Prawa wyboru nie będzie

Mija trzydzieści jeden lat od powstania Gileadu (rodem oczywiście z powieści Margaret Atwood o Podręcznych) w Polsce, czyli od utworzenia prawa, a raczej zalegalizowanego bezprawia antyaborcyjnego, które drastycznie ograniczyło Polkom możliwość decydowania o własnym organizmie. Prawica postsolidarnościowa odebrała im mianowicie prawo do zabiegu przerwania ciąży z przyczyn społecznych, zostawiając taką możliwość jedynie w przypadku ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu, jeśli ciąża stanowiła zagrożenie dla matki bądź powstała w efekcie czynu zabronionego. Rozwiązanie to nazwano, jakże oszukańczo, „kompromisem”, gdyż obiecywano wprowadzenie do szkół edukacji seksualnej; jak wiemy, niewiele z tego wyszło. Po dojściu do władzy, SLD próbował przywrócić pełne prawo aborcyjne, ale na przeszkodzie stanął zdominowany przez klerykalnych prawicowców Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prof. Zolla.

Z czasem prawica, pod różnymi logami partyjnymi, coraz mocniej ograniczała kobietom możliwość przerwania ciąży, wprowadzając różne chore „klauzule sumienia”, utrudnienia w dostępie do środków antykoncepcyjnych, itd. Aż w końcu zniesiono też prawo do aborcji w wypadku ciężkiego, nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Skutek jest taki, że w (k)raju nad Wisłą ustawodawstwo antyaborcyjne jest jednym z najbardziej opresyjnych, a wręcz okrutnych na świecie, co prowadzi do tego, że na niektórych Polkach zarabiają zagraniczne kliniki aborcyjne, inne zaś pozbywają się niechcianej ciąży domowymi sposobami, często bardzo niebezpiecznymi dla zdrowia i życia.

Totalitarne owe rozwiązania wprowadzano oczywiście pod dyktando kleru katolickiego, który ma prawdziwego fioła na punkcie kobiecej seksualności, zwłaszcza zaś tego, że prawo do decydowania o własnym organizmie jest przyrodzone dla każdego człowieka, a zatem i dla przedstawicielek płci żeńskiej. Betonowe podejście w tej kwestii miał zwłaszcza pewien papieski amator kremówek, pozostający pod znaczącym wpływem ideologicznym fanatyczki religijnej, Wandy Półtawskiej (niedawno zmarłej). Ograniczenie możliwości planowania rodziny jest też korzystne dla kapitalistów, ponieważ ułatwia wyzyskiwanie pracowników (wielokrotnie o tym pisałem).

Z okazji ponurej rocznicy początku wprowadzania zalegalizowanego bezprawia antyaborcyjnego osoby feministyczne oraz różne postępowe środowiska polityczne i społeczne przypominały o tym wydarzeniu i zaczęły pytać rząd – jakoby „postępowy” (bez cudzysłowu tym mianem określić można jedynie Lewicę i Zielonych) i „demokratyczny” (jw.) – czy zamierza zwyrodniałe przepisy zliberalizować.

Czy można na to liczyć? Moim zdaniem, w najbliższych latach – nie.

Do końca swojej kadencji hamulcowym w tym zakresie będzie oczywiście Andrzej Duda, udający prezydenta. Wprawdzie podpisał on ustawę zapewniającą dostęp do in vitro finansowanego z budżetu państwa, ale zrobił to prawdopodobnie tylko dlatego, iż rząd i Episkopat zawarły zapewne w tej sprawie cichy układ – zapłodnienie pozaustrojowe za utrzymanie finansowania Kościoła katolickiego przez państwo. Na jakąkolwiek humanitaryzację zalegalizowanego bezprawia antyaborcyjnego Duda wszelako nie pójdzie, nie tylko dlatego, że zabronią mu tego purpuraci oraz jego PiS-owscy (nieformalni, lecz faktyczni) zwierzchnicy, ale i z tej przyczyny, iż nie pozwoli mu na to jego fanatycznie katolicki światopogląd.

Drugim hamulcowym będzie premier, Donald Tusk. Wbrew PR-owej autokreacji na liberała, jest on (co nie raz ani nie dwa podkreślałem na tych łamach) zatwardziałym, prymitywnym konserwatystą, zacofanym mentalnie o kilkaset lat dziadersem, a w dodatku takim samym pachołkiem Kościoła katolickiego, jak Duda, Kaczyński czy inni PiS-owcy. Poglądów demokratycznych też nie ma, ponieważ o ile jako tako szanuje procedury i wyniki wyborcze, o tyle prawa człowieka (w tym kobiet!) traktuje jako przeszkodę w rządzeniu, jeśli zaś wypowiada się o nich pozytywnie, to li tylko celem oszukania osób wyborczych.

Na hamulec nadepnie także – jakkolwiek może nieco słabiej niż tamci dwaj – Marszałek Sejmu, czyli Szymon Hołownia. Miota się on między swoim katolicyzmem a liberalizmem światopoglądowym, z czego usiłuje wybrnąć, bredząc regularnie o referendum w sprawie aborcji, czym oczywiście wkurza kobiece oraz postępowe środowiska. Nic dziwnego, gdyż rozwiązanie takie stanowi jedynie sposób na niepodejmowanie problemu.

Mówiąc krótko, dopóki przy władzy będzie jakakolwiek prawica (niezależnie od szyldu partyjnego), na wdrożenie pełnych praw kobiet (i praw człowieka w ogóle), w tym do decydowania o własnym organizmie i planowana rodziny, nie będzie mowy. Aby w tym zakresie nastąpiły pozytywne zmiany, prawicowych polityków odesłać należy tam, gdzie ich miejsce – na śmietnik historii. Dopóki bowiem rządzą, Polska pozostanie klerykalnym, zacofanym zaściankiem Europy i świata, obozem koncentracyjnym Gilead.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor