Wsteczny niby-postęp

Premier Donald Tusk zapowiedział, że w najbliższych miesiącach zalegalizowane zostaną – to znaczy, uznawany będzie ich status prawny – związki partnerskie, również te zawierane przez osoby tej samej płci.

Oczywiście, lider PO nie stał się z dnia na dzień otwartym, tolerancyjnym i postępowym politykiem. Legalizacja (zapowiadana, bo co z tego wyjdzie, i czy cokolwiek, czas dopiero pokaże) związków partnerskich w Polsce to efekt dwóch czynników. Jednym jest orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, wedle którego rozwiązanie to powinno zostać w (k)raju nad Wisłą jak najszybciej wprowadzone. A pan Tusk, odzyskując zablokowane na skutek PiS-owskich patologii środki unijne, nie zadrze ani z tymże organem, ani z Unią Europejską. I dobrze. Powodem numer dwa jest elektorat, jaki dal wyborcze zwycięstwo nie-PiS-owskim formacjom. Co ciekawe, wyborcy PO (podobnie zresztą rzecz ma się z PSL-em) są światopoglądowo o wiele bardziej postępowi niż ich polityczni reprezentanci. A premier, kierując się instynktem samozachowawczym, nie zamierza ich do swojej formacji zniechęcać, tym bardziej, iż w tym roku będą wybory europarlamentarne i samorządowe, w przyszłym natomiast prezydenckie. Musi więc przez jakiś czas poudawać jeszcze, że PO czymkolwiek różni się od PiS-u.

Czy obietnica ta zostanie spełniona, czy też jest to jedynie PR/propaganda – czyli coś, co pan Tusk opanowane na do perfekcji, i co wraz z umiejętnością bezwzględnego niszczenia konkurencji stanowi źródło jego politycznych sukcesów – oczywiście dopiero się przekonamy. Jeżeli tak, to rzecz jasna w polskich warunkach będzie to znaczący… kroczek w dobrym kierunku. Kroczek, ponieważ związki partnerskie i tak nie będą równouprawnione z małżeństwami, a te jednopłciowe prawdopodobnie będą mogły spokojnie zapomnieć o możliwości adopcji dzieci; coś takiego klerykalnym prawicowym dziadersom w głowie się nie mieści, jest poza ich horyzontem poznawczym.

Oznacza to, iż w stosunku do Europy Zachodniej nadal pozostaniemy pod tym względem państwem zacofanym, uwstecznionym i zaściankowym. Wbrew temu, czego oczekiwałaby większość nie-PiS-owskich osób wyborczych.

Na Zachodzie naszego kontynentu standardem – akceptowanym i popieranym przez całą scenę polityczną, poza ewentualnie jakimiś neonazistami – w większości krajów są nie tylko związki partnerskie, ale też małżeństwa jednopłciowe, często mające prawo do adoptowania dzieci.

Co ciekawe, rozwiązania takie nie zawsze wdrażała lewica. Przykładowo w Wielkiej Brytanii małżeństwa jednopłciowe zalegalizował rząd Partii Konserwatywnej, powołując się, jak najbardziej zresztą trafnie, na wartości rodzinne.

Innymi słowy, pan Tusk oraz większość polityków jego ugrupowania pod względem ideologicznym – bo nie tylko o prawa osób LGBT+ tu chodzi – pozostaje daleko w tyle za zachodnimi, na przykład brytyjskimi, konserwatystami, a co tu mówić o liberałach czy lewicowcach. To, co za Odrą i Nysą jest standardem, dla tego dziadersa z zabetonowanym umysłem stanowi abstrakcję i/lub herezję. Tyle, że nowy/stary premier potrafi nader sprawnie manipulować społeczeństwem, zwłaszcza tą jego częścią, która pragnie wygrzebać się z klerykalnego ciemnogrodu, dlatego udało mu się skuteczne oszukać osoby obywatelskie, iż jest światłym postępowcem.

Tymczasem prawa człowieka nie mogą podlegać żadnym kompromisom, ani być traktowane w sposób wybiórczy. Niestety, po panu Tusku i jego ugrupowaniu niczego innego spodziewać się nie należy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor