Święto polskiego parlamentaryzmu
Dziś
podobno mamy święto 550-lecia polskiego parlamentaryzmu (o tym, czy
jest w ogóle co świętować, będzie w dalszej części notki). Z
tej okazji parlamentarzyści Bezprawia i Niesprawiedliwości
odgrodzili i siebie, i parlament barierkami od obywateli, po czym
zapewnili, ustami na przykład Marszałka Senatu, że „reprezentują
wszystkich Polaków”. Cóż, na pewno nie mnie, a przecież
obywatelstwa polskiego się nie zrzekłem. Tymczasem trwają
obywatelskie protesty przeciwko łamaniu przez PiS Konstytucji RP i
niszczeniu trójpodziału władz. Bardzo dobrze, niech ludzie
protestują. A posłowie Platformy (anty)Obywatelskiej oraz
Przestarzałej zorganizowali własne obchody 550-lecia polskiego
parlamentaryzmu. W ich trakcie przedstawiciele tychże partii
wygłosili przemówienia, w których mówili, jak ważna jest
demokracja parlamentarna (Jerzy Buzek dodał do tego uwagę, słuszną
zresztą, że ogromnie istotna jest również Unia Europejska, dzięki
której przez kilkadziesiąt lat nie było wojny w Europie
Zachodniej) oraz pokrótce streszczali wyidealizowaną historię
rozwoju polskiego modelu parlamentaryzmu i demokracji, do której
jeszcze wrócimy.
Cóż,
fajnie, że Platformersi i Przestarzali bronią przed PiS-em
pryncypiów demokracji, trójpodziału władzy, państwa prawa czy
też parlamentaryzmu. Inna sprawa, czy są to formacje w owej obronie
wiarygodne. No, z tym może być problem; PO w czasie swoich rządów
niby nie zniszczyła fundamentów polskiego państwa prawa (wszelako
działało ono tak, że dziadzio z demencją, który zapomniał
zapłacić za margarynę w sklepie, szedł siedzieć, o odróżnieniu
od złodzieja, co kradł miliony, na każdym zakręcie stał
fotoradar fałszujący wyniki pomiaru prędkości, a komornicy mogli
swobodnie zabierać majątek ludziom niebędącym dłużnikami) czy
niezależności sądownictwa… Niemniej jednak, ze strony polityków
i (części) zwolenników Platformy nieustannie płynął (i
bynajmniej ludzie ci jeszcze się z tego nie wyleczyli!) wielce
pogardliwy przekaz wobec obywateli niezamożnych, dominowała wśród
nich chęć osłabienia związków zawodowych (czyli REPREZENTACJI
pracowników!), to Platformersi z PSL-owcami wywalili do kosza trzy
miliony obywatelskich podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie
wielu emerytalnego, a obywatelskie i opozycyjne projektu ustaw, nawet
jeśli nie były (jak teraz) z automatu odrzucane, to trafiały do
sejmowej „zamrażarki”; wszystko to trudno uznać za przejawy
działania formacji demokratycznej. Co zaś się tyczy Przestarzałej,
jest to partia niekryjąca, że reprezentuje interesy wielkiego
kapitału, program której zmierza do całkowitego podporządkowania
proletariatu kapitalistom; do tego samego dążą zresztą i PO, i
PiS, i inne ugrupowania prawicowe. Jakoś więc te ich dzisiejsze
wystąpienia brzmiały cokolwiek sztucznie.
No
i trzeba się zastanowić, czy jest w ogóle co świętować. W
pierwotnym okresie swego istnienia polskie sejmy i sejmiki – zjazdy
szlachty obradującej wespół z królem nad ważnymi dla państwa
zagadnieniami, takimi jak wojny czy podatki – stanowiły po prostu
odpowiednik rad królewskich, jakie występowały w innych państwach,
czy raczej władztwach, średniowiecznej Europy. W dobie zaś
Rzeczypospolitej Szlacheckiej i monarchii elekcyjnej parlament,
bazujący w znacznej mierze na systemie przywilejów szlacheckich i
magnackich, przyczyniał się do postępującego ubezwłasnowolnienia
króla; posłowie i senatorowie, wywodzący się wszak ze szlachty i
magnaterii (chłopi swojej reprezentacji nie mieli, nie uważano ich
bowiem za Polaków, a i za ludzi też nie bardzo, co z demokracją
nie miało NIC wspólnego!), okazywali dalece posuniętą niechęć
wobec nałożenia na nich podatków, co skutkowało m. in. tym, że
nie powstała odpowiednio silna armia, a państwo słabło w
przyspieszonym tempie. Nadto, od czasów Augusta II Mocnego i
Stanisława Leszczyńskiego parlament doprowadził do uzależnienia
Rzeczypospolitej od obcych dworów, czyli do… utraty suwerenności
(rozbiory Polski były li tylko potwierdzeniem stanu faktycznego). A
tak gloryfikowane dzisiaj przez Platformersów i Przestarzałych Sejm
Wielki i Konstytucja 3 Maja (nader wsteczna w stosunku do
amerykańskiej i ówczesnej francuskiej, nadto wprowadzona drogą
zamachu stanu) poskutkowały zawiązaniem w Moskwie Konfederacji (dla
niepoznaki) Targowickiej (do której należała większość
ówczesnego Episkopatu!) i ostatecznym upadkiem Polski, poprzedzonym
zdecydowanie spóźnionym Powstaniem Kościuszkowskim. Mówiąc
krótko, polska monarchia parlamentarna przegrała z ościennymi
monarchiami absolutnymi.
W
czasach zaborów parlamentaryzm na ziemiach polskich z bólem się
rozwijał (poza Rosją), ale były to parlamenty Prus (później
Niemiec) i Austrii (później Austro-Węgier). Czyli okres ten z
historii POLSKIEGO parlamentaryzmu należy wyjąć.
Po
odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, polska demokracja
parlamentarna rozwijała się całkiem fajnie, ale tylko przez
niecałe osiem lat, bo do Zamachu Majowego w 1926 roku, po którym
sanacyjna dyktatura stopniowo ograniczała rolę Sejmu i Senatu. W
latach 1939-44 Polski nie było, znajdowała się wszak pod
hitlerowską okupacją, a kiedy odrodziła się po II wojnie
światowej, zapanował w niej ustrój niebędący demokracją
parlamentarną; aczkolwiek byłby o wiele bardziej demokratyczny niż
obecny (tak, tak!), gdyby powstała wielopartyjna scena polityczna, a
proletariat uzyskał faktyczną reprezentację we władzach
państwowych, czyli gdyby zaistniał PRAWDZIWY socjalizm zamiast
technokracji biurokratycznej.
W
roku 1989 następuje zamiana ustroju, demokracja parlamentarna
powraca i po czterech pierwszych latach kształtowania, ma się
całkiem nieźle, aż do 2005 roku, czyli początków pierwszych
rządów PiS, później w koalicji z Samoobroną i LPR-em. Wówczas
zaczęło się podporządkowywanie prac Sejmu i Senatu (zbędnego,
zwłaszcza przy obecnej ordynacji wyborczej) liderom mających
większość partii politycznych. Za rządów koalicji PO-PSL
bynajmniej się to NIE zmieniło, a po 2015 roku patologia ta jeszcze
się rozwinęła.
Jakoś
więc mało widzę powodów do świętowania…
Komentarze
Prześlij komentarz