Kościół, przyroda i klechistan

Ot, i mamy kolejny – ponury, jak łatwo się domyślić – przykład funkcjonowania państwa wyznaniowego (a ściślej rzecz ujmując, klechistanu), jakim stała się Rzeczpospolita Polska po 1989 roku, na skutek zdradzieckich działań prawicy postsolidarnościowej. Tym razem sprawa jest o tyle przykra, że dotyczy ochrony przyrody, i tak nad wyraz w (k)raju nad Wisłą zniszczonej. Ale po kolei.

Łysiec (Łysa Góra) to teren dotychczas przynależący do Świętokrzyskiego Parku Narodowego; w zasadzie serce, centrum, główny punkt tegoż. A zarazem obszar szczególnie cenny, bowiem łączą się tam aż trzy porządki: przyrodniczy, historyczny (zabytki archeologiczne związane ze Słowianami) oraz religijny (klasztor i sanktuarium Święty Krzyż). Przez kilkadziesiąt lat funkcjonowania parku wszystko to się kleiło, tzn. przyroda była prawnie chroniona, podobnie jak zabytki świeckie i kościelne. No, ale przyszła III RP, stopniowo się klerykalizująca, odkąd pan premier Mazowiecki Tadeusz wprowadził katechezę do szkół publicznych w 1990 roku; od tamtej pory Kościół katolicki brał od państwa i społeczeństwa naszego coraz to więcej i więcej, podczas gdy władze (przeważnie prawicowe, wywodzące się z NSZZ „Solidarność”, choć i SLD-owska lewica czystego sumienia w tym zakresie nie ma) dawały mu, czego zażądał, a bywało, że i same z siebie poza owe żądania wychodziły. Tym razem postsolidaruchy z PiS-u postanowiły zrobić prezent zakonowi Oblatów – Ministerstwo (braku) Kultury (z wiadomo kim na czele) przekazało temuż Łysiec, czyli 1,3 ha w centrum Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Po raz pierwszy od 1989 r. teren któregokolwiek PN został uszczuplony ot, tak sobie, decyzją władz państwowych, i to na kościelną rzecz. Jak łatwo się domyślić, negatywne opinie płynące ze strony organizacji broniących przyrody, zostały zignorowane (a wręcz olane) tak przez PiS-owski nie-rząd, jak i przez Oblatów.

Zakonnicy ci, warto zaznaczyć, domagali się przyznania im Łysej Góry, jako terenów zarekwirowanych przez władze „komunistyczne”, już od lat wielu, rzekomo celem przywrócenia temu miejscu pierwotnego, sakralnego charakteru. A w istocie chodzi o czysty biznes; Kościół katolicki wszak i jego formy organizacyjne, np. zakony, to przecież instytucje do bólu kapitalistyczne, działające dla zysku w wymiarze stricte finansowym.

Oblaci, trzepiąc kasiorę, nie będą musieli przestrzegać rygorystycznych przepisów o ochronie przyrody; gdyż przyznane im przez prawackich, klerykalnych barbarzyńców postsolidarnościowych ziemie wyłączone zostały ze Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Zakonnicy podkreślają, iż dostępu pielgrzymom i turystom utrudniać nie zamierzają (nic dziwnego, kogoś przecież muszą skubać z forsy), niemniej ucierpią na tym tamte tereny oraz zamieszkujące je rośliny oraz zwierzęta.

Obrońcy przyrody już wskazują szkodliwe działania, jakie celem zwiększenia przychodów podjęli oblaci: utworzenie sztucznego nasypu prowadzącego do ołtarza polowego (też zaiste niebędącego tworem naturalnym), budowę kamiennej rampy, schodów tudzież drogi wiodącej do klasztoru, organizowanie i goszczenie na terenie tegoż szkodliwych dla przyrody wydarzeń masowych, a także nasadzenie obcych i inwazyjnych gatunków roślin.

Zakonnicy odrzucają te oskarżenia, poza tym o niepożądanych roślinach, które, jak twierdzą, zostały już usunięte. Z imprezami masowymi również jakoby nie mają nic wspólnego (aha, podobnie jak snajper nie ma nic wspólnego z używaniem broni palnej), jedynym zaś, czego chcą, jest odzyskanie terenów zabranych im przez „komunistów”. No i prawicowcy z Bezprawia i Niesprawiedliwości radośnie się do tego ich oczekiwania przychylili.

Generalnie, nic nowego pod słońcem, w każdym razie, nic nowego, odkąd solidaruchy dorwały się do władzy w (k)raju nad Wisłą. O procesie klerykalizacji (wspomnianym kilka akapitów wyżej) nie raz ani nie dwa pisałem; Kościół i powiązane z nim organizacje dostają od kolejnych prawicowych rządów (PiS-owski nie stanowi pod tym względem żadnego wyjątku, kontynuuje po prostu to, co rozpoczęli jego poprzednicy) coraz to nowe przywileje polityczne, prawne tudzież majątkowe (na tych ostatnich purpurze i czerni najbardziej, rzecz jasna, zależy). Przyznanie przez Ministerstwo (braku) Kultury Łyśca Oblatom zalicza się do tej trzeciej kategorii.

Oczywiście, kiedy w grę wchodzą interesy Kościoła (podobnie zresztą, jak międzynarodowych koncernów i korporacji, którym prawica postsolidarnościowa takoż wyprzedaje Polskę od chwili wdrożenia zbrodniczego planu Balcerowicza), nie liczy się ani przyroda, ani ludzie, ani w ogóle nic – tylko kasa spływająca na klesze konta. Toteż należy nie tyle nawet przypuszczać, ile żywić pewność, iż pełne słusznego oburzenia głosy obrońców Świętokrzyskiego Parku Narodowego rozmyją się prawacko-klerykalnym szumie.

A na koniec taka myśl: gdyby rządziła PO, działoby się dokładnie to samo; wszak ona również jest klerykalną prawicą postsolidarnościową, natomiast Donald Tusk, jak kiedyś pisałem, obiecał czerni i purpurze nowe przywileje, byle tylko przerzuciła swoje poparcie (czyli przede wszystkim głosy owieczek) na niego i jego partię.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor