Tęcza, Orzeł Biały, minister i głupota

Pan Brudziński, Joachim swoją drogą, minister spraw wewnętrznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego (dla niepoznaki z Morawieckim, Mateuszem swoją drogą, na czele), poczuł się zdegustowany i dlatego szykuje się do zawiadomienia prokuratury, na czele której stoi jego koalicyjny kolega, ten jakiś taki zerowy. O co poszło? O Orła Białego. Został on bowiem wykorzystany w Paradzie Równości – choć formalne nazwano ją Marszem – która przeszła przez ulice Częstochowy (pisałem o niej wczoraj). Ptak z polskiego godła ukazany został na tle tęczowej flagi. I to właśnie pan minister uznał za profanację naszego godła, a teraz chce, by sprawą zajęła się prokuratura.
Cóż, osobiście uważam, iż symboli państwowych nie można wykorzystywać ot, tak sobie, gdzie popadnie. Przykładowo na przeciwdeszczowym płaszczu, w którym chodził w zeszłym roku po górach pan Kaczyński Jarosław wraz z kilkoma akolitami, a pan Brudziński (co prawda, bez tego płaszcza) z nimi się sfotografował. Warto zauważyć, że Wódz Jarosław na słynnym już zdjęci wyglądał jak krasnoludek, który zaliczył intymne spotkanie ze Shrekiem zamiast z bajkową królewną… Ale na poważnie, nadużywanie symbolu Orła Białego poprzez masowe umieszczanie go, w głupich nieraz bądź kontrowersyjnych kontekstach, na koszulkach, innych ubraniach czy np. pościeli to pewna przesada, tym większa, że KAŻDY nazbyt często eksponowany symbol ulega deprecjacji. Czy jednak należy za to karać? Nie sądzę. No, chyba że dojdzie do autentycznej profanacji, np. zniszczenia nośnika symbolu, i to takiego, które jednoznacznie świadczy, iż jego celem było znieważenie państwa polskiego oraz jego symboliki.
Z pewnością jednak nie jest czymś takim użycie Orła Białego w artystycznym przekazie, a taki wykorzystany był podczas częstochowskiego Marszu Równości. Osobom, które umieściły symbol ów na tęczowym tle, chodziło o promocję Polski jako kraju otwartego, tolerancyjnego, gdzie miejsce dla siebie znaleźć może każdy człowiek, bez względu na chociażby orientację seksualną… czy raczej o wyeksponowanie marzenia o takiej Polsce. Nic w tym złego, a już na pewno żadnej profanacji nie było. Dziwne, swoją drogą, że panu ministrowi spodobali się naziole, którzy w tym samym czasie w Częstochowie nawoływali do nienawiści i przemocy. No cóż, mentalność Kalego to typowo polska cecha…
Powód działań Brudzińskiego jest oczywisty. Tęcza to symbol środowiska LGBT, które prawicowym, a raczej prawackim „katolikom” (bynajmniej nie tylko z Bezprawia i Niesprawiedliwości) kojarzy się jak najgorzej; jego przedstawiciele i przedstawicielki nie mieszczą się bowiem w ramach chorego, prymitywnego wzorca istoty ludzkiej, jaki wydumali prawacy. Ci akceptują jakże prostego i oczywistego faktu, iż ludzie są różnorodni i nie da się ich ujednolicić, wtłaczając w wymyślone przez kogoś ramy, jak to próbowali uczynić faszyści oraz naziści (między innymi z tego powodu wybitny radziecki pisarz Wasilij Grossman stwierdził, że faszyzm jest nie do pogodzenia z człowieczeństwem, a człowieczeństwo z faszyzmem). Nie rozumieją, że znacznie piękniejszy jest ogród, w którym rośnie wiele kwiatów licznych gatunków, o zróżnicowanej barwie, wielkości i zapachu, niż taki, gdzie zasadzono kwiaty tylko jednego gatunku.
Minister Brudziński, „bogobojnym katolikiem” (cudzysłów nieprzypadkowy) będąc, powinien wszelako wiedzieć, iż tęcza pierwotnie stanowiła symbol, dla odmiany literacki, czegoś zgoła innego niż ruch LGBT, wolność i tolerancja. Mianowicie, symbolizowała ona pojednanie Boga z człowiekiem i deklarację tego pierwszego, że nie podejmie więcej prób zniszczenia świata i wybicia ludzkości, mimo popełnianych przez nią grzechów. Jest to napisane oczywiście w Biblii, konkretnie we fragmencie Księgi Rodzaju traktującym o potopie i Noem. No, ale żeby to wiedzieć, pan minister musiałby do Pisma Świętego zajrzeć, co, jak należy przypuszczać, wśród polskich prawicowych „bogobojnych katolików” zdarza się rzadko, o ile w ogóle.
Abstrahując wszelako od tego, co symbolizuje tęcza, pan Brudziński swoim postępowaniem nie tylko dał dowód na lęgnące się w jego „umyśle” faszystowskie tendencje, ale też na zwyczajną głupotę. Skoro bowiem oskarża się obywateli, którzy nie tylko niczego złego nie robią, lecz także w sposób całkowicie pokojowy przekazują treści nader pozytywne (cóż może być bardziej pozytywnego niż miłość?), a ignoruje się bądź wręcz popiera grupy o charakterze skrajnie nacjonalistycznym i neonazistowskim, które głoszą nietolerancję i wzywają do przemocy, czy nawet zabijania każdego, kto im się nie podoba, to ukazuje się w pełnej krasie swoją własną bezmyślność.
Polsce, podobnie jak wielu innym państwom europejskim, śmiertelnie zagraża hydra skrajnej prawicy, która w ostatnich latach coraz wyżej unosi swój obmierzły łeb. Stanowi ona potworną groźbę dla ludzkiej cywilizacji, czego dowody już mieliśmy: we Włoszech Mussoliniego, III Rzeszy, faszystowskiej Hiszpanii i Portugalii tudzież w państwach południowoamerykańskich rządzonych przez junty na łańcuchu USA. Skoro pan Brudziński, pełniąc stanowisko ministra spraw wewnętrznych, z czymś takim nie walczy, a zamiast tego prześladuje ludzi gloryfikujących miłość i wzajemną tolerancję… to co on ma w mózgoczaszce?!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor