Nieprzyjazne państwo

Polska zajęła niechlubne ostatnie miejsce w Unii Europejskiej w kategorii przestrzegania praw osób LGBT+. Po raz czwarty, dodajmy. Jeśli chodzi o cały kontynent, gorzej jest tylko w Rosji.

Oczywiście, sytuacja tych ludzi – bez względu na ich wiek, bo dzieci i młodzieży też to dotyczy – znacząco pogorszyła się pod nie-rządem Bezprawia i Niesprawiedliwości. Mowa nienawiści, zaczerpnięta wprost z broszurek NSDAP, stała się normą w ustach PiS-owskich politykierów oraz ich niby-prezydenta, że nie wspomnę o katolickich hierarchach, z Jędraszewskim Markiem na czele. Przybyło aktów przemocy fizycznej ze strony skrajnej prawicy. Systemowa dyskryminacja też ma się świetnie; osoby LGBT+ w dalszym ciągu nie mogą zawrzeć małżeństwa ani związku partnerskiego, te zawarte za granicą nie są w Polsce uznawane, adoptowanym dzieciom władze nie chcą przyznawać numeru PESEL, bardzo trudno przychodzi pozyskanie informacji na temat stanu zdrowia osoby partnerskiej przebywającej w szpitalu, zachodzą problemy z dziedziczeniem (logiczne, skoro nie można prawnie uregulować związku)… Dobrze, że do Parad Równości się nie strzela, acz przypuszczam, iż jeśli PiS lub jakakolwiek inna prawica jeszcze trochę porządzi, to i do tego dojdzie.

Jeżeli chodzi o rządy wcześniejszych ekip prawicy postsolidarnościowej, to wiele lepiej nie było. Owszem, nienawiść pozostawała nieco mniej jawna i rzadziej potoki jej płynęły z ust politykierów głównego nurtu. Ale o przyznaniu osobom LGBT+ przynależnym im praw obywatelskich mowy nie było. Ludzie ci od dawna zgłaszali swoje postulaty, ale PO radośnie je ignorowała. Formacja ta przedstawia się jako przychylna mniejszościom seksualnym (podobnie jak kobietom) podczas kampanii wyborczych, po ich wszelako zakończeniu szybko o ludziach tych zapomina; świetnym przykładem jest zachowanie Rafała Trzaskowskiego.

Z kolei dwa lewicowe rządy SLD (niestety, w koalicji z PSL-em) w latach 1993-97 i 2001-05 trafiły na czasy, kiedy świadomość praw osób LGBT+, również wśród polityków, stała na o wiele niższym niż dziś poziomie; poza tym, rządy z lat 1993-97 musiały przede wszystkim podnieść Polskę z ruin pozostawionych przez Balcerowicza i innych solidaruchów. Z kolei ekipa Leszka Millera postawiła sobie za cel wprowadzenie (k)raju nad Wisłą do Unii Europejskiej (co się, na szczęście, udało), ale prawa człowieka sobie odpuściła, głównie po to, by nie zrażać do akcesji niezbyt jej chętnego Kościoła katolickiego. To odpuszczenie było jednym z największych błędów tamtego rządu.

Na szczęście, dzisiejsza Lewica to już zupełnie inna formacja, o wiele bardziej świadoma i postępowa, znacznie też bardziej niż pokolenie Leszka Millera wyczulona na prawa człowieka, ich łamanie, jak również patologie typu nienawiść czy nietolerancja. To bodaj jedyne ugrupowanie w Polsce (dobra, są jeszcze Zieloni, ale zhołdowani przez wsteczną, zapyziałą PO, która nie pozwoli im rozwinąć skrzydeł), jakie mentalnie jest już w XXI wieku i chciałoby, aby nasze państwo też osiągnęło takie standardy.

Mówiąc krótko, Lewica pozostaje obecnie jedynym sojusznikiem osób LGBT+ na polskiej scenie politycznej. Mowa o polityce parlamentarnej, gdyż poza Sejmem i Senatem działają (na szczęście!) liczne organizacje broniące praw człowieka, w tej liczbie i ludzi nieheteronormatywnych.

Niestety, bez odsunięcia od władzy KAŻDEJ prawicy, sytuacja się nie zmieni. I nie chodzi o pozycję Polski w takim czy innym rankingu, lecz o to, aby osoby LGBT+ wreszcie mogły normalnie, bezpiecznie żyć w przyjaznym sobie państwie, gwarantującym im dokładnie takie same prawa, co reszcie obywatelek i obywateli. Żeby organa państwowe skutecznie przeciwdziałały nienawiści, nietolerancji oraz przemocy.

Do tego nie doprowadzi prawica bardziej umiarkowana. Nie jest ona wprawdzie JAWNIE wroga wobec mniejszości seksualnych, ale ma je gdzieś; nie zamierza zwiększać zakresu ich praw (nawet, jeśli składa takie obietnice wyborcze – przykład pana Trzaskowskiego już przywołałem, czyż nie?), ani walczyć z wymierzoną w tych ludzi agresją. Innymi słowy, umiarkowani prawicowcy radzi byliby zostawić rzecz cała taką, jaka jest. Działają oni na zasadzie: „toleruję gejów, ale pod warunkiem, że się nie obnoszą”. Jest to zatem tolerancja szczątkowa, czyli fałszywa. Niestety, postawa taka prowadzi jedynie do rozwoju patologii, gdyż oznacza bierność wobec niej.

No, ale skoro umiarkowanego prawicowca (o skrajnym nie wspominając) wpienia to, że ktoś umieścił tęczową flagę na pomniku Jezusa (nie niszcząc go, ani nawet nie uszkadzając), a nie to, iż ta sama osoba nie może uregulować statusu prawnego swojego związku i ponosi przykre tego konsekwencje, czy że jest non stop wyzywana od najgorszych i odzierana z człowieczeństwa… no to jakim cudem taki prawicowiec miałby cokolwiek w (k)raju nad Wisłą zmienić, jeśli chodzi o prawa człowieka?

Dlatego też, dopóki jakiekolwiek ugrupowanie z prawej strony sceny politycznej sprawuje rządy, przyjaznym państwem nie staniemy się nigdy – nie tylko dla osób LGBT+, lecz dla kogokolwiek spoza kapitału i kleru.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor