Przegrany Joe?

Bodaj największym zwycięzcą wojny rosyjsko-ukraińskiej, toczącej się w interesie amerykańskim, jest Joe Biden. Którego syn, swoją drogą, ma firmę w Ukrainie. Krwawy ów konflikt pozwoli mu umocnić – szybko wcześniej słabnące – amerykańskie wpływy polityczne i militarne w Europie, która niemal z dnia na dzień pożegnała się z coraz śmielszymi marzeniami o rozwiązaniu lub przynajmniej przeorganizowaniu NATO, będącego wszak pasem transmisyjnym imperializmu Stanów Zjednoczonych. Jankeskie koncerny zbrojne też zaczęły zarabiać, nie tylko sprzedając broń Ukrainie (za darmo jej przecież nie oddają), ale również nowym klientom, jacy szybko się pojawili, przestraszeni agresją Putina. Mówiąc krótko, pełen sukces. Wojna zakończy się oczywiście w chwili, gdy jej trwanie przestanie być opłacalne dla USA.

Jednakże Biden może okazać się zarazem największym przegranym tego, co dzieje się w Palestynie, czyli Izraelskiego ludobójstwa, popieranego m. in. przez Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię, które dały wyraz owemu poparciu, atakując sojuszniczy wobec Palestyny Jemen (najbiedniejsze państwo arabskie, wyniszczone katastrofę humanitarną, wywołaną przez Arabię Saudyjską).

W sprawie samego Izraela amerykański prezydent hamletyzuje, i to bardzo. Z jednej strony udaje, że chce wpłynąć na zbrodniczy, faszystowski rząd premiera Netanjahu, aby zmniejszył on skalę okrucieństwa wobec Palestyńczyków, z drugiej natomiast podkreśla, iż Izrael ma prawo się bronić (tak, okupant „broni się” przed ludnością okupowaną, mordując nieuzbrojonych cywilów, spośród których około siedemdziesięciu procent stanowią kobiety i dzieci – rzygać się chce od takiej „argumentacji”!!!) i finansuje jego działania, wysyłając tam uzbrojenie. W tym zakazane prawem międzynarodowym pociski z białym fosforem, używane przez Izraelczyków (nie mylić z Żydami, wielu spośród których solidaryzuje się z Palestyńczykami i żąda zakończenia zbrodniczej okupacji ich ojczyzny) do niszczenia Gazy.

No i właśnie owo zachowanie Bidena wobec izraelskiego ludobójstwa jest jednym z czynników (inne to chociażby wycofanie wojsk amerykańskich z Afganistanu, jakie niemal natychmiast doprowadziło do odzyskania w tym kraju władzy przez talibów, nieumiejętność radzenia sobie z propagandą Trumpa, itd.) doprowadzających do spadku jego notowań jako potencjalnego (jeszcze nie wiadomo, czy zdecyduje się ubiegać o reelekcję) kandydata na prezydenta… a wybory już jesienią tego roku. Sondaże pokazują, że dość mocno traci wobec Trumpa, który, mimo nader poważnych kłopotów z prawem, zapowiedział start. A ten szalony (delikatnie rzecz ujmując), inteligentny inaczej kapitalista i faszysta w jednej osobie ma rzesze fanatycznych zwolenników.

Rzeź Gazy wywołała jakże uzasadnione oburzenie w wielu państwach świata (w Polsce oczywiście też). W USA nie podoba się ono nie tylko tamtejszym muzułmanom, ale także wielu Żydom (zwłaszcza ortodoksyjnym, którzy z religijnych powodów nie palą się do uznawania państwa Izrael, oraz tym o liberalnej orientacji politycznej), przedstawicielom innych mniejszości tudzież licznym środowiskom liberalnym (jak w Stanach określa się lewicę). Czyli tym grup, których głosy dały Bidenowi zwycięstwo w 2020 roku. Teraz jego obłudna, a de facto pro-izraelska polityka (czyli współsprawstwo zbrodni, bo tak to trzeba określić) sprawia, iż zawiedziony elektora najzwyczajniej w świecie od niego odpływa.

Co będzie dalej, zobaczymy. Na razie nie ma jeszcze pewności, kto ostatecznie w tegorocznych wyborach wystartuje; Demokraci i Republikanie zabierają się dopiero za prawybory, a kandydaci niezależni (którzy na zbyt duże poparcie liczyć raczej nie mogą) gromadzą siły.

Wszelako, ktokolwiek zostanie kolejnym lokatorem Białego Domu, imperializm USA nadal stanowił będzie największe zagrożenie dla pokoju i bezpieczeństwa na świecie, zwłaszcza, jeśli jego elementem będzie wspieranie zbrodniczych rządów, takich jak aktualny izraelski.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor