Pusty talerz

Jedną z polskich bożonarodzeniowych tradycji jest kładzenie na stole w czasie wieczerzy wigilijnej dodatkowego, pustego talerza. Według ugruntowanego przekazu, przeznaczony on jest do nakarmienia Chrystusa pod postacią zbłąkanego wędrowca, który przyjść może do naszego domu. Mówiąc prościej i cokolwiek odchodząc od treści religijnych, jest to symbol naszego humanitaryzmu (jakże często rzekomego, na pokaz jedynie).

Tak naprawdę jednak pierwotny sens owego zwyczaju był zupełnie inny. Jak większość tradycji bożonarodzeniowych, także i ustawianie pustego talerza na stole wywodzi się z pogaństwa (w Bożym Narodzeniu de facto bardzo niewiele elementów jest chrześcijańskich, ale to temat na inne rozważania), konkretnie, z religii prasłowiańskiej. Nasi oto przodkowie, wyznający Peruna, Welesa, Światowida i im podobne bóstwa, wierzyli, iż żywi ludzie obcują z duchami przodków; te miały odwiedzać domostwa żyjących w liczne dnie i noce – jedną z takich okazji było przesilenie zimowe. Dla nich to zostawiano puste naczynia, z których, jak wierzono, duchy się posilały. Później zwyczaj ów zaadoptowało chrześcijaństwo – czyli w Polsce katolicyzm, co do chrześcijańskości którego można, a wręcz należy mieć poważne wątpliwości – nadając mu znaczenie naszkicowane w pierwszym akapicie niniejszej notki, czyli symbol humanitaryzmu.

Ano właśnie, warto się zastanowić, ilu spośród nas (mnie oczywiście nie wyłączając) byłoby rzeczywiście gotowych w wigilijny wieczór ugościć, na godzinkę chociażby, nie sąsiada czy krewnego, lecz właśnie zbłąkanego wędrowca, człowieka zupełnie obcego. Ot, chociażby uchodźcę z Bliskiego Wschodu (niezależnie od wyznania), który jakimś cudem przedarłby się przez obwieszony żyletkami drut kolczasty (tak oto katolickie państwo wita ludzi pilnie potrzebujących pomocy, chcących ratować życie swoje i bliskich), nie zostając przy okazji spałowany, potraktowany z armatki wodnej i wypchnięty do Białorusi, i zawędrował w głąb Polski (w istocie takich ludzi jest całkiem sporo, bo mimo PiS-owskiej załganej propagandy oraz zbrodniczych praktyk pograniczników tudzież wojska, wschodniej naszej rubieży do szczelności daleko; w większości trafiają oni do Niemiec). Czy dalibyśmy mu (lub jej, ponieważ wśród tychże osób wiele jest kobiet i dzieci) ciepły posiłek oraz napój? Czy zaoferowalibyśmy uchodźcom kilka chwil w ogrzanym pomieszczeniu?

Z pewnością decyzja taka nie byłaby łatwa; wielu Polaków mógłby paraliżować strach, w licznych przypadkach zadziałałaby dobrze opisana w psychologii społecznej zasada rozproszonej odpowiedzialności (kiedy widzę kogoś w potrzebie, nie pomagam, bo zakładam, że zrobią to inni, zapewne lepiej do tego przygotowani). Ale prawdopodobnie znaleźliby się i tacy, co napełniliby pusty wigilijny talerz ciepłym posiłkiem dla uciekających przez dyktaturami, terrorystami, wojną, katastrofą klimatyczną tudzież podobnymi tragediami.

No i faktycznie, wielu Polaków działa na rzecz uchodźców. Wymienić tu należy wolontariuszy, niosących bezpośrednią pomoc w rejonach przygranicznych – gigantyczny szacunek dla nich, albowiem ryzykują ogromnie. Inni przekazują na tę pomoc dary rzeczowe lub w miarę swoich możliwości wspierają finansowo organizacje humanitarne pomoc ową świadczące. Dobrym uczynkiem jest też rozpowszechnianie, w internecie przykładowo, informacji o uchodźcach oraz tym, co spotyka ich na granicy, czyli o zbrodni, jaką popełniają PiS-owscy faszyści z błogosławieństwem kościelnych hierarchów. Wszystko to są formy napełniania pustego talerza, symbolizującego nasz humanitaryzm.

W każdym razie, pomagajmy tak, jak możemy, ale pomagajmy, szczególnie teraz, kiedy z okazji Bożego Narodzenia śpiewa się kolędy o rodzinie, dla której nie było miejsca w gospodzie, i jaka musiała wiać za granicę przed politycznymi prześladowaniami (to, że Rzeź Niewiniątek stanowiła zapewne fikcję literacką, większego znaczenia nie ma, przesłanie bowiem ważniejsze jest od faktów historycznych).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor