć wyciągniętą dłoń Włodzimierza Czarzastego.
PS. Jutro notki może nie być, za co w razie czego przepraszam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor