Sułtan Jarosław i jego eunuchy
Dyktatorski
ustrój, jaki w (k)raju nad Wisłą buduje niejaki Kaczyński
Jarosław, przy użyciu swojej partii o nazwie Bezprawie i
Niesprawiedliwość, definiować można na wiele sposobów, niejedną
nazwą da się go określić. Z pewnością jest to faszyzm (na
łamach prasy lewicowej spotkałem się też z jakże trafnym
określeniem „klerofaszyzm”), czyli system polityczny polegający
na podporządkowaniu – przy jednoczesnym odarciu poszczególnych
jednostek z wszelkiej indywidualności – społeczeństwa Wodzowi
stojącemu na czele będącej jego emanacją partii, przy czym
podporządkowanie owo ma miejsce dzięki systemowi represji i nadzoru
z jednej, oraz załganej, skrajnie prawicowej (dzielącej ludzi na
„lepszych” i „gorszych”, a także wskazującej szeroko
pojętych „obcych” jako wrogów) propagandzie z drugiej strony;
mamy też do czynienia z charakterystycznym dla faszyzmu, niemal
skrajnie wolnorynkowym systemem gospodarczym, dla niepoznaki
przysłoniętym szczątkowymi, acz propagandowo wyeksponowanymi
świadczeniami społecznymi w rodzaju programu 500 Plus. Ustrój
PiS-owski jest także idiokracją – rządami sprawowanymi przez
najgłupsze jednostki, co świetnie widać i słychać w zachowaniu
oraz wypowiedziach akolitów pana Kaczyńskiego i jego samego. Nie ma
tu zresztą sprzeczności, każdy rodzaj faszyzmu jest bowiem
idiokracją; skrajna prawica nikogo innego poza głupcami nie
przyciąga.
Jest
wszelako możliwa jeszcze inna klasyfikacja, na którą na łamach
wczorajszego wydania Dziennika Trybuny w celny, acz humorystyczny
sposób zwrócił uwagę redaktor Piotr Gadzinowski (serdecznie
pozdrawiam). Otóż, pan Kaczyński buduje nam nad Wisłą sułtanat.
Kierowany przez niego model polityczny faktycznie przypomina
strukturę funkcjonowania osmańskiego seraju.
Na
jej szczycie stoi oczywiście sułtan, czyli Jarosław Kaczyński,
uważający się za „odbicie Boga na Ziemi”. Sprawuje on
wszechwładzę, jego wola jest najwyższym prawem, do którego
dostosowane musi zostać to stanowione (vide deformy sądownictwa,
łamanie Konstytucji, itd.). Sam siebie utożsamia z państwem,
instytucje którego i obywatele muszą być mu ślepo podporządkowani
i bezwzględnie posłuszni.
Rzecz
jasna, sułtan Jarosław, rzekomo będący „odbiciem Boga na
Ziemi”, a zatem sprawujący władzę z boskiego nadania, nie może
ponosić za swe czyny politycznej odpowiedzialności. Toteż ma
swoich wezyrów, na których ceduje sprawowanie poszczególnych
funkcji politycznych i administracyjnych; pełnią je oni, co ważne,
w imieniu sułtana, i to przed nim odpowiadają, rozliczani za to,
czy dobrze wypełniali sułtańskie rozkazy, czy źle. Jeśli dobrze,
Jarosław ich wynagradza, jeżeli źle, karze, np. zdejmując z
funkcji albo dając mniej biorące miejsce na liście w najbliższych
wyborach. Czasem zachowanie wezyrów może się nie spodobać
społeczeństwu, na rękę którego sułtan niekiedy idzie; wówczas
poleca wezyrom oddać pozyskane premie na Caritas. Wezyrami są,
rzecz jasna, najwyżej postawieni w PiS-owskiej hierarchii
partyjniacy (np. Joachim Brudziński) i koalicjanci, a także
niektórzy ministrowie, prezesi spółek Skarbu Państwa i redaktorzy
naczelni mediów chwalących Bezprawie i Niesprawiedliwość.
Szczebel
niżej stroją ci, bez których funkcjonowanie całego systemu byłoby
niemożliwe, czyli ci, co wolę sułtana, wyrażoną za pośrednictwem
wezyrów, wcielają w życie, choćby przez tworzenie projektów
ustaw i przegłosowywanie ich w ekspresowym tempie. Oni też
odpowiadają za działanie seraju. Są to eunuchy: posłowie i
senatorowie PiS, wiceministrowie i mniej ważni z Jarosławowego
punktu widzenia ministrowie, partyjni urzędnicy, pracownicy spółek
Skarbu Państwa, „premier” Morawiecki i „prezydent” Duda
tudzież dziennikarze mediów przychylnych Bezprawiu i
Niesprawiedliwości. To oni stanowią trzon sułtanatu, są też
pasem transmisyjnym pomiędzy sułtanem a wyborcami. Warto zauważyć,
iż eunuchy nie tylko ślepo wykonują wolę sułtana, ale też mają
dbać o porządek w seraju, czyli o to, by wolę tę wykonywali
wyborcy, zwani przez Jarosława i wezyrów „ciemnym ludem”.
Bywa
jednak, że temu ostatniemu decyzje sułtana, wezyrów i eunuchów są
nie w smak. Wówczas do akcji wkraczają ślepo posłuszni sułtanowi
janczarzy, czyli aparat represji i nadzoru: upolitycznione
sądownictwo, podległa wezyrowi Zero prokuratura, służby
specjalne, policja…
No
i jest jeszcze jeden element tegoż systemu, mianowicie harem.
Inaczej jednak, niż to było w Imperium Osmańskim, nie składa się
on z odalisek mających za zadanie zaspokajać sułtana seksualnie i
rodzić mu dzieci – najlepiej oczywiście synów, jacy odziedziczą
władzę po ojcu, czy to wymordowawszy braci, czy to (od czasów
Ahmeda I, zamknąwszy ich w złotej klatce. Nie, w kaczystowskim
sułtanacie członkinie haremu są żeńskimi (choć patrząc na taką
posłankę Pawłowicz, żywię w tym względzie niejakie
wątpliwości…) odpowiednikami eunuchów. Pełnią tę samą rolę,
co reszta tegoż towarzystwa, lecz mają jeszcze jedno zadanie –
ocieplanie wizerunku sułtana w oczach opinii publicznej, a kiedy
trzeba, także pokazywanie pazurków. Podobnie jak eunuchy i
wezyrowie, członkinie haremu cieszyć się mogą przychylnością
władcy lub popaść u niego w niełaskę; w tym drugim przypadku
liczyć się muszą ze zdjęciem ze stanowiska premierki i
przeniesieniem na rządową synekurę bez większego znaczenia
politycznego.
Rzecz
jasna, nie jest to sułtanat klasyczny, czyli monarchia występująca
niegdyś czy to w Imperium Osmańskim, czy to w innych państwach
muzułmańskich. Nie, wypracowany przez Jarosława Kaczyńskiego
model sprawowania władzy cały czas mieści się w ramach ustroju
republikańskiego. A w republice możliwy jest tylko jeden rodzaj
sułtanatu – faszystowski.
A
co się tyczy samego Wodza/sułtana Jarosława, to wywołuje on u
mnie faktyczne skojarzenia z dwoma władcami Imperium Osmańskiego. Z
jednej strony jest on równie despotyczny i okrutny, co Murad IV,
aczkolwiek bez jego sukcesów militarnych. Z drugiej, pod względem
trzeźwości oceny otaczającej go rzeczywistości naprawdę blisko
mu do Mustafy Szalonego…
Komentarze
Prześlij komentarz