Jak grabią inwestorzy
Kapitalistyczna,
a konkretnie neoliberalna propaganda, wylewająca się co dnia z ust
dziennikarzy mediów o prawicowej orientacji, jak też usłużnych
„naukowców” za pieniądze wielkich korporacji, wmawia nam, że
podatki należy obniżać, bo wówczas ściągnie się do kraju
zagranicznych inwestorów – chodzi głównie o ponadnarodowe
koncerny – którzy otworzą swoje zakłady (lub kupią za bezcen
lokalne), wygenerują miejsca pracy (jakiej, to już inna sprawa) i w
ogóle rozkręcą gospodarkę. Tak właśnie dzieje się w Polsce od
początku lat 90. ubiegłego stulecia, a mimo to gospodarka jakoś
się nie rozkręca; tylko postsolidarnościowi prawicowcy się
nachapali na wyprzedaży przemysłu, społeczeństwo zaś straciło.
Cóż,
nie tylko na przykładzie (k)raju nad Wisłą wiadomo, że te tak
zwane „inwestycje” to nie tyle fikcja, ale przede wszystkim
zwyczajna grabież. Działania „inwestorów” na danym rynku są z
reguły pozorne, jeśli chodzi o nowe (a już zwłaszcza dobrze
płatne) miejsca pracy i rozwój gospodarczy, za to służą do
wyprowadzania gigantycznych pieniędzy. Niby wiedział o tym każdy,
kto trochę na ten temat poczytał (korzystając ze źródeł innych
niż te o orientacji neoliberalnej), i kto umie samodzielnie myśleć…
no, ale teraz patologiczną ową prawidłowość potwierdzać zaczęli
naukowcy, i to ekonomiści.
Thomas
Tørsløv i Ludvig
Wier z
Uniwersytetu w Kopenhadze oraz Gabriel
Zucman z UC Berkeley przeprowadzili
analizę statystyczną na podstawie danych o przychodach, podatkach
tudzież płacach w międzynarodowych koncernach działających na
naszym kochanym globie, w tym w tzw. „rajach podatkowych”, czyli
państwach, gdzie daniny publiczne (zwłaszcza te, jakimi obłożono
– choć w tym wypadku to niezbyt trafne słowo – wielkie
ponadnarodowe przedsiębiorstwa) są nader niskie albo w ogóle
zerowe (przykładowo, Polska jest rajem podatkowym dla zagranicznych
sieci handlowych). Do tej
grupy
badacze zaliczyli m. in. Irlandię, Puerto Rico, Hongkong, Singapur,
Luksemburg i Szwajcarię. Analiza polegała na porównaniu zysków
otrzymywanych przez filie międzynarodowych koncernów przed
„opodatkowaniem” w rajach podatkowych i w pozostałych krajach.
No i co im wyszło? Ano, nic zaskakującego.
W
„rajach” stosunek zysków i płac w tychże filiach „inwestorów
zagranicznych” jest porażający – w Irlandii wynosi on 800
proc., a w takim Puerto Rico aż… 1675 proc.! Oznacza to niskie
zarobki i gigantyczne przychody korporacji. Dla porównania, średnia
tegoż stosunku dla LOKALNYCH firm zarejestrowanych w rajach
podatkowych wynosi 30-40 proc. (czyli też mają niezłe przebicie,
ale sporo mniejsze niż międzynarodowe korporacje). Z kolei w
państwach OECD niebędących rajami podatkowymi (Polskę do tej
grupy zaliczyć, niestety, trudno…), w tym takich gospodarczych
potęgach jak: Niemcy, Wielka Brytania czy Japonia, różnice między
zyskami przedsiębiorstw lokalnych a zagranicznych, owszem, są, ale
minimalne.
A
teraz przetłumaczę z polskiego na nasze. Zyski tak zwanych
„inwestorów zagranicznych”, jeśli na dany rynek (czyli do
danego państwa) przyciągają ich niskie podatki lub zwolnienie z
tychże, nie pochodzą z produktywnej działalności (a jeśli już,
to w zaiste znikomej części), lecz z transferów finansowych. Taki
„inwestor” po prostu GRABI
dany rynek z pieniędzy, które następnie lokuje na koncie tam,
gdzie nie musi płacić podatków lub musi płacić niewielkie.
Miejsca pracy, które owe „zagraniczne inwestycje” miały
generować, nawet jeśli powstają, to stosunkowo nieliczne i
kiepskie. Mało tego, często zachodzi też drenaż mózgów, bo
„inwestor”, owszem, chętnie zatrudnia specjalistów z danego
rynku, ale miejsce pracy ma dla nich w swoim państwie macierzystym.
I
tak oto każdego roku zachodzi gigantyczny transfer pieniędzy z
krajów peryferyjnych (w tym z Polski) do państw centrum. Jest to
czysty kolonializm, lecz nie państwowy, jaki występował od
przełomu XVI i XVII do XX wieku, a korporacyjny; jak
każdy kolonializm, także i ten sprowadza się do wskazanej wyżej
grabieży.
Gospodarka krajów, gdzie lokowane są przyciągnięte niskimi
podatkami „inwestycje”, nie rozwija się, a same te państwa są
w coraz większym stopniu podporządkowane ekonomicznie i politycznie
„inwestorom”. Wyjątek stanowią te kraje, które rozwinęły
system bankowy obsługujących owych „inwestorów”, a
jednocześnie te raje podatkowe, co same są państwami centrum, np.
Szwajcaria, Singapur czy Hongkong (choć jest on częścią Chin).
Na
owej akumulacji kapitału pasą się, rzecz jasna, prywatni
właściciele ponadnarodowych koncernów, co skutkuje nie tylko
spowolnieniem rozwoju gospodarczego większości świata, ale też
coraz szerszym rozwieraniem się nożyc dochodowych. Już teraz
niecały jeden procent ludzkości posiada więcej niż pozostałe
przeszło dziewięćdziesiąt dziewięć procent, a dosłownie ośmiu
ludzi dzierży łącznie większy majątek niż około połowa
przedstawicieli naszego gatunku.
A
potem wszyscy się dziwią, że w niektórych regionach świata
ludzie stawiają takiej grabieży opór. I stąd na przykład
terroryzm…
Komentarze
Prześlij komentarz