Pan Antoni i solidaruchy

Przedwczoraj, czyli 8 grudnia 2021 r., w wieku lat 89 zmarł Antoni Gucwiński, lekarz weterynarii, zootechnik i dziennikarz, w latach 1966-2006 dyrektor Ogrodu Zoologicznego we Wrocławiu. Był jednym z najlepszych popularyzatorów wiedzy o zwierzętach i wrażliwości wobec nich; szerzył je, pisząc artykuły naukowe i książki, a przede wszystkim, prowadząc programy telewizyjne, w tym ten najsłynniejszy – Z kamerą wśród zwierząt, transmitowany w latach 1971-2002 (współprowadzącą była żona pana Antoniego, Hanna).

I jak to bywa z wielkimi, a przynajmniej zasłużonymi ludźmi, znaleźli się ci, co próbowali mu dokopać, i to w sposób perfidny.

Otóż, w roku 2006 pewna fundacja broniąca praw zwierząt oskarżyła dyrektora wrocławskiego zoo o znęcanie się nad niedźwiedziem brunatnym imieniem Mago. Miał on być trzymany w bardzo złych warunkach (te rzeczywiście nie były najlepsze, ale o tym za chwilę). Sprawa trafiła przed sąd, ten jednak uniewinnił Antoniego Gucwińskiego. Po kilku latach Sąd Najwyższy uchylił wyrok uniewinniający i nakazał ponownie rozpatrzeć sprawę; tym razem naszego dzisiejszego bohatera uznano za winnego znęcania się nad niedźwiedziem, ale odstąpiono od wymierzenia mu kary, miał jedynie wpłacić 1000 zł na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Procesowi, jak łatwo się domyślić, towarzyszyła medialna nagonka na Antoniego Gucwińskiego, rozkręcona przez władze Wrocławia. Na dyrektora wylewano pomyje i w końcu zmuszono go do odejścia ze stanowiska.

Jednakże nie wszyscy obrońcy zwierząt stanęli przeciwko niemu. Ekolodzy z miesięcznika Dzikie Życie stwierdzili bowiem, że cała ta sprawa miała podłoże polityczne. U jej korzeni nie leżała walka o dobrostan niedźwiedzia, lecz to, że pan Gucwiński nie pozostawał politycznie neutralny; związany był z lewicą (początkowo PZPR, później SLD) oraz PSL-em; mimo iż w dziedzinie tej sukcesów akurat nie odniósł (startował w kilku wyborach, ale nie zdobywał mandatu), to nie po drodze mu było z solidaruchami, czyli prawicą postsolidarnościową – targowickim środowiskiem, jakie władało dolnośląską stolicą od 1989 roku do dziś. A wiadomo, jacy ludzie robią w tejże sitwie karierę: małostkowi, mściwi, pazerni… Może jednak nie doszłoby do tej paskudnej sprawy, gdyby nie…

No właśnie, najgorzej, kiedy na politykę nakładają się sprawy majątkowe. Tak właśnie było w tym przypadku. Otóż, Ogród Zoologiczny we Wrocławiu miał otrzymać grunta należące uprzednio do jednego z klubów sportowych, na potrzeby głównie rozbudowy wybiegów dla wielu zwierząt. Decyzję tę podjęto jeszcze przed 1989 rokiem i zrazu podtrzymywano również po zmianie ustroju. Ale pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia solidaruchy z wrocławskiego samorządu zrobiły to, co ich targowiccy koledzy z wielu innych miast, miasteczek i wsi, czyli sprzedały kapitalistom owe tereny za ułamek ich wartości (wiadomo – prawica pełzła po robotniczych plecach do władzy państwowej i samorządowej, by się nachapać, realizując interesy klas pasożytniczo-wyzyskujących). Antoniemu Gucwińskiemu, co oczywiste, działanie takie się nie spodobało, skutkiem czego, zdaniem redaktorów Dzikiego Życia, miał popaść w niełaskę u prawicowych wrocławskich włodarzy, którzy próbowali go zniszczyć, wykorzystując w tym celu niedźwiedzia Mago i obrońców praw zwierząt (ci prawdopodobnie działali w dobrej wierze, lecz pozostawali nieświadomi, iż prawicowcy wykorzystują ich w charakterze marionetek).

Co do pechowego miśka, to faktycznie warunki, w jakich przebywał we wrocławskim zoo, były złe. Nie wynikało to jednak ze znęcania się, ale z tego, iż ogród nie był w stanie zapewnić mu lepszych, podczas gdy musiał on być izolowany od rodziny, by zapobiec kazirodczemu rozmnażaniu się. Pan Gucwiński przez lata starał się o przeniesienie Mago do innego zoo, lecz nie udało się to. Nie raz ani nie dwa wnioskował również do Urzędu Miasta Wrocław o środki na rozbudowę wybiegu dla niedźwiedzi, tych jednak mu nie przyznano (polityczna zemsta solidaruchów?).

Niestety, kiedy łajno przyklei się do człowieka, nad wyraz trudno je zmyć. I tak też było w przypadku Antoniego Gucwińskiego. Wielu ludzi autentycznie i szczerze lubiących zwierzęta do dziś niesłusznie kojarzy go ze znęcaniem się nad Mago, co oznacza, iż postsolidarnościowa nagonka odniosła sukces.

Co do mnie, nie mam powodu, by nie wierzyć ekologom z Dzikiego Życia, że sprawa była polityczna. Wszak środowisko, które od 1989 roku wyprzedaje własny kraj, narzuciło nam kapitalistyczny totalitaryzm, zniszczyło gospodarkę (plan Balcerowicza), wyrzuca ludzi z domów (dzika reprywatyzacja zasobów mieszkaniowych) i dopuszcza się coraz to nowych ludobójstw (plan Balcerowicza, zniszczenie służby zdrowia, ustawa represyjna z 2016 roku, zbrodnie na granicy z Białorusią, itd.), zdolne jest do każdej podłości wobec swoich przeciwników.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor