Wirus, msze i kwarantanna
Dzisiejszy
medialny temat numer jeden: czy z powodu epidemii koronawirusa
zostaną odwołane msze? Bo skoro na dwa tygodnie zamknięte będą
żłobki, przedszkola, szkoły (aczkolwiek nie wszystkie, bo te dla
dzieci niepełnosprawnych, traktowane jako ośrodki wychowawcze,
nadal mają być otwarte, co nie wygląda zbyt logicznie z punktu
widzenia kwarantanny), uczelnie wyższe (tzn, odwołane będę lub
przeniesione w przestrzeń on-line zajęcia dydaktyczne, bo prace
naukowe trwać mają normalnie), kina, ośrodki kultury tudzież
muzea, to dlaczego nie kościoły, gdzie też gromadzi się dużo
ludzi?
Tutaj
nadmienię tylko, że polscy muzułmanie zdecydowali o czasowym
zamknięciu meczetów.
Czy
tego typu działania faktycznie zastopują rozprzestrzenianie się
koronawirusa, nie wiem, ani też nie czuję się kompetentny, by to
oceniać. Uważam jednak, że znacznie bardziej niż koronawirus
niebezpieczne dla życia i zdrowia Polaków, zwłaszcza niezamożnych,
są zaporowe ceny leków na zwykłe przeziębienie.
Tak
czy owak, Kościół na radzenie sobie z wiadomą epidemią pomysły
ma różne. Niektóre wydają się dość dziwne i chyba mało
logiczne, np. zalecenie, by odprawiać WIĘCEJ mszy, wtedy bowiem
zagęszczenie osób na poszczególnych nabożeństwach ma być
mniejsze, co niby zminimalizuje ryzyko zarażenia. Inne są znacznie
bardziej sensowne, jak choćby apele niektórych biskupów o
przekładanie lub odwoływanie rekolekcji albo prośby do osób
starszych i chorych, by nie szły do kościoła, lecz wysłuchały
mszy w radio.
Cóż,
co zrobią wierni, to ich sprawa. Podobnie rzecz ma się ze
wszystkimi innymi obywatelami. Koronawirusa rzecz jasna lekceważyć
zdecydowanie nie należy, ale uleganie panice może być znacznie
groźniejsze niż zarażenie się nim.
Niestety,
panikę dzień w dzień szerzą media, a i politycy dokładają swoje
trzy grosze. To znaczy, niektórzy, bo są i tacy, co działają w
sposób dobry i racjonalny, np. Robert Biedroń i parlamentarzyści
Lewicy, proponujący całkiem niezły pakiet antykryzysowy oraz
troszczący się o prawa chorych zatrudnionych na śmieciówkach.
Inni, jak marszałek Grodzki, przytaczają statystyki, z których
wynika, że taka grypa jest o wiele bardziej niebezpieczna niż
koronawirus (bo jest, dziękuję panu marszałkowi Senatu za
racjonalne podejście i zdrowy rozsądek), czym starają się
uświadomić i uspokoić społeczeństwo.
Tymczasem
Duda Andrzej wygłasza orędzia, a rząd Bezprawia i
Niesprawiedliwości chwali się, jaką to kwarantannę wdrożył. Ano
właśnie, i tu rodzą się moje wątpliwości.
Bo
owszem, takie czy inne instytucje można czasowo zamknąć, ale
przecież ludzie mają ze sobą kontakt. Pracują sklepy, kurierzy
rozwożą towary, nie każda firma może wdrożyć zdalną pracę,
więc proletariusze stawiają się normalnie w robocie, ludzie
przemieszczają się z miejsca na miejsce. Czyli potencjalnie mogą
się zarazić – już to koronawirusem, już to grypą, już to
jakąkolwiek inną chorobą wirusową bądź bakteryjną. Zastanawiam
się zatem, czy ta rządowa kwarantanna – utrudniająca nam życie
– w ogóle ma sens, skoro wygląda na zaledwie częściową. Nie
znam się na tym, ale pewne wątpliwości w mojej głowie się lęgną.
Dalej,
rząd chwali się wdrożeniem kontroli stanu zdrowia osób
przybywających do Polski – na przejściach granicznych i na
lotniskach. Media coraz częściej wszak podają, iż takie kontrole,
jeśli w ogóle się odbywają, są co najwyżej wyrywkowe. Innymi
słowy, pic na wodę.
Dalej,
rodzice dzieci, które z powodu kwarantanny do szkoły czy
przedszkola nie pójdą, mogą liczyć na zasiłek opiekuńczy, ale
tylko ci, co są zatrudnieni na umowach o pracę lub prowadzą
działalność gospodarczą, i tylko na dzieci do ósmego roku życia.
Wygląda mi to na takie działanie, które ma ładnie wyglądać, jak
się o nim opowiada przed kamerą, a w istocie wdrożone jest po
łebkach i tak, by było jak najtańsze.
Tymczasem
brakować zaczyna maseczek, leków i innych medykamentów. Placówki
opieki zdrowotnej są przeciążone badaniem osób, które zgłaszają
się z podejrzeniem koronawirusa. Przekłada się planowe operacje,
zabiegi, rehabilitacje i wizyty kontrolne… co może mieć znacznie
bardziej niż zarażenie koronawirusem fatalne konsekwencje dla
zdrowia i życia pacjentów. Lekarze podnoszą, że brakuje rąk do
pracy. Mówiąc krótko, służba zdrowia być może nie radzi sobie
z epidemią.
A
jak miałaby sobie poradzić, skoro już wcześniej była chronicznie
niedofinansowana, zamykano oddziały szpitalne, brakowało lekarzy,
pielęgniarek i ogólnie personelu? Jak przy takich problemach
systemowych, skoro nie radziła sobie w normalnych okolicznościach,
może poradzić sobie z epidemią? Pewnie o wiele mniej groźną niż
epidemia grypy, ale wywołującą (nieuzasadnioną zapewne) panikę.
Mówiąc
krótko, bardziej niż sam koronawirus martwi mnie szerzona przez
media panika, jak i to, że nasze państwo z zarazą sobie nie radzi
lub podejmuje co najwyżej pozorowane działania.
A
jeśli msze zostaną odwołane… cóż, będzie to najmniejszy
problem.
Komentarze
Prześlij komentarz