A gdzie człowiek?

Bóg, Honor, Ojczyzna… a gdzie człowiek?” - takie oto pytanie zadawała zmarła przed kilkoma dniami piosenkarka Olga Sipowicz, szerzej znana jako Kora. Pytanie jak najbardziej trafne, bo w dziejach Polski, co najmniej przez kilkaset ostatnich lat, Bogiem, Honorem i Ojczyzną nader często przysłaniano człowieka, zwłaszcza tego zwyczajnego, takiego jak my wszyscy, i jego los. Rozbijmy rzecz całą na części.
Jeśli chodzi o Boga, to Polska była jednym z tych krajów, w których wykorzystywało się go – pod postacią religii, propagandy szerzonej przez kler, itd. – do maskowania zbrodni, nieraz na masową skalę, nienawiści i tym podobnych paskudztw. W imię Boga mordowano wrogów na wojnach. W imię Boga palono ludzi na stosach (prawda, w Polsce było ich daleko mniej niż w Europie Zachodniej… ale jednak były!). W imię Boga nabijano na pale Kozaków Zaporoskich, Tatarów, Turków i innych ludzi niebędących Polakami. W imię Boga okrutnie tracono rozbójników, czyli najczęściej chłopów dokonujących rozbojów na przednówku, zatem w okresie, gdy nie mieli co jeść. W imię Boga sadystycznie zamordowano Kazimierza Łyszczyńskiego. W imię Boga polscy nacjonaliści dokonywali pogromów na Żydach, palili ich, w tym kobiety i dzieci, w stodołach. W imię Boga mordercy z Narodowych Sił Zbrojnych, kolaborujący z hitlerowskim okupantem, zabijali Polaków i przedstawicieli mniejszości etnicznych. W imię Boga głosi się dziś nienawiść wobec ludzi o innym niż biały kolorze skóry, o innej niż hetero orientacji seksualnych, innych niż katolicka religii… Ten Bóg służył Polakom do usprawiedliwiania zbrodni i nienawiści, do zadawania cierpienia człowiekowi, o którego pytała Kora.
Honor… podobno przez Polaków umiłowany, zwłaszcza tych z prawicy. No to czemu sługusy małego, zakompleksionego, żądnego zemsty za urojone krzywdy człowieczka o zapędach dyktatorskich nie popełnią zbiorowego harakiri? Przecież samurajowie robili to, gdy nie mogli znieść hańby, czyli degradacji honoru. Wiem, nie nasza kultura… Ale przecież Polska jest codziennie hańbiona narastającą biedą, dotykającą człowieka, o którego pytała Kora, niestabilnością zatrudnienia, emigracją zarobkową, rasizmem i nietolerancją – ofiarami których też pada przecież człowiek – i jakoś to wielce ceniącym honor prawicowcom nie przeszkadza. Czyli widocznie nie mają oni honoru. Gdyby zresztą mieli, nie łgaliby dzień w dzień, nie wciskaliby nam, obywatelom, ciemnoty…
No i Ojczyzna. Wielka i dumna. W której kilka milionów ludzi żyje w skrajnej nędzy, nie mogąc zaspokoić nawet najbardziej podstawowych, czysto biologicznych potrzeb, a ponad 15 mln dalszych męczy się w permanentnym niedostatku, nie mogąc z niego wyjść, bo wedle ustawowych wskaźników są „zbyt bogaci”, by otrzymać szczątkową pomoc społeczną, ale zbyt biedni, aby zmienić pracę na lepszą. W której niepełnosprawni obywatele muszą protestować, by kolejne rządy w ogóle dostrzegły ich i ich potrzeby. W której kobiety rodzą bez znieczulenia, a ciężko chorzy pacjenci miesiącami, często wręcz latami czekają na leczenie. W której garstka kapitalistów, właścicieli międzynarodowych koncernów, pasie się na półdarmowej harówie milionów obywateli. Z której blisko trzy miliony osób wyemigrowało za granicę za chlebem (skala porażki transformacji gospodarczej i rodzimego kapitalizmu). W której ludzie cywilizowani i myślący są co dnia obrażani przez zdziczałe prawactwo. I tak dalej.
Gdzie więc jest wobec Boga, Honoru i Ojczyzny człowiek, o którego pytała Kora. Ano, wszędzie dookoła. Cierpi, często w samotności. Niezauważony, bo przysłoniły go trzy abstrakcje, na których zbudowano narodowe mity.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zgon fanatyczki

Współwinni

Biały fosfor