Wieści z frontu

Zachodnie media – i to uznawane za wiarygodne, np. BBC – przekazują złe wiadomości z ukraińskiego frontu. Okazuje się, że nasi wschodni sąsiedzi do walki z wojskami cara Putina wysyłają ludzi coraz słabiej uzbrojonych, bez przeszkolenia, a nawet takich, których jeszcze niedawno uznano za niezdolnych do pełnienia służby wojskowej. Ochotnicy? Skądże! Osoby z obowiązkowego poboru.

Po przeszło roku krwawej wojny tragiczna owa sytuacja nie dziwi. Przeciwnie, jest typowa dla konfliktu zbrojnego, oznaczającego przecież niezmierzoną tragedię nie tylko dla ludności cywilnej, ale i dla żołnierzy.

Rzecz jasna, Ukraina się tym nie chwali. Jej propaganda podaje, że wszystko jest w porządku, oddziały rosyjskie i wspierający je najemnicy dostają łupnia i jeszcze troszkę, troszeczkę, a wycofają się za Ural. Nie ma w tym nic złego; propaganda podczas wojny jest taką samą bronią, jak pociski, pełni też jakże istotną funkcję podnoszenia moralne armii i cywilów, a poza tym państwo broniące się przed atakiem ma pełne prawo jej używać. Rosja zresztą stosuje analogiczną.

Tyle, że zagraniczne ośrodki medialne mają z kolei obowiązek przekazywania informacji możliwie najlepiej oddających stan faktyczny. Nie chodzi o dowalenie komukolwiek – w tym przypadku Ukrainie – lecz o rzetelne informowanie, co się w ogóle dzieje. Odbiorcy mediów (czyli my) mają prawo do poznania danych wykraczających poza warstwę propagandową obu walczących stron (i nie, zestawienie dwóch przeciwstawnych propagand nie da w efekcie prawdy). Chodzi przecież o bezpieczeństwo, czy przynajmniej świadomość potencjalnych zagrożeń.

BBC, jak widać, z tejże powinności jakoś tam się wywiązuje. Podejrzewam, że inne zachodnie media też, lepiej lub gorzej. A polskie?

A polskie bezrefleksyjnie, na zasadzie KOPIUJ-WKLEJ powtarzają ukraińską propagandę. Wszystkie: zarówno dawniej publiczne, a obecnie nie-rządowe (czyli pośrednio amerykańskie), jak i prywatne (polskie, europejskie oraz bezpośrednio amerykańskie). Tymczasem to właśnie my, jako osoby obywatelskie państwa przyfrontowego, do tego nieformalnie, acz dość mocno zaangażowanego w konflikt (pomoc militarna, pomoc humanitarna, najemnicy), mamy pełne prawo, by wiedzieć możliwie dużo (pełnych informacji nie pozyskać nigdy, z tego chociażby względu, że żadne medium nie jest w stanie ich pozyskać i podać) z tego, co w Ukrainie REALNIE się dzieje. A to z tej choćby przyczyny, iż może stamtąd napłynąć do nas prawdziwe niebezpieczeństwo.

I nie, carska armia do Polski się nie wedrze. Ale zabłąkane rakiety jednej lub drugiej strony już w nasze terytorium waliły. Nadto, największym zagrożeniem dla Polski, Europy i znacznej części świata jest zbombardowanie przez jedną lub drugą armię bądź wyłączenie ukraińskich elektrowni atomowych – a jest ich tam trochę. Skutki dla naszego zdrowia i życia, nie wspominając o tych dla środowiska naturalnego, byłyby katastrofalne. Działające nad Wisłą media powinny przed tym przestrzegać i informować, co w razie czego należałoby robić, zamiast powielać propagandę Ukraińców, będąca ICH orężem, nie naszym.

Co nie mniej istotne, niemówienie prawdy – czy raczej tego, co jest jej możliwie najbliższe – o sytuacji na froncie, wcale Ukrainie nie pomaga. Przeciwnie. Od rzetelnych informacji zależy chociażby skala pomocy, jaką Polacy chcieliby i mogliby udzielić Ukraińcom, a w zasadzie udzielać jej w dalszym ciągu. Przecież łatwiej jest, przykładowo, zorganizować zbiórki na żywność i sprzęt dla żołnierzy, którzy na froncie pozostają niedożywieni, nie mają ekwipunku czy leków, niż na takich, co prą zwycięsko naprzód, ruchem palca powalając stu przeciwników naraz, zaś amunicja w ich magazynkach się nie wyczerpuje.

No, ale Polska jest nieformalną kolonią USA, więc wszystkie funkcjonujące na naszym terytorium ośrodki masowego przekazu, zwłaszcza te informacyjne, działają na rzecz Amerykanów. W interesie tychże leży zaś kontynuowanie tej wojny tak długo, jak długo będzie ona szkodziła Rosji i generowała zyski dla amerykańskich kapitalistów z różnych branż, zwłaszcza zbrojeniowej i paliwowej. Dlatego szerzenie wśród ludności skolonizowanej (polskiej oczywiście) propagandy Kijowa zamiast rzetelnych informacji jest imperialistom na rękę.

Poza tym, Polacy – jak również imigranci oraz uchodźcy z Ukrainy – mają w (k)raju nad Wisłą zasuwać za półdarmo na fortuny światowych kapitalistów, a nie interesować się sytuacją na froncie w sąsiednim państwie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor