Ci, co chcą żyć

Wściekłość – jak to często bywa, podszyta lękiem – znów ogarnęła polskich kapitalistycznych wyzyskiwaczy, a wraz z nimi ich pachołków z prawicowego (podszywającego się pod liberałów) komentariatu. Wywołała ją postawa młodego pokolenia osób obywatelskich Polski. Jakaż to? Ano, ludzie ci oczekują od pracy wysokich zarobków i czasu wolnego. W kapitalistach tudzież ich politycznych oraz medialnych sługusach wzbudza to furię. No bo jak ktokolwiek – a zwłaszcza człowiek dopiero wchodzący na rynek pracy lub obecny na nim od niedawna – w ogóle śmie domagać się zapłaty za robotę?! Przecież ma zasuwać za miskę ryżu, co potwierdził nawet obecny premier nie-rządu Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze w czasach, gdy doradzał Donaldowi Tuskowi. I straszliwa jest u tych młodziaków czelność, skoro chcą mieć czas wolny! Odpoczynek im się marzy! A harować po szesnaście lub dwadzieścia cztery godziny na dobę przez sześć do siedmiu dni w tygodniu to nie ma komu!

No to doczekali się młodzi Polacy łatki „materialistów”, wziętej oczywiście stąd, że chcą zarabiać na swojej pracy. Dużo, to znaczy tyle, by zaspokoić swe potrzeby i mieć oszczędności, aby od czas do czasu kupić sobie coś droższego. Innymi słowy, tyle, aby mogli pozwolić sobie na życie, a nie na wegetację. Oczywiście, jak zwykle kapitalistyczna propaganda uznała ich też za „roszczeniowych” i „leniwych”, jak zresztą każdego, kto chce utrzymać się ze swojej pracy i nie poświęcać jej całego czasu poza ewentualnie snem.

Przekaz ów jest nie tylko obraźliwy, ale też totalnie wyprany z prawdy. Pokolenie Z, czyli urodzone na przełomie tysiącleci, rozpoczynające właśnie karierę zawodową bądź szykujące się do tego, jak najbardziej chce pracować. Ale nie na de facto niewolniczych zasadach, na jakich harowała generacja ich rodziców czy starszego rodzeństwa tudzież kuzynostwa. Jak pisałem niedawno, pokolenie Z jest bardzo świadome, widzi bowiem, że poświęcenie życia wymogom narzuconym przez kapitalistycznych wyzyskiwaczy w niemal żadnym przypadku nie przyniosło obiecanego przez propagandę sukcesu, lecz prawie w każdym – choroby zawodowe (psychiczne i fizyczne), ogromne kredyty do spłacenia oraz rozwalone w drobny mak życie rodzinne i osobiste. Trudno ganić młodych ludzi, że nie chcą podążać tym śladem (nie tylko w Polsce zresztą).

Oni wcale nie są leniwi; wbrew temu, co głoszą piewcy kapitalizmu, przedstawiciele generacji Z do roboty się aż palą – w sensie: do ZARABIANIA (czyli uzyskiwania dochodu za swój wysiłek) pieniędzy, bo od tego wszak praca jest. I robią to, często korzystając z nowych technologii, takich jak serwisy streamingowe. A jeśli idą do klasycznych przedsiębiorstw, to owszem, oczekują w miarę stabilnego zatrudniania i płac, które nie będą głodowe. Ci młodzieńcy durni nie są, doskonale wiedzą, że koszta życia niepomiernie rosną, toteż ich wypłaty również muszą iść w górę. Nie zamierzają – i mają stuprocentową rację! – zaharowywać się, a nie mieć pieniędzy na opłacenie rachunków czy kupno najbardziej podstawowych produktów. Nie dziwię im się, bo wiem, jak się w takiej sytuacji żyje, i czym to grozi (moja próba samobójcza sprzed roku wzięła się właśnie z tego). Jeśli oczekiwania takie nazwać materialistycznymi, jest to bardzo zdrowy materializm, wynikający z logicznego rozumowania oraz czegoś, co jest ponoć naturalne dla żywych organizmów z rozwiniętym układem nerwowym – woli życia.

A czas wolny? Ten jest potrzebny do regeneracji biologicznej, zarówno ciała, jak i umysłu. Niejednokrotnie o tym pisałem. Bez odpoczynku byśmy umierali… i faktycznie, przypadki śmierci z przepracowania w kapitalizmie do rzadkości nie należą, natomiast spowodowane nim ciężkie schorzenia są jeszcze częstsze.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje, że praca jest człowiekowi niezbędna. Młode osoby w Polsce też tego nie robią. Doskonale wszelako rozumieją, iż czym innym jest być pracownikiem, a czym innym niewolnikiem, choćby nieformalnym. Nieformalnym, czyli człowiekiem, który wprawdzie nie stanowi własności kapitalisty, ale pod względem ekonomicznym jest mu całkowicie podporządkowany, jego życie sprowadza się jedynie do wykonywania narzuconych obowiązków, natomiast zarobione pieniądze (wypłacone, rzecz jasna, z łaski, w formie ochłapów z pańskiego stołu) nie starczają, a jeśli już, to ledwo-ledwo, na pokrycie podstawowych wydatków: opłacenie rachunków, zakup żywności, odzieży, leków, zapewnienie sobie dojazdu do pracy, itd.

Nie ma nic dziwnego, ani tym bardziej złego, kiedy ktoś chce pracować po to, żeby móc nabyć mieszkanie z jego wyposażeniem (lepszej klasy sprzęt audio-video wliczając) oraz porządne auto, aby móc co jakiś czas wyjechać na wczasy w wybrane miejsce na świecie, by założyć rodzinę i mieć ją za co utrzymać. To naturalne, że człowiek oczekuje, iż wynagrodzenie za pracę pozwoli mu na realizację marzeń i pragnień – po to się przecież podejmuje zatrudnienie. Dobrze, że młodzi ludzie domagają się czasu wolnego; pragną wszak nawiązywać relacje z innymi osobami, rozwijać swoje pasje oraz zainteresowania, odpoczywać… Mówiąc krótko, świetnie, iż planują żyć, a nie tylko wegetować jako biologiczne maszyny zasuwające na bogactwo kapitalistycznych wyzyskiwaczy. Jest to postawa godna najwyższego szacunku.

A prywatni właściciele środków produkcji wraz ze swoimi propagandystami są o to na młodych wściekli ze strachu. Boją się, że coraz więcej osób nie zechce być niewolnikami harującymi za przysłowiową miskę ryżu, co doprowadzi do upadku, a przynajmniej znacznych reform systemu kapitalistycznego, wówczas zaś klasy pasożytniczo-wyzyskujące stracą swoje niewyobrażalne, uzyskane na eksploatacji proletariatu bogactwa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor