Rumuński przykład

Rumunia kojarzy się wielu z nas z biedą, zacofaniem, Karpatami, ewentualnie turystyką, Ceausescu czy księciem Vladem Draculą. Tamtejsza ludność faktycznie była uboga, nawet bardzo… ale po transformacji ustrojowej Rumunia nie zniszczyła swojego przemysłu, przynajmniej nie cały. Na siłę zachowała markę samochodową Dacia, aż w końcu wykupił ją koncern Renault-Nissan i dziś te auta, bardzo zresztą fajne, święcą rynkowe triumfy na kilku kontynentach (nawet w Europie Zachodniej, gdzie początkowo w ogóle nie zamierzano ich sprzedawać). Po wejściu zaś do Unii Europejskiej owo karpackie państwo skorzystało z okazji i unijnej pomocy, dzięki czemu dynamicznie się rozwija.

A Rumuni są chyba mądrym społeczeństwem, o czym świadczy, że nie wahają się masowo demonstrować, kiedy w ich kraju źle się dzieje i domagają się zmian, jak również, iż wybierają całkiem niezłych polityków. Ci zaś wprowadzają sensowne reformy.

Przykładowo, plagą rumuńskiego rynku pracy – podobnie jak polskiego oraz wielu państw kapitalistycznych, gdzie wdrożono neoliberalny/neokonserwatywny model ekonomiczny – była plaga umów śmieciowych. Czyli cywilnoprawnych, które stosowane są przez nieuczciwie działających kapitalistów w sytuacji, gdy pracownicy powinni być zatrudnieni na etacie. Przykładem są umowy o dzieło, zlecenia czy agencyjne zamiast umów o pracę. Albo wymuszone samozatrudnienie. Służą one (o czym wielokrotnie pisałem) wzmożeniu pasożytowania kapitału na proletariacie: odarciu pracowników z ich praw, zmniejszeniu pensji, a zwłaszcza przerzuceniu na nich kosztów pracy. Prowadzi to w naturalny sposób do zwiększenia zysków kapitalistów i zubożenia pracujących (np. sami muszą za siebie odprowadzać w całości składki ubezpieczenia zdrowotnego, jeśli chcą się leczyć, a w przyszłości mieć emeryturę).

W Rumunii, jako się rzekło, patologia owa – bo nią umowy śmieciowe są, niezależnie od bredni, jakie wciskają nam kapitalistyczni, prawicowy propagandyści – stanowiła plagę. Ale władze poradziły sobie z nią. W jaki sposób? Ano, w prosty. Wprowadzając rygorystyczne przepisy, które wyeliminowały z rynku pracy umowy zlecenia i o dzieło.

A w (k)raju nad Wisłą jak się pod tym względem rzeczy mają? Od lat paskudnie. Nasz rynek pracy jest przez śmieciówki psuty od długiego czasu, a ich ofiarami padają zwłaszcza młode osoby, rozpoczynające swoją karierę zawodową… i często niemogące liczyć na poprawę sytuacji.

O konieczności walki z plagą umów śmieciowych merytorycznie mówi tylko Lewica. PiS już dawno wycofało się z postulatów w tym zakresie (nic dziwnego, wszak to prawicowcy, czyli pachołki kapitalistów), ograniczając się do – nazbyt skromnego – podwyższania płac. PSL i współpracująca z nim Polska 2050 chyba nie wiedzą, na czym, poza klerykalizmem, chcą się skupić. Platforma Obywatelska i jej zhołdowani koalicjanci są zwolennikami śmieciówek; zresztą, rozprzestrzeniły się one właśnie pod rządami PO-PSL w latach 2007-2015, kiedy to plaga owa przyjęła potężne rozmiary (osławiona praca za 5 zł… chociaż to i tak był spory zarobek pod Tuskowym butem). Konfederacja i reszta skrajnego prawactwa najchętniej zniosłaby nawet płacę minimalną, nie wspominając o umowach o pracę.

Z kolei media – poza kilkoma niszowymi wyjątkami, prawicowe, czyli skrajnie prokapitalistyczne – praktycznie dzień w dzień gloryfikują umowy śmieciowe, wciskając, jakie to one fajne… dla pracowników. O tym, że odbierają stabilność bytową, generują stres i przemęczenie, a także prowadzą do zmniejszenia dochodów, jakoś ani słówko nie pada. W takiej propagandzie celują zwłaszcza Gazeta Wyborcza czy TVN24, choć nie tylko.

Mówiąc krótko, nie ma w bliżej przewidywalnej przyszłości nadziei, by Polska wzięła przykład z Rumunii… Choć w tej kwestii jak najbardziej powinna.

Rzecz jasna, nie w każdej sytuacji umowa o dzieło czy zlecenie staje się śmieciówką. W oparciu o tę pierwszą pracować mogą twórcy, artyści, copywriterzy czy ewentualnie dziennikarze. Ta druga to opcja dla osób, które sobie dorabiają. Kontrakt może być zastosowany przy naprawdę dużych zarobkach. Ze śmieciową patologią mamy do czynienia jednak wówczas, kiedy na umowę o dzieło czy zlecenia zatrudniony jest urzędnik, nauczyciel, osoba sprzątająca, górnik, hutnik… innym słowy, każdy pracownik, który w świetle prawa winien pracować na etacie (umowie o pracę). Umowa cywilnoprawna staje się śmieciową, gdy kapitalista wykorzystuje ją przeciwko pracownikowi. I z tą patologią trzeba walczyć. Korzystając z rumuńskiego przykładu, czyli uchwalając restrykcyjne przepisy prawne.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor