Dziecko zbombardowane

Izrael bombarduje Strefę Gazy. Na palestyńskie domy spadają śmiercionośne ładunki wybuchowe. Już kilkadziesiąt osób w każdym wieku straciło życie, rannych jest znacznie więcej, codziennie przybywa ofiar. Oficjalnie jest to, rzecz jasna, walka z „terrorystami”, bo tak faszystowskie (tym słowem należy określić ich skrajnie prawicową, zbrodniczą politykę) władze w Tel Awiwie określają Palestyńczyków domagających się niepodległości i poszanowania praw człowieka – nawet, jeśli prowadzą oni swoją walkę w pokojowy sposób. Tyle, że nie żadni terroryści giną zasypani gruzami lub spaleni żywcem, lecz zwykli ludzie, w tym kobiety i dzieci; zdjęcia ofiar można bez trudu znaleźć chociażby na Facebooku.

(I nie, nie Żydzi są winni, że krwawe, tyrańskie państwo; liczni przedstawiciele narodu żydowskiego protestują przeciwko izraelskim zbrodniom na Palestyńczykach, za co należy im się wielki szacunek).

Nie są to oczywiście pierwsze tego typu rzezie na ludności palestyńskiej; Izrael urządza je często. Niekiedy są to, jak teraz, bombardowania, kiedy indziej wojskowe czy policyjne pacyfikacje miejscowości i osiedli palestyńskich; podczas nich strzela się do nieuzbrojonych zwykle ludzi, na przykład rodziców protestujących przeciwko brutalnym aresztowaniom ich małoletnich potomków. A gdy akurat nie odbywają się tego typu krwawe akcje, uskuteczniana jest polityka apartheidu oraz odcinania Palestyńczyków od potrzebnych do życia zasobów.

Palestyna nie jest jedynym takim miejscem na świecie; wojny trwają w licznych krajach Azji (Syria, Jemen, itd), Afryki, w Meksyku (konflikt na linii państwo-kartele narkotykowe i wojny samych karteli) oraz Europie (Rosja i Ukraina oczywiście). Wszędzie tam strzelają karabiny, pistolety, granatniki, wyrzutnie rakiet i Cthulhu wie, jaki jeszcze inny złom przeznaczony do masowego mordowania ludzi. Wszędzie buchają płomienia z bomb tudzież min. Wszędzie ludzie ludziom wypruwają flaki. Wszędzie dochodzi do grabieży i gwałtów. Wszędzie do grona ofiar zaliczają się dzieci.

Czym różni się palestyńskie, syryjskie, jemeńskie czy jakiekolwiek inne dziecko umierające podczas bombardowania albo rozstrzeliwane od dziecka, dajmy na tu, ukraińskiego, które spotyka taki sam los? Niczym. Może co najwyżej ich śmierć ma inne polityczne uzasadnienie, bo Putin w swoich już się pogubił (pierwotnie była to denazyfikacja Ukrainy), podczas gdy Izrael (podobnie jak USA, Arabia Saudyjska, itd.) wciąż z maniackim uporem powtarza te swoje bajeczki o „walce z terroryzmem”. Ale to tylko uzasadnienia, bo tak naprawdę zawsze chodzi o realizację czyichś chorych imperialistycznych interesów, i nieważne, czy ten ktoś nazywa się Putin, Netanjahu, Saud, Biden (lub którykolwiek z jego ludobójczych poprzedników), czy jeszcze inaczej – zawsze morduje, by zwiększyć wpływy swoje oraz, zwłaszcza, korporacji, jakie stoją za nim i jego państwem. Nieodmiennie chodzi o położenie brudnych lepkich łap na zasobach: ziemi, wodzie, surowcach naturalnych…

I zawsze śmierć ofiar, zwłaszcza dzieci, pozostaje jednakowo paskudna oraz zbrodnicza.

Tyle, że USA i Izrael, mordując ludzi, w tym małoletnich, cieszą się uznaniem „cywilizowanego” świata. Arabia Saudyjska, dokonując masowych zbrodni w Jemenie (od lat największa katastrofa humanitarna na świecie!), spotyka się raczej z milczeniem, pełnym NIE potępienia bynajmniej. O krwawych wojnach w Afryce „cywilizowany” świat zachodni (euroatlantycki) nie wspomina, traktując je z obojętnością; czasem tylko ktoś zainteresuje się Sudanem, Somalią czy Mali (tym ostatnim, bo francuskie korporacje mają tam znaczące wpływy, jako że to ich niegdysiejsza kolonia). Krew rozlewana przez kartele w Meksyku zainteresuje świat wówczas, gdy rykoszetem oberwać mogą zachodni turyści bądź interesy jankeskich korporacji.

W obecnej euroatlantyckiej propagandzie tylko Putin jest zły, jedynie on pozostaje zbrodniarzem, mimo iż to, co rosyjskie wojska wyczyniają w Ukrainie, NICZYM nie różni się od zbrodni izraelskich, amerykańskich, saudyjskich… Śmierć dzieci w Gazie jest identyczną tragedią jak to, że giną te w Ukrainie.

Ale kontrolowany przez USA i ich sojuszników Zachód w swojej obłudzie nie dostrzega jednakowego wymiaru tychże tragedii. Przecież „nasi” nie mogą być mordercami, a skoro nimi są, to pewnie w „dobrej sprawie”, bo walczą z „terrorystami”. Którzy to „terroryści” mają kilka do kilkunastu lat. I z reguły ciemniejszy niż większość Europejczyków oraz Amerykanów kolor skóry. W większości nie modlą się też do Boga chrześcijan, ale do Allacha (przy czym nie zawsze, bo trzydzieści procent Palestyńczyków to chrześcijanie) – zresztą, to jeden i ten sam Bóg, tylko trochę inaczej pojmowany, he, he – bądź jakichś swoim plemiennych władców nieba i ziemi. Czyli w zachodniej optyce są „gorsi”. Można więc ich swobodnie eksterminować, nawet, jeśli są dziećmi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor