Bo zawsze macali

Poruszałem już ten temat na swoim profilu facebookowym, ale tutaj też go poruszę. Sprawa jego bowiem na tyle bulwersująca, przerażająca tudzież odrażająca, że warto o niej wspominać, gdzie się tylko da.

Dyrektorka jednej ze szkół na Podkarpaciu stwierdziła, że ksiądz katecheta molestuje seksualnie dzieci. No to zgłosiła sprawę kurii (teraz kuria ma obowiązek przekazać rzecz całą organom ścigania, ale czy i na ile się z niego wywiązała, nie wiem). W zasadzie słusznie, gdyż przełożonymi zboczeńca w sutannie są biskupi, zaś szkolna katecheza pozostaje w jurysdykcji Kościoła katolickiego, nie władz publicznych (państwo, z naszych oczywiście podatków, tylko ją szczodrze finansuje).

Co było dalej? Ano po majówce pod rzeczoną placówką wątpliwej oświaty stawili się mieszkańcy miejscowości. Mało tego – rodzice dzieci. Jeśli sądzicie, że zamierzali wyrazić dyrektorce wdzięczność za reakcję na straszliwą krzywdę ich progenitury, to się mylicie. Chyba, że za takową uznać taczki, na których chcieli wywieźć panią dyrektor, groźby w jej kierunku, odebranie jej telefonu komórkowego, skakanie po samochodzie (jeśli go uszkodzili, a pewnie tak było, to czy ktokolwiek zapłacił za szkody? Jakoś wątpię…), blokowanie jej drugi ucieczki… znaczy, wyjazdu. Ostatecznie, dyrektora ze szkoły odeszła. Ksiądz został.

Czyli w skrócie: rodzice zaatakowali osobę, która pełniąc swoją funkcję, broniła ICH dzieci przed odrażającą krzywdą, a zarazem przerażającą zbrodnią. Mało tego, wprost opowiedzieli się za krzywdzicielem i zbrodniarzem, argumentując, że w sumie nic się nie stało, bo „księża zawsze macali”.

Cóż, w tym (że macali, a nie, że nic się nie stało, gdyż stało się ogromnie wiele złego) akurat kryje się sporo prawdy, ponieważ pedofilskie czyny kleru katolickiego są co najmniej tak stare jak celibat. A Kościół zbrodnie te nauczył się doskonale tuszować, w czym swój udział mają kolejni hierarchowie, papieży wliczając; Karola Wojtyły/Jana Pawła II, jak wiemy, prawidłowość ta również otoczyła. Związek ów wyznaniowy potrafi też ostro walczyć z ludźmi, którzy prawdę o zboczeńcach w sutannach ujawniają (z reguły są to dziennikarze lub działacze społeczni; rzadziej politycy, acz i tacy się trafiają – vide Joanna Scheuring-Wielgus). Kościół wszelako to nie tylko duchowieństwo różnych szczebli, ale też wierni, aczkolwiek ci akurat mają być pokorni, bezwolni tudzież milczący.

No i w tym wypadku akurat wierni zadziałali w sposób wyjątkowo patologiczny, wręcz zdegenerowany pod względem moralno-etycznym. Okazali się wspólnikami zbrodniarza, dokonującego zbrodni na, przypomnę, ICH dzieciach!!! Stanęli jawnie po jego stronie, nie zaś po stronie swoich dzieci, które po tym, co je od tego księdza spotkało, mogą (i zapewne będą) zmagać się z traumą przez długie lata, prawdopodobnie całe życie. Wcale a wcale bym się nie dziwił, gdyby ludzie (???) ci jeszcze się cieszyli z tego, że księżulo raczył obmacać akurat ich dziecko, bądź zrobić mu coś jeszcze gorszego. Nie wykluczam, iż traktują wybór małoletniego na ofiarę przez zboczeńca w sutannie jako formę „wyróżnienia” nie tylko chłopczyka czy dziewczynki, ale i całej rodziny. A może i biorą to za „błogosławieństwo”…?

W każdym razie, przypomnieć należy, że księża-pedofile oraz ci, co dopuszczają się czynów o charakterze pedofilskim (różnica jest taka, że w tym drugim przypadku sprawca wykorzystuje seksualnie dzieci tylko dlatego, że nie ma osoby dorosłej, z którą mógłby kopulować, podczas gdy małoletni są pod ręką; normalny człowiek w takiej sytuacji ściąłby kapucyna, zamiast kogokolwiek krzywdzić), na swoje ofiary wybierają dzieci z rodzin blisko związanych z Kościołem katolickim. Przyczyna jest prosta: właśnie do nich mają najłatwiejszy dostęp… i mogą liczyć na milczenie, zrozumienie, a nawet, jak widać, solidarność. Podejrzewam, iż w omawianym przypadku również było podobnie, z tym, że (dodatkowym?) terenem łowieckim kapłana była szkoła.

Dostrzegam jeszcze jeden, bardziej ogólny aspekt owej tragicznej, przerażającej i odrażającej sprawy. Otóż, w Polsce – ze szczególnym uwzględnieniem wschodnich jej regionów – księża katoliccy wciąż traktowani są jako nadludzie, którym oddaje się niemal boską cześć. A jeżeli nawet aż tak daleko to nie sięga, to w każdym razie jeszcze stosunkowo wiele osób uznaje uprzywilejowaną pozycję katolickich kapłanów. A ujawnianie ich grzechów oraz zbrodni – w tym oczywiście tych o charakterze pedofilskim – ludzie ci traktują jako „ataki” na Kościół. Jasne, w całym (k)raju nad Wisłą się to zmienia, laicyzacja wszak postępuje, w wielu regionach bardzo szybko, niemniej w innych, jak widać, wciąż nazbyt wolno…

Takie traktowanie księży i pozwalanie im na wszystko, molestowanie oraz gwałcenie dzieci wliczając, jest, moim zdaniem, jakże ponurym dziedzictwem około tysiąca lat klerykalizacji (w niektórych okresach naszych dziejów mniej, w innych bardziej agresywnej), kilku stuleci (gdzieś tak od XVII wieku) dominacji Kościoła katolickiego, wieków pańszczyzny (z której wywodzi się poddańczy etos parobka, elementem którego jest uniżoność m. in. wobec kleru), a także rządów prawicy post-solidarnościowej w latach 1989=93, 1997-2001 oraz od 2005 roku do chwili obecnej. Ta ostatnia cofnęła nasze społeczeństwo mentalnie o co najmniej kilkadziesiąt lat, do okresu sprzed Polski Ludowej, kiedy to władze PPR i PPS (Później zjednoczonej w PZPR) zlikwidowały analfabetyzm i przyspieszyły rozwój cywilizacyjny. Nie wspominając o tym, że solidaruchy ponownie oddały za bezcen Polskę Kościołowi katolickiemu (oraz wielkim korporacjom i USA, ale to już inna nieco para kaloszy).

Szkoda tylko dzieci i tych, co stają w ich obronie, przez co cierpią.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor