Wolontariat pańszczyźniany

Szykuje się jeden z większych festiwali muzycznych. Organizator zatrudnia… wolontariuszy. A nie jest to mała firemka, której mogłoby faktycznie być nie stać na opłacenie większej liczby pracowników (takie przedsiębiorstwa raczej nie biorą się za organizowanie wielkich wydarzeń kulturowych). To jednak dopiero połowa paskudztwa. Otóż, kandydaci na wolontariuszy spełnić muszą szereg wymagań, żeby zaś kandydatem zostać, trzeba… uiścić kaucję, i to sporą (około 900 zł).

Mówiąc krótko, od młodych ludzi – bo wszak to do nich skierowana jest owa… hm, oferta – oczekuje się nie tylko, że będą darmową siłą roboczą, ale jeszcze zabulą za samą szansę, by nią zostać. Obawiam się, iż wielu na lep ów się złapie. Chociaż, z drugiej strony, Pokolenie Z jest nieco bardziej świadome, skutkiem czego spore grono jego przedstawicielek tudzież przedstawicieli nie zamierza harować li tylko za jakoby bezcenny (ha, ha, śmiech na sali!) wpis do CV, lecz oczekuje zarobków, i to konkretnych. Niestety, mentalni niewolnicy nadal się trafiają, toteż organizatorzy rzeczonego festiwalu z łatwością znajdą ofiary, co z wielką chęcią pozwolą się wyzyskać i za to zapłacą.

Nie, nie potępiam tych ludzi, nie nabijam się z nich, ani nie szydzę. Sam wiem z własnego doświadczenia, że wchodząc na rynek pracy, młoda osoba chce w ogóle rozkręcić swoją karierę, a w tym celu ima się każdej okazji, nawet i takiej jak bezpłatne staże (wciąż dozwolone, niestety), czy właśnie tego typu „wolontariaty”. Bo zasuwanie za friko ma gwarantować w bliżej nieokreślonej przyszłości wielkie sukcesy zawodowe, zapoczątkowane wpisem do CV. Takie treści kapitalistyczna propaganda wpaja młodym umysłom już od lat szkolnych i studenckich i trzeba samemu odczuć, ile w tym fałszu. A kiedy pojawiają się konkretne oferty darmowej harówy, ich dystrybutorzy głoszą, jak to „super” jest pozwalać się eksploatować przez rzekomo prestiżową firmę czy instytucję; a skoro taka ona prestiżowa, to i robota dla niej ma jakoby więcej znaczyć na rynku pracy; oczywiście okazuje się to bujdą.

Skalę zakłamania tego typu ofert pokazuje już samo wykorzystywanie określeń „wolontariat” oraz „wolontariusze”. Tymczasem PRAWDZIWY wolontariat (dawniej czyn społeczny) to dobrowolne poświęcenie czasu wolnego na świadczenie bezpłatnej usługi lub wytwarzanie dóbr na rzecz instytucji, organizacji lub osób fizycznych, a także środowiska naturalnego. Innymi słowy, działania dobroczynne, prospołeczne, charytatywne. Można zatem być wolontariuszem pracującym dla organizacji pozarządowej zajmującej się pomaganiem ludziom, zwierzętom domowym czy hodowlanym bądź przyrodzie. Można wykonywać wolontariackie prace dla schroniska dla zwierząt albo ośrodka pomocy. Można w ramach wolontariatu zbierać śmiecie z łąki czy lasu, czyścić rzekę/jezioro/staw, bądź też sadzić drzewa. Za tym wszystkim stoi jakaś dobroczynność, jakaś idea, pożytek publiczny – różnie definiowany, acz niezaprzeczalny.

NIE JEST wszelako żadnym wolontariatem zasuwanie za darmochę dla wielkich firm, koncernów i korporacji, które nie prowadzą działalności społecznej, dobroczynnej tudzież ekologicznej, lecz funkcjonują dla zysków, i to gigantycznych; tak, organizowanie super-festiwali też ma na celu zagarnięcie przez organizatorów kwot niewyobrażalnych dla większości społeczeństwa. Takie przedsiębiorstwa nie tylko mogą, ale też powinny płacić za KAŻDĄ wykonaną na ich rzecz pracę. Jeżeli tego nie robią, to najzwyczajniej w świecie okradają (pobierana od kandydatów na „wolontariuszy” kaucja oczywiście powiększa skalę owej kradzieży) zatrudnione osoby, powoli je przy tym zabijając, bo przecież nakłanianie kogoś do darmowej harówy jest pozbawianiem środków do życia.

To nawet gorsza zbrodnia niż ta, jakiej ofiarami padali niewolnicy od starożytnego Rzymu po USA sprzed wojny secesyjnej – im bowiem właściciele musieli zapewnić dach nad głową, wodę, żywność, środki higieny i odzież. Z kolei chłopi pańszczyźniani (też niewolnicy) oprócz pańskich, mieli swoje pola do obrobienia, i z nich teoretycznie mogli się wyżywić.

Niestety, rzeczony festiwal nie jest w Polsce (i obawiam się, wielu innych państwach kapitalistycznych) żadnym wyjątkiem; już prędzej wpisuje się w ponurą regułę. Pamiętam, że w zasadzie tożsama sytuacja – bezpłatna robota zwana obłudnie „wolontariatem” i kaucja za samo uznanie za kandydata do odbycia tegoż – miała miejsce przed mistrzostwami w piłce nożnej, jakie przed laty odbywały się w (k)raju nad Wisłą. I podejrzewam, iż powtarza się ona przed każdą wielką imprezą, czy to kulturową, czy to sportową, czy jakąkolwiek inną.

Bo wiadomo, im tańsza praca, tym większe zyski kapitalistów. Na takiej, do której dokładać muszą już sami kandydaci na pracowników, kapitalistyczni wyzyskiwacze zbijają ogromne kokosy.

Dlatego taki mały apel: nie bądźcie ich parobkami! Pracujcie solidnie i dobrze, ale pod warunkiem, że solidnie i dobrze Wam za to płacą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor