Zabójcza inflacja
Epidemia
trwa, a ceny szaleją. Jeszcze przed wykryciem koronawirusa w Polsce
rosły bardzo szybko (ponury skutek nieudolnej imitacji polityki
społecznej w wykonaniu PiS-u), teraz wszelako skaczą w górę
straszliwie. Ogromnie drożeją podstawowe artykuły, z żywnością
na czele, ale też, co w obecnej sytuacji jest jeszcze gorsze, leki
oraz inne utensylia medyczne, np. maseczki.
Przyczyną
tego ponurego stanu rzeczy częściowo są prawidła tzw. „wolnego
rynku” – kiedy zmniejsza się podaż danego towaru (a podaż
wielu dóbr faktycznie spadła, z powodu wywołanego pandemią
przestoju w produkcji), jego ceny automatycznie idą w górę; jeśli
czegoś potrzebnego zaczyna brakować, ludzie gotowi są za to więcej
zapłacić, bez względu na to, czy chodzi o chleb, kurczaka czy
lekarstwo.
Bardziej
mroczna strona tego procesu wygląda tak, że w kapitalizmie WSZYSTKO
jest towarem, ludzkie zdrowie i życie również, toteż w
kryzysowych (czyli takich, kiedy podaż spada) czasach za wyleczenie
z choroby musimy więcej zapłacić, bo kapitaliści chcą nie tylko
powetować sobie straty, ale też (jak zawsze) zwiększyć zyski.
Lecz
rynkowe procesy, w gospodarce kapitalistycznej będące zjawiskami
naturalnymi, to jedno. Drugą, znacznie paskudniejszą przyczyną
inflacji jest typowo ludzka podłość. Kapitalizm jako system
sprzyja bogaceniu się jednostek pod względem moralnym tudzież
etycznym podłych i zdegenerowanych, a w czasach niepokoju, kryzysu
czy zawirowań takie właśnie elementy mają największy udój.
Spadek
bowiem podaży określonych towarów, wywołany w tym wypadku
pandemią, to wymarzona okazja dla spekulantów, zarówno na poziomie
produkcji, jak też dystrybucji – oczywiście chodzi o
kapitalistów.
Korzystając
z tego, że określonych dóbr albo usług brakuje lub dostęp do
nich jest czasowo bardziej utrudniony (a nawet nie brakuje, lecz
nastraszeni klienci takich braków się obawiają, toteż, chcąc
sobie zapewnić towar, gotowi są głębiej sięgnąć do portfela),
zawyżają oni ich ceny w sposób sztuczny, tzn. większy, niż
wynikałoby to ze spadku podaży. Czyli, ujmując rzecz kolokwialnie,
doją, ile wlezie, dorabiając się na nieszczęściu, jakie dotknęło
państwa i społeczeństwa.
Odbija
się to najmocniej na nas, konsumentach, bo to my musimy bulić za
rzeczy, które są nam zwyczajnie potrzebne; a właśnie te niezbędne
drożeją najszybciej (to na owej niezbędności dorabiają się
spekulanci). Ale obrywają też osoby znajdujące się na najniższych
szczeblach drabiny dystrybucji, czyli właściciele oraz pracownicy
sklepów, aptek i innych punktów sprzedaży, gdyż, aby w ogóle
sprzedać szybko drożejące towary, muszą zaniżać sobie marże.
Taka
częściowo naturalnie, a częściowo sztucznie generowana inflacja
może być wręcz zabójcza, zwłaszcza teraz, w czasie pandemii.
Szczególnie, że wywołany przez panikę (w znacznie większym
stopniu niż przez samego koronawirusa) kryzys powoduje, iż wielu
pracowników traci zatrudnienie, a inni zarabiają coraz mniej,
rośnie więc skala ubóstwa. Ludzie zmuszeni oszczędzać na
jedzeniu, środkach czystości, mają słabsze zdrowie, czy są
bardziej podatni na różnego rodzaju choróbska (nie tylko na
COVID-19). Skoro zaś leki cenowo przestają być w ogóle osiągalne
dla kolejnych grup ludności – tych, które finansowo najmocniej
oberwały na skutek zawirowań gospodarczych – to coraz więcej
osób nie będzie mogło się leczyć, czego konsekwencje będą
rzecz jasna tragiczne.
W
Polsce, trzymając się naszego podwórka, jeszcze przed epidemią
lekarstwa były naprawdę drogie, w stosunku do dochodów zwłaszcza
emerytów i rencistów, bądź też młodych pracowników
zatrudnionych na śmieciówkach (o faktycznych niewolnikach na
bezpłatnych stażach nawet nie wspominam). W znacznej mierze była
to wina Bezprawia i Niesprawiedliwości, które drastycznie
ograniczyło listę leków refundowanych, skutkiem czego ceny wielu
specyfików skoczyły o kilkaset nieraz procent (sic!). Toteż, nim
jeszcze koronawirus dotarł do (k)raju nad Wisłą (a raczej, nim
zaczęto go wykrywać), żyjącego w ubóstwie Polaka zabić mogło
najzwyklejsze przeziębienie; nie miał się po prostu za co leczyć,
a jeśli był w wieku senioralnym, kiedy zdrowie ogólnie szwankuje…
Teraz,
za sprawą niesamowitych spekulacji (oczywiście nie przyznają się
do nich ani producenci, ani dystrybutorzy leków), dokładających
swoje trzy grosze do naturalnej inflacji wynikającej ze spadku
podaży (wiele lekarstw produkowanych jest w Chinach, gdzie ich
wytwarzanie wstrzymała epidemia i kwarantanna), ceny leków na znane
od lat, i pod warunkiem odpowiedniej kuracji stosunkowo niegroźne
schorzenia mogą być jeszcze bardziej zabójcze niźli wprzódy.
Tak, same CENY są zabójcze.
Mówiąc
krótko, inflacja może zebrać znacznie większe żniwo śmierci niż
sam koronawirus.
Dlatego
potrzeba jest, i to pilnie, specustawa anty-spekulacyjna. Taką
proponuje Lewica… ale czy rządzące Bezprawie i Niesprawiedliwość
walka ze spekulacją (będącą wszak w interesie kapitalistów) w
ogóle interesuje? Śmiem wątpić…
Komentarze
Prześlij komentarz