Pan zacofany

Donald Tusk stwierdził w udzielonym niedawno wywiadzie, że jedną z przyczyn wyborczego zwycięstwa PiS-u miała być… „zbyt szybka rewolucja obyczajowa”, jaka rzekomo nastąpiła w Polsce za kadencji haratacza w gałę.

Dał tym dowód nie tylko niezrozumienia przyczyn sukcesów wyborczych mafii/sekty Kaczyńskiego (wynikających z braku polityki społecznej rządu PO-PSL, niskich płac, powszechności umów śmieciowych i stanowiącej ich naturalny skutek niestabilności bytowej, pogardy Platformersów wobec osób niezamożnych, itd.) oraz kompletnego braku samokrytycyzmu, ale też – przede wszystkim – gigantycznego zacofania mentalnego, w zasadzie identycznego z tym, jakie występuje u prezesa Bezprawia i Niesprawiedliwości (nic dziwnego, skoro obaj są przedstawicielami sił ciemnoty, czyli klerykalnymi konserwatystami, w przypadku Kaczyńskiego z faszystowskim odcieniem). Ale po kolei.

Pod rządami pana Tuska Donalda – oraz jego krótkotrwałej następczyni następczyni, pani Kopacz Ewy – rewolucja obyczajowa nie była ani „zbyt szybka”, ani „zbyt powolna”; nie miała żadnych cech, ponieważ nie nastąpiła. Kwitł seksistowski patriarchat (przepraszam za oksymoron), kobiety były dyskryminowane zarówno na rynku pracy, jak i w dziedzinie prawa do decydowania o własnym organizmie. Osoby LGBT nie mogły marzyć o takich samych uprawnieniach, jakie przysługiwały reszcie społeczeństwa; koalicja rządowa co najwyżej łaskawie przywalała im na organizowanie Parad Równości (traktowanych jako wentyl bezpieczeństwa) i nie stosowała wobec nich mowy nienawiści, ale też nie przeciwstawiała się prześladowaniu tych ludzi przez skrajną prawicę i Kościół. Prawa innych mniejszości też miano w głębokim poważaniu. Klerykalizm (państwowe, czyli nasze pieniądze szerokim strumieniem płynęły do hierarchów kościelnych) i wyjątkowo sprymitywizowany kult Jana Pawła II kwitły w najlepsze. Praw dzieci i młodzieży nie traktowano poważnie. Lansowano wyłącznie „tradycyjny” model rodziny. I tak dalej, przykłady można mnożyć.

Jeżeli zachodził jakiś postęp, np. dotyczący świadomości praw kobiet i mniejszości, w tym seksualnych, alternatywnych form związków międzyludzkich i rodziny, laicyzacji i szkodliwości Kościoła katolickiego, kwestii ekologicznych, itd., to nie za sprawą koalicji PO-PSL, lecz WBREW niej. Niestety, miał on charakter ograniczony (dotyczył niektórych tylko grup społecznych, zwłaszcza młodych i relatywnie dobrze wykształconych osób) oraz okazał się nazbyt powolny; wciąż przecież zaliczamy się do społeczeństw mentalnie zacofanych i pogrążonych w ciemnocie, co jest winą oczywiście prawicy postsolidarnościowej (w tym pana Tuska, bo i on z jej grona się wywodzi) oraz Kościoła katolickiego. Mimo tychże ograniczenia i powolności, delikatny ów postęp światopoglądowy dla Donalda Tuska był „zbyt szybki”, wręcz „rewolucyjny”. Człowiek ten ma zaiste zabetonowany mózg (lub styropian w jego miejscu).

I gdyby to były tylko osobiste poglądy byłego premiera, to okej. Nie jest on wszelako nieszkodliwym politycznym emerytem (jak Bronisław Komorowski na przykład), co od czasu do czasu coś tam skomentuje sobie w mediach, a z jego głupoty można się pośmiać. Nie, pan Tusk pozostaje politykiem aktywnym, mało tego – idącym znów po władzę w Polsce. W tym kontekście te jego poglądy stają się zaiste niebezpieczne. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Jak wiemy, PiS, odkąd dorwało się do władzy, wprowadziło wiele zmian o charakterze faszystowskim. Wdrożyło znacznie okrutniejsze prawo antyaborcyjne niż – i tak nazbyt przecież restrykcyjne – to, które obowiązywało od 1993 r. Naszpikowało programy szkolne oraz produkowaną na publiczną forsę kulturę popularną treściami nacjonalistycznymi. Włączyło się w prowadzone przez Kościół katolicki oraz pozaparlamentarnych neonazistów prześladowania osób LGBT tudzież innych mniejszości. Wzmogło klerykalizację państwa i życia publicznego (odpowiedzią na co było przyspieszenie oddolnych tendencji laicyzacyjnych). Zwalcza formy rodziny inne niż katolicki model „tata, mama i jak najwięcej dzieciaków”; chce, dla przykładu, ograniczyć rozwody. Nie uznaje praw dzieci i młodzieży. I tak dalej.

Co z tym wspólnego ma Tusk? Ano to, że owe działania Bezprawia i Niesprawiedliwości zdają mu się podobać o wiele bardziej niż jakikolwiek, szczątkowy choćby tudzież powolny, postęp w dziedzinie praw człowieka (szeroko pojętych). Innymi słowy, jeśli lider PO odzyska władzę i ponownie zostanie premierem, nie należy się po nim spodziewać, iż w jakikolwiek sposób cofnie lub spróbuje naprawić faszystowskie szkody wyrządzone przez mafię/sektę Kaczyńskiego.

Kobiety zatem nadal będą traktowane jako żywe inkubatory, żywe gumowe lale, żywe odkurzacze i żywe roboty kuchenne. Osoby LGBT będą mogły zapomnieć o równouprawnieniu i końcu prześladowań. Dzieci i młodzież nadal hodowane będą na posłusznych niewolników kapitalistów, z mózgami wyjałowionymi ciemnotą. Rodzina pozostanie taka tylko, jaką uzna Kościół katolicki, który, warto podkreślić, otrzyma jeszcze więcej przywilejów. Polacy dalej pozostaną zacofanym, klerykalnym rezerwuarem taniej siły roboczej dla międzynarodowego kapitału (o tym, że o poszanowaniu praw pracowniczych pod rządami PO mowy nie będzie, szkoda nawet wspominać, ponieważ partia ta od lat podkreśla, iż człowiek chcący utrzymywać się z własnej pracy, czyli otrzymywać wypłatę, to „roszczeniowiec”).

No, ale nic dziwnego, skoro pan Tusk jest tak samo mentalnie zacofany i nurzający się w ciemnocie jak Kaczyński Jarosław. Im szybciej to zrozumiemy i przestaniemy uważać go za lidera opozycji (prawdziwą opozycję to on, jak pisałem niedawno, zwalcza, by za jakiś czas połączyć PO z PiS-em oraz Konfederacją), tym lepiej dla nas wszystkich.

Pozytywne zmiany polegające na modernizacji Polski w każdym zakresie: ustrojowym, prawnym, światopoglądowym i gospodarczym, przeprowadzić może WYŁĄCZNIE Lewica.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor