Nie paś pasterza

Pomaganie jest dobre… ale bywa, że o pomoc proszą ci, co absolutnie jej nie potrzebują.

W okresie około świątecznym uaktywniają się różnego rodzaju organizacje pozarządowe i charytatywne. Trwają zrzutki pieniężne tudzież zbiórki pomocy rzeczowej i im podobne akcje – niektóre z nich to dzieło związków wyznaniowych, w tym Kościoła katolickiego. Nie byłoby w tejże kościelnej dobroczynności nic fałszywego, gdyby nie...

Ano właśnie, Kościół katolicki jest jedną z najbogatszych instytucji nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Majątek już to Watykanu, już to poszczególnych kościelnych jednostek administracyjnych tudzież zakonów poraża swym ogromem. Powiązane z nim organizacje, takie jak chociażby Opus Dei, też obracają ciężkimi miliardami. Liczni biskupi, a nawet szeregowi księża są biznesmenami, czy raczej kapitalistami, zbijającymi na ludzkiej religijności pokaźne majątki (Rydzyk, żeby daleko nie szukać). I tak dalej…

Mówiąc krótko, ów związek wyznaniowy ma się czym dzielić. Jeśli chce prowadzić akcje pomocowe, mające na celu chociażby wydobywanie ludzi z biedy, leczenie, krzewinie kultury i sztuki, itd., dysponuje ku temu zaiste pokaźnymi środkami. I rzeczywiście, takie działania Kościół bądź powiązane z nim organizacje często podejmują. Czy i w jakim faktycznym zakresie niosą one realną pomoc potrzebującym, nie mnie oceniać. W każdym razie, jeśli Kościół organizuje je za własne pieniądze, to okej. Gorzej, jeśli w danym państwie otrzymuje środki publiczne, i to bynajmniej nie na szeroko pojętą dobroczynność. A tak jest w Polsce.

Z budżetu (k)raju nad Wisłą – czyli z NASZYCH pieniędzy!!! – na utrzymanie hierarchii i kleru katolickiego idą corocznie ogromne środki, co trafią na konta nie przykościelnych organizacji humanitarnych, lecz purpuratów i kleru. Polska finansuje oto seminaria duchowne i katolickie uczelnie (wciskające studentom coraz większą ciemnotę i represjonujące przyzwoitych wykładowców), że o katechezie w szkołach publicznych nie wspomnę, ministerstwa oraz spółki Skarbu Państwa dotują kościelne organizacje (w tym biznesowe, np. koncern Rydzyka), księża i biskupi cieszą się znaczącymi ulgami podatkowymi, patologia w postaci Funduszu Kościelnego (powołanego w poprzednim ustroju celem rekompensaty za – zwrócony w III RP z pokaźnym naddatkiem – majątek zarekwirowany Kościołowi w dobie stalinizmu) ma się wspaniale… Wymieniać jeszcze? Do tego dodajmy całą masę nieruchomości, jakie Kościół katolicki otrzymał od państwa za bezcen lub wręcz za darmo (a teraz handluje nimi z prawackimi politykami i ich żonami); ów związek wyznaniowy, wraz z innymi zagranicznymi korporacjami, jest właścicielem ponad połowy terytorium Polski!

A mimo to purpura i czerń ciągle wołają: „Jeszcze!”. Na co odpowiadają politycy. Chyba każda kolejna ekipa rządowa w III RP przyznawała Kościołowi nowe przywileje polityczne, prawne, fiskalne, majątkowe i Cthulhu wie, jakie jeszcze; a te, co nie przyznawały (SLD-UP-PSL na przykład), bynajmniej nie cofały tych przyznanych uprzednio. Jak do tej pory najbardziej szczodry pod tym względem jest ogromnie sklerykalizowany nie-rząd Bezprawia i Niesprawiedliwości, ale też nie oszukujmy się – nie wymyślił on w tym zakresie niczego nowego, lecz po prostu kontynuuje politykę PO-PSL.

Obie bowiem partie, PiS i Platforma Obywatelska, przynależą do prawicy postsolidarnościowej, co oznacza ich niesamowitą klerykalizację; zresztą, w Polsce wszystkie ugrupowania pod względem ideologicznym sytuujące się na prawo od centrum, bez względu na ich rodowód, kleją się do Kościoła. Oznacza to między innymi, iż zarówno Kaczyński, jak i Tusk – a także, rzecz jasna, ich akolici – widzą w kościelnych hierarchach i duchowieństwie sojuszników naganiających im elektorat. Przy tym żaden z tych polityków nie jest naiwniakiem (że obaj są łgarzami, to inna sprawa), toteż doskonale wiedzą, iż tym, w co polscy biskupi wierzą, są pieniądze oraz różnego rodzaju przywileje. Aby zatem pozyskać przychylność purpury i czerni, partie Kaczyńskiego oraz Tuska walką Kościołowi wszystkiego, czego on sobie zażyczy. Skoro zaś rywalizują między sobą o klesze poparcie, to i licytują się, kto hierarchom i duchownym da więcej. Kiedy zatem Donald Tusk mówił o „ratowaniu Kościoła przed PiS-em”, miał na myśli przyznanie mu JESZCZE WIĘKSZYCH niż obecnie środków, po to rzecz jasna, by przekupić purpuratów. Cóż, nie będzie wydawał swoich pieniędzy, tylko nasze…

Jaki z tego wniosek dla nas, obywateli? Ano, taki chociażby, że jeśli chcemy komuś pomóc, czy to wpłacając w miarę swoich możliwości środki pieniężne, czy to przekazując konkretne przedmioty, znacznie lepiej jest wspomóc w ten sposób nie Kościół katolicki, lecz świecką organizację pozarządową. Może to być WOŚP, Szlachetna Paczka, fundacja charytatywna, organizacja pomagająca uchodźcom i migrantom, schronisko dla zwierząt… Przekazywane takim instytucjom (uczciwym, oczywiście, bo na oszustów i wyłudzaczy trzeba uważać) datki z pewnością się nie zmarnują; w przypadku Kościoła nie wiadomo, na co nasza pomoc tak naprawdę pójdzie – całkiem możliwe, że zamiast sfinansować, powiedzmy, posiłek dla osób bezdomnych, dokarmimy napasionego biskupa.

Nie paśmy więc dodatkowo pasterzy, bo i tak prawicowi politycy pasą ich naszą forsą…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor