Bicie i szczucie

Zmarł ośmioletni Kamil z Częstochowy. Chłopczyk zakatowany przez własnego ojczyma, wedle medialnych komunikatów, przy bierności lub przyzwoleniu matki. Tragedia straszna, media i portale społecznościowe rozgrzane do czerwoności, w czym nie ma absolutnie nic dziwnego. Ludzie są przerażeni, zbulwersowani, rozwścieczeni, rozżaleni i ogarnięci miliardem wariacji różnych negatywnych emocji, jakie sprawa owa wywołuje. Jak łatwo się domyślić, szukanie winnych rozkręciło się na całego. Przyznam, że nie czuję się na siłach wnikać i analizować w szczegółach dokładnie ten przypadek; za mało wiem, by ferować wyroki. Pokuszę się o wniosku nieco bardziej ogólne.

Wśród internetowych czy medialnych opinii łatwo można znaleźć wiele mądrych i merytorycznych wypowiedzi, acz – co logiczne – nader ponurych. Oto w licznych postach rozumne osoby przypominają, iż takich Kamilków – oraz Kamilek – w Polsce jest bardzo wiele. Bo przemoc w rodzinach kwitnie, dzieci zaś, obok kobiet, najczęściej padają jej ofiarami.

Jasne, stosunkowo rzadko – jakkolwiek i tak nazbyt często – kończy się to śmiercią młodego człowieka, niemniej ZAWSZE wiąże się z jego cierpieniem. I można to zwalać na Kościół katolicki (w znacznej mierze słusznie), PiS i resztę prawicy (też słusznie), rozmaicie rozumianą patologię (różnie z tym bywa, rzecz jest bowiem ogromnie skomplikowana), nałogi (tak, często są one ponurym tłem domowej przemocy), ale uważam, iż bezwzględnie należy zwrócić uwagę na zło, tkwiące w naszej kulturze.

Czyli na uznanie bicia dzieci za „normalną metodę wychowawczą”. Rzecz jasna, ani normalna ona nie jest, ani z wychowaniem nie ma nic wspólnego; z hodowlą kolejnych pokoleń socjopatów, sadystów lub osób ze zniszczonym zdrowiem psychicznym, owszem. Ktoś podniesie, że przecież nie chodzi o znęcanie się, katowanie czy rzucanie dzieciakiem o kaloryfer, ale o klapsy. Tak, tylko, że od klapsów się właśnie zaczyna; one również bolą, i chociaż pozostawiony przez nie ból fizyczny szybko przemija, to psychiczny zostać może (i najczęściej faktycznie zostaje) na całe życie, w postaci traumy. Poza tym, od klapsa do zatłuczenia małoletniego domownika na śmierć droga jest króciutka; tak samo króciutka była od antysemickich wypowiedzi szurniętego malarza i jego zwolenników do komór gazowych.

Bo po co dziecku coś tłumaczyć? Po co z nim rozmawiać? To niełatwe, wymaga wiedzy, wysiłku, a często też umiejętności poprawnego wysłowienia się. Lepiej zastosować znacznie prostszą metodę – palnąć małego(ą) otwartą dłonią. Nie pomoże? To pięścią go/ją! A potem z kopa! Następnie kablem! I tak dalej, aż do tragicznego finału.

Oczywiście, przemoc domowa wymierzona w najmłodszych ma wymiar nie tylko fizyczny. Równie, a czasami jeszcze bardziej krzywdzące są krzyki, wyzwiska, poniżanie, wyśmiewanie czy też stawiania potomkom nazbyt wysokich wymagań, odnośnie chociażby ocen w szkole – i zaszczuwanie, kiedy potomkowie tychże nie spełnią. Tak, to też są formy przemocy, rzecz jasna psychologicznej. Wcale nie uczą one odpowiedzialności, dobrego zachowania, ani też do niczego nie motywują, pozostawić za to mogą rany na całe życie. Niestety, podobnie jak klapsy, i one uznawane są za „normalne metody wychowawcze”.

Dopóki ta postawa nie zostanie wyrugowana ze społecznej świadomości, dopóty dzieci będą umierały, zakatowane bądź zaszczute przez FORMALNIE najbliższe sobie osoby.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor