Więcej za mniej

Przed kilkoma dniami robiłem zakupy w pewnym dyskoncie. Akurat była przecena – mylnie (z językowego punktu widzenia) nazywana promocją (słowo to po polsku oznacza awans) – na jabłka. Wziąłem cztery, bo tyle akurat było mi potrzebne. Przecenę oczywiście zauważyłem, ale jako że obniżona kwota do zapłaty obowiązywać zaczynała od zakupienia kilograma smacznych owych owoców, wiedziałem, że się na nią nie załapię, co mnie nie obchodziło. O fakcie przypomniała mi jednak pani przy kasie, informując, że będę musiał zapłacić cenę regularną, bo nie uzbierał się kilogram. Podziękowałem i zgodnie z planem nabyłem cztery.

Nie twierdzę, że przecena owa jest oszukana; przeciwnie, faktycznie działa. Ma jednakowoż również działanie podprogowe. Otóż, kryje się w niej, a także jej podobnych zabiegach marketingowych, dość ostra zachęta do zakupienia jak największej ilości towaru/liczby towarów. Kup dwa egzemplarze zamiast jednego, bo to się opłaca! – krzyczą do nas slogany reklamowe tudzież nalepki z cenami. Kup kilogram zamiast połowy! I tak dalej. Patrząc na rzecz całą od strony stricte kwotowej, skorzystanie z takiej opcji rzeczywiście jest, a przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje się opłacalne.

Problem w tym, że ludzie, którzy się na to łapią, z reguły nabywają więcej produktów, niż realnie potrzebują. A potem jedzenie ląduje na śmietniku, odzież wisi, obuwie zaś stoi w szafie, niepotrzebny – do takiego wniosku nabywa doszedł oczywiście już po dokonaniu transakcji – sprzęt może nawet nie zostać rozpakowany… Ważne wszelako, że odbył się akt zakupu, stan posiadania uległ zwiększeniu, klient natomiast podbudował swoje ego, uważając się za cwaniaka, skoro korzysta z przeceny – dużo kupił, ale jest oszczędny.

No właśnie, niekoniecznie. Bo wydawanie forsy – nawet obniżonych kwot – na coś, z czego się nie korzysta, oszczędnością w żadnym razie nie jest.

Jeszcze na studiach nauczyłem się oszczędzać podczas zakupów, ze szczególnym uwzględnieniem spożywczych i odzieżowych/obuwniczych, nabywając to i tylko co, co jest mi NAPRAWDĘ potrzebne, albo bardzo mnie interesuje (kultura); innymi słowy, wydaję pieniądze na coś, o czym wiem, że z tego skorzystam: zjem, ubiorę, wzuję, poczytam, pooglądam, będę jeździł, itd. Nie dokupuję dodatkowego towaru dlatego jedynie, że wówczas załapię się na przecenę lub darmową przesyłkę (w przypadku zamówienia). To może i fajne opcje, ale dla kogoś, kto ma naprawdę kupę forsy do wydania, a przy tym znaczne potrzeby, toteż rzeczywiście kupuje często i dużo. Takiej osobie faktycznie opłaca się korzystać z przecen polegających na dobieraniu dodatkowego towaru.

Mnie jakoś nie rajcuje posiadanie dla samego posiadania...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor