Kruszejący fundament

Trzeba albo kompletnie nie interesować się polityką, albo żyć w PiS-owski Matriksie kłamstw i głupoty, by nie dostrzec, że niemiłościwie nam panujące Bezprawie i Niesprawiedliwość buduje w Polsce coraz brutalniejszą dyktaturę. A każda dyktatura implikuje powstanie państwa policyjnego, czyli takiego, którego władza polityczna i administracja biorą na siebie rolę policjanta, nie takiego jednak, co ludzi chroni i im pomaga, lecz takiego, który karze i represjonuje. (K)raju nad Wisłą pod nieświatłymi rządami PiS-u również to dotyczy, choć gwoli ścisłości i uczciwości dodać należy, że Platforma (anty)Obywatelska do spółki z Polskim Stronnictwem niezbyt Ludowym także tworzyły państwo policyjne, a nawet policyjne samorządy – przy użyciu licznych fotoradarów, ustawianych tak, aby zafałszować pomiary prędkości i zedrzeć z kierowców jak najwyższe mandaty.
Kończąc jednak dygresję, zauważyć trzeba, iż żadna dyktatura nie będzie mogła skutecznie funkcjonować bez rozbudowanego aparatu represji i nadzoru, czyli służb mundurowych, zależnej od władz prokuratury (takiej, jaką mamy od kilku lat) i podporządkowanego dyktatorowi sądownictwa (PiS-owskie deformy trzeciej władzy zmierzają oczywiście do tego, by taki stan osiągnąć). Członkowie tegoż aparatu – przede wszystkim: policjanci, agenci bezpieki, prokuratorzy tudzież sędziowie – tworzą kastę uprzywilejowaną, również finansowo, i właśnie te przywileje sprawiają, że są oni wierni dyktatorowi, a państwo policyjne działa sprawnie, naturalnie z dyktatorskiego punktu widzenia.
Jakkolwiek nie ulega wątpliwości, że taki oto model ustrojowy chciałby w Polsce uskutecznić niejaki Kaczyński Jarosław – i w coraz większej mierze faktycznie uskutecznia – to jednak pojawiają się symptomy, że jego państwo policyjne zaczyna się sypać.
Oto już od kilku ładnych tygodni trwa protest policjantów z drogówki, którzy nie wystawiają mandatów za drobniejsze wykroczenia, lecz poprzestają na pouczeniach. Skutek tego jest taki, że do budżetu wpływa mniej pieniędzy, niż rząd założył, a na drogach jest… bezpieczniej (być może także dlatego, że kierowcy, przynajmniej niektórzy, wspomagają protestujących policjantów, jeżdżąc ostrożniej).
Z kolei wczoraj w Warszawie odbyła się demonstracja pracowników służb mundurowych – nie tylko policjantów, ale też np. strażaków – którzy domagali się podwyżek, inwestycji w sprzęt (w radiowozy chociażby) i zmian w systemie emerytalnym tychże służb. Minister spraw wewnętrznych, Brudziński Joachim, ksywa Jojo, sypnął obietnicami, zapewniając, że część przynajmniej postulatów spełni; jakoś mu nie wierzę i mam nadzieję, że uczestnicy wczorajszego protestu też mu nie uwierzyli.
Tak czy owak, PiS-owcy mają się czym martwić, bo sytuacja jest poważna, i będzie taka nadal nawet po odbudowie demokracji, jeśli w tej kwestii nie zostaną podjęte odpowiednie kroki. Otóż policja, straż pożarna i inne służby mają coraz większy problem z naborem nowych funkcjonariuszy. Wymagania, w tym zdrowotne (tymczasem stan zdrowia społeczeństwa z różnych powodów jest coraz gorszy!) stawiane kandydatom są bowiem wysokie (czemu, obiektywnie patrząc, trudno się dziwić), a na osoby, które je spełnią czekają – i to jest główny powód narastających kłopotów kadrowych – niskie zarobki za ciężką, często też niebezpieczną harówę. Nadto taki funkcjonariusz nie ma pewności, czy w przyszłości jacyś fanatycy u władzy nie „odwdzięczą” mu się za lata przykładnej służby odebraniem emerytury, jak to się stało w przypadku bandyckiej, świadczącej o skrajnej degeneracji moralnej jej twórców oraz nielegalnie uchwalonej ustawy tzw. „dezubekizacyjnej” (z ubekami miała ona jednak zaiste niewiele wspólnego).
W Polsce od 1989 roku panuje durne, chore wręcz przekonanie, lęgnące się w głowach pracodawców zarówno z sektora prywatnego, jak i – o zgrozo! – publicznego, jak też całej masy neoliberalnych ekonomistów, publicystów i prawicowych politykierów, że człowiek ma pracować jak najtaniej, a najlepiej w ogóle za friko. Nieważne, czy chodzi tu o robotnika budowlanego, dziennikarza, piekarza, kierowcę, nauczyciela, policjanta, lekarza czy strażaka – ma zasuwać do utraty sił i nie oczekiwać w zamian niczego, a już na pewno nie wypłaty.
Toteż nie ma się co dziwić, że funkcjonariusze służb mundurowych są kolejną grupą zawodową, w ramach której narasta gniew i wola protestów. Wkrótce dołączą do niej kolejne, np. pracownicy socjalni, jacy pracując w MOPS-ach, mają dochody MNIEJSZE niż podopieczni tychże MOPS-ów…
Cóż, protest służb mundurowych z jednej strony napawa nadzieją, świadczy bowiem niezbicie o tym, iż PiS-owcy nie potrafią, ani chyba nie chcą zadbać o ludzi, którzy mają za zadanie stać na straży ich dyktatury, a zatem jej fundament kruszeje. To bardzo dobrze, pamiętaj jednak należy również o drugiej stronie medalu. A wygląda ona tak, że policjanci, strażacy, strażnicy graniczni, itd. – bez względu na ustrój – też są przedstawicielami klas pracowniczych, których niezbywalnym prawem jest wynagrodzenie za wykonywaną pracę i emerytura w przyszłości. Oni również muszą z czegoś utrzymać siebie i swoje rodziny. Toteż tak po ludzku popieram ich protest i kibicuję im w walce o godniejsze życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor